11 marca 2008

Leczenie zasypką

Bardzo łatwo przyszło kierownictwu ministerstwa wyszczególnienie wad i uchybień występujących w systemie ochrony zdrowia. Długą ich listę – z rozbiciem na pacjentów, kadry oraz finanse i zarządzanie – wręczyła Ewa Kopacz uczestnikom spotkania inaugurującego Biały Szczyt. Ledwie wszyscy rozpoczęli wspinaczkę, już trzeba schodzić na ziemię. Anonimowy autor opracowania, w którym ministerstwo prezentuje założenia naprawy systemu, musiał być bardzo ostrożny, gdyż wspomniany katalog uchybień asekuracyjnie nazwał „przykładowym”. Nie jest to więc zbiór zamknięty ani nowy. Wymieniali je poprzednicy obecnej ekipy i eksperci, którzy przyczynili się do napisania niejednej białej czy zielonej księgi, jakie wydano przy ulicy Miodowej. Gdy ktoś dziś jeszcze wmawia obywatelom, że jakiś problem w ochronie zdrowia nie jest do końca poznany, to przypomina mi lekarza, który zamiast kierować się własnym doświadczeniem lub wiedzą podręcznikową, odsyła pacjenta z kwitkiem, zasłaniając się brakiem dostępu do najnowocześniejszego tomografu. Przy czym takie urządzenie, które rzekomo rozjaśniłoby doktorowi w głowie, znajduje się na sąsiedniej ulicy i wystarczyłoby tam skierować klienta, by szybko wrócił z wynikiem.

Nasz system ochrony zdrowia to właśnie taki pacjent, którego nikt nie chce zbadać wypróbowanymi metodami, bo opłaca się udawać, że ten trudny przypadek wymaga Bóg wie jakiego sprzętu. A skoro go nie ma – wracamy do punktu wyjścia, rozkładamy ręce i odkrywamy Amerykę, prezentując „przykłady wad i uchybień”. W ten sposób można reformować ochronę zdrowia do końca świata i jeden dzień dłużej (może gdyby to robił właśnie Jurek Owsiak, trwałoby to o jeden dzień krócej?). Co prawda, gdy podczas spotkania inaugurującego Białego Szczytu słuchałem zabierających głos przedstawicieli pacjentów – a więc Adama Sandauera i księdza Arkadiusza Nowaka – wpadałem w popłoch, że reformować będziemy system w myśl woli pacjentów, ale nie jest dobrze, gdy do tej roboty biorą się też sami lekarze, a jeszcze gorzej – gdy związki zawodowe.

Czy jesteśmy więc skazani na polityków? Jeśli rozumnych, to nie miałbym nawet nic przeciwko, bo w systemach demokratycznych to właśnie klasa polityczna jest emanacją społeczeństwa. W obecnym Sejmie Komisja Zdrowia jest naprawdę przygotowana merytorycznie do zmierzenia się z najtrudniejszymi rafami reformy i nie musi sięgać do ściągi z diagnozy przygotowanej przez minister Ewę Kopacz. Problem tylko polega na tym, że sama wiedza to jeszcze zbyt mało, by móc pacjenta zacząć leczyć. Trzeba chcieć, a więc nie urządzać czegoś na kształt strajku absencyjnego, gdy wszyscy czekamy na ważne decyzje.
I nie udawać, że zamiast reanimacji wystarczy puder, którym pacjenta posypie rząd.

Paweł WALEWSKI
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum