27 lipca 2007

Życiowe pasje: Janusz Garlicki

Byłem lekarzem „polskich orłów”

Dla tych kibiców piłkarskich, którzy ciągle mają w pamięci sukcesy „polskich orłów” z lat osiemdziesiątych, wiadomość o tym, że my, Polacy, wspólnie z Ukraińcami, będziemy gospodarzami „Euro 2012”, to jakby sygnał trąbki wzywającej starą wiarę do boju. Znów wspominamy sławnych trenerów i zawodników, którzy dostarczyli nam tylu emocji, wzruszeń i radości, zwyciężając na boiskach Europy i świata.
Jest też okazja, by przypomnieć, że lekarzem naszych juniorów (przez 10 lat) i lekarzem sławnej piłkarskiej drużyny narodowej (przez lat 12) był Janusz Garlicki, nasz kolega, lekarz ortopeda, z którym łączymy wielkie sukcesy polskiej piłki: złoty medal na olimpiadzie w Monachium, mecze o mistrzostwo Europy i świata, jak chociażby ten, dziś już legendarny mecz na Wembley, którego wynik zszokował Anglię, a nam otworzył drogę do dalszych zwycięstw na piłkarskich arenach świata. Prawie przez ćwierć wieku, u boku sławnych trenerów: Koncewicza, Forysia, Słaboszowskiego, Piechniczka, Gmocha, Strejlaua, a przede wszystkim Kazimierza Górskiego – był lekarzem, ale także powiernikiem, wychowawcą – najpierw „orląt” z reprezentacji juniorów, później zawodników, którzy już w reprezentacji narodowej rozsławili imię Polski w latach osiemdziesiątych. To właśnie z tych juniorów wyrośli zawodnicy tej miary, co Deyna, Lato, Gorgoń, Gadocha, Szarmach, Lubański, Żmuda.
Kadra kierownicza naszej reprezentacji nie tylko uczyła skutecznego kopania piłki, ale stawiała sobie za cel kształtowanie zalet charakteru i postaw obywatelskich zawodników. Wielu trenerów z tych lat wspominamy jako nieprzeciętne indywidualności, obdarzone zaletami charakteru, talentem i charyzmą. A zwłaszcza nieodżałowanego Kazimierza Górskiego. Janusz Garlicki do dziś pamięta apele kadry juniorów pod kierunkiem trenera Koncewicza, na których 40 lat temu codziennie wciągano na maszt biało-czerwoną flagę i śpiewano Mazurka Dąbrowskiego.

Wówczas w o wiele mniejszym stopniu niż dziś liczyły się pieniądze. Ważne były: sam udział w reprezentacji, orzełek na piersiach, hymn śpiewany przez publiczność wypełniającą stadion po brzegi, wdzięczność kibiców okazywana nam na każdym kroku – mówi dr Garlicki.

Na czym polegały wówczas obowiązki lekarza reprezentacji?

Tyle ich było, że jak pamiętam, wstawałem na ogół pierwszy, a kładłem się spać ostatni. Lekarz sportowy, zwłaszcza lekarz drużyny piłkarskiej, nie tylko leczy tak częste w tej dyscyplinie poważne urazy czy zwykle występujące choroby podopiecznych (a także w moim przypadku ich rodzin), ale również dba o racjonalną, szczególnie zalecaną dietę, a więc zagląda do kuchni i nierzadko jeździ po zakupy, dba o tzw. proces odnowy, który wówczas był czymś nowym i do końca niezbadanym. W tamtych latach zawodnicy nie mieli do dyspozycji całych sztabów specjalistów dbających o ich kondycję i samopoczucie. To lekarz najczęściej był ich powiernikiem, jemu zwierzali się ze swych problemów, nie tylko zdrowotnych, szukali w nim oparcia. Starałem się w miarę możliwości odpowiadać na te oczekiwania. Mając czasami – chociażby mimo woli – wgląd w ich psychikę, nastroje, samopoczucie, usiłowałem kształtować charaktery, pobudzać zwłaszcza wolę zwycięstwa.

Co było najtrudniejsze i najbardziej stresujące?

To, że będąc lekarzem reprezentacji, decydowałem często o aktualnym składzie drużyny czy, już w trakcie meczu, np. o konieczności pozostawienia kontuzjowanego zawodnika poza boiskiem, choćby był to mecz o wszystko, najważniejszy w jego karierze czy najistotniejszy w danym momencie dla wyników reprezentacji.

Często wspomina pan tamte lata…

Choć czas płynie i zajmowałem się wieloma innymi sprawami na różnych stanowiskach, to wciąż wracam myślami do tamtych lat, wydarzeń, przeżyć… Uważam, że byłem dzieckiem szczęścia, w czepku urodzonym. Bowiem piłka nożna, praca lekarza reprezentacji narodowej była i pozostaje największą, niezapomnianą przygodą mojego życia. Dała mi, zwłaszcza w tamtych czasach, rzadką możliwość zwiedzenia niemal całego świata, poznania ludzi, z którymi nigdy bym się nie zetknął: królów, prezydentów, przywódców różnych państw i narodów. A przy tym przeżywałem niezwykłe emocje, oglądając z bliska, na własne oczy, z ławki tuż przy murawie boiska, zmagania najsłynniejszych drużyn o najwyższe trofea, w tym pamiętne mecze naszej drużyny zakończone zarówno jej zwycięstwami, jak i gorzkimi porażkami. Ale szczególnie ciepło, niekiedy ze wzruszeniem wspominam spotkania z Polakami mieszkającymi za granicą, dla których nasza obecność i ówczesne sukcesy były czymś niezwykłym – przywracały ich Polsce, która w warunkach żelaznej kurtyny jakby oddalała się od nich, zapominała i nie dbała o nich. Odżywało w nich poczucie godności i dumy narodowej.

Wspomniałem, że decyzja o przyznaniu nam organizacji „Euro 2012” wzywa nas, starych i młodych kibiców, do czynu, do udziału w tym piłkarskim świecie wszystkich zafascynowanych futbolem…

Jakby wychodząc naprzeciw tym zdarzeniom, które nas czekają, stara wiara, grono dawnych zawodników i trenerów, znów się skrzyknęła po latach. Ci, którzy przynajmniej raz reprezentowali oficjalnie barwy Polski, pod wodzą trenera Piechniczka znów grają w pokazowych meczach w drużynie starych mistrzów, gwiazd piłkarskich z tamtych lat. Spotykają się wszędzie z bardzo dobrym przyjęciem. I tak będzie aż do 2012 roku, w którym nowa reprezentacja Polski, miejmy nadzieję, powtórzy sukcesy tych, z którymi przez tyle lat miałem zaszczyt i przyjemność współdziałać dla dobra polskiego sportu. Nie tracę nadziei, że będę mógł uczestniczyć we wspaniałym widowisku, jakim będzie „Euro 2012” na polskich i ukraińskich arenach sportowych.
wjw

Janusz Garlicki – lekarz ortopeda; 45 lat temu, wkrótce po studiach, rozpoczął pracę z piłkarską reprezentacją juniorów, a następnie z piłkarską reprezentacją narodową, której poświęcił 12 lat swej działalności zawodowej. Jako lekarz współuczestniczył we wszystkich największych sukcesach polskiej reprezentacji narodowej tamtych lat. Następnie był m.in. dyrektorem Centralnej Poradni Sportowo-Lekarskiej, lekarzem w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej – przez 15 lat adiunkt I Kliniki Ortopedycznej AM, dyrektorem Stołecznego Centrum Rehabilitacji im. prof. Weissa w Konstancinie. Działacz samorządu lekarskiego, m.in. wiceprzewodniczący warszawskiej Izby Lekarskiej, ostatnio uhonorowany Odznaczeniem „LAUDABILIS”.

Archiwum