27 grudnia 2007

Listy: „Nowy Medyk” – poprawki historyczne

Z wielką satysfakcją przeczytałem w październikowym numerze „Pulsu” wspomnienia Piotra Edwarda Gołębskiego pt. „Klub Medyka – drugim domem”.

Dodam tylko, że w istocie tytuł „Nowy Medyk” istniał od początku w 1953 r. W połowie lat 50. zaszła natomiast zdecydowana i wiele znacząca zmiana w podtytule: zamiast organu KU PZPR, ZU ZMP i KU ZSP – „Nowy Medyk” stał się pismem warszawskiej młodzieży medycznej. Tak było przez ponad 10 lat, dopiero w 1968 r. „czynniki polityczne” uzależniły dalsze istnienie czasopisma od formalnego podporządkowania go organizacjom studenckim. Udał się wtedy wybieg polegający na przyjęciu tylko „patronatu ideowego” ze strony ZMS, a nieco później ZSP. Niejasność tej formuły dawała nam spore pole manewru
i pozwalała wygrywać istniejące między obu organizacjami animozje.
W 1972 r. „Nowy Medyk” został włączony do partyjnego koncernu prasowego RSW „Prasa-Książka-Ruch” i razem z całą prasą młodzieżową i sportową podlegał Młodzieżowej Agencji Wydawniczej. Do 13 grudnia 1981 r. naszą siedzibą były te same dwa pokoje na II piętrze Domu Medyków przy Oczki 7. Po stanie wojennym mogliśmy wznowić działalność dopiero jesienią 1983 r. – pod nowym adresem: Foksal 11. Dom Medyków poszedł do wieloletniego, politycznego remontu. Zainteresowanych tematem odsyłam do mojego wspomnienia wydrukowanego w czasopiśmie warszawskiej AM „Medycyna. Dydaktyka. Wychowanie” nr 10/2006, str. 40-44.
Sam należę do nieco młodszego pokolenia – gdy dr Gołębski kończył studia, ja je zaczynałem; mój związek z redakcją zaczynał się wtedy, gdy on i jego koledzy, zwykłą koleją studenckiego losu, przeszli do wykonywania zawodu lekarza. Spośród ówczesnych redaktorów jedynie Jurek Średnicki i Regina Koreywo stali się łącznikami między przełomem lat 50/60 a pierwszą połową lat 60.
Na podstawie książki pod moją redakcją pt. „Studencka prasa medyczna„, wydanej w 1980 r., a szczególnie rozdziału „Lancet i pióro – zarys dziejów prasy studentów medycyny i farmacji w Polsce” autorstwa ówczesnego studenta, a dziś profesora i prezesa Towarzystwa Internistów Polskich Eugeniusza Kucharza – chciałbym uzupełnić, że po wspomnianym przez P. E. Gołębskiego redaktorze naczelnym Tomirze Vitalium, od 1961 r. (i 55. numeru), stery redakcji objął Jerzy Średnicki. Dzierżył je z wielkim dla „Nowego Medyka” sukcesem do 1966 r., wydając 40 numerów – prawie tyle samo, co wszyscy jego poprzednicy. W tym też czasie rozpoczął się mój związek z redakcją, który okazał się związkiem na całe życie zawodowe.
Po Jurku Średnickim na krótki czas, w 1967 r., nastał Mieczysław Tyrakowski, a po nim (aż do końca 1968 r.) Henryk Olszewski. W latach 1969-1970 redaktorem naczelnym był mój kolega z grupy Adam Galewski (we wcześniejszych latach pełniący funkcję a to zastępcy naczelnego, a to sekretarza redakcji). Po nim funkcję tę sprawował przez rok Janusz Młyński.
Od 1971 r. rola ta przypadła mnie i los sprawił, że kierowałem redakcją przez kolejnych 18 lat, aż do likwidacji tego tytułu przez upadającą Młodzieżową Agencję Wydawniczą. Na podstawie nawiązanych w tym czasie przyjaźni i z finansową pomocą tracących pracę koleżanek i kolegów z redakcji powołaliśmy wtedy spółkę z o.o. pod nazwą „Medyk” (praw do tytułu „Nowy Medyk” nie chciała nam ani oddać, ani sprzedać ówczesna komisja likwidacyjna RSW „Prasa-Książka-Ruch”, przypomniana ostatnio jako hojny darczyńca kilku budynków i drukarni dla Fundacji Prasowej Solidarności). Przez kilka lat wydawaliśmy miesięcznik „Medyk”, ale zasadnicza zmiana rynku czytelniczego zmusiła nas do zawieszenia go w roku 2003.

Tyle gwoli przypomnienia faktów. Wracając do wspomnień dr. Gołębskiego, szczególnie cieszę się z przypomnienia rzeczywiście niezwykłej atmosfery Domu Medyków i jego prawdziwych gospodarzy: Pana Adama (Oporskiego) i Pani Marii/Natalii (Włodkowskiej). W tamtych czasach wszyscy „lokatorzy” – Rada Uczelniania ZSP (oraz podobne, choć znacznie mniejsze, ZMS i ZMW), Klub Medyka ze wszystkimi swoimi filiami, Klub Turystyczny, prężny AZS i oczywiście nasza redakcja – tworzyliśmy jedno środowisko, które mimo dziś nic niewartych drobnych sporów zbudowało związki prawdziwego koleżeństwa na dziesiątki lat dalszego życia.

Andrzej DOROBA

Archiwum