28 października 2011

Na marginesie

W połowie września br. w PAP odbyła się konferencja prasowa, w czasie której eksperci i kardiolodzy przedstawili wyniki badań projektu NATPOL 2011, dotyczące głównych czynników mających wpływ na powstawanie chorób układu krążenia.
Czynnikami tymi są: nadciśnienie tętnicze, otyłość, cukrzyca, hipercholesterolemia i palenie papierosów.
W dyskusji podkreślano rolę profilaktyki i edukacji jako czynników zapobiegających powstawaniu tych schorzeń. Tylko w tych krajach, w których postawiono na profilaktykę, a tak się stało np. w Finlandii i Australii, uzyskano poprawę wskaźników zdrowotnych.
W Polsce od ponad dziesięciu lat realizowany jest ministerialny program leczenia schorzeń układu krążenia – Polkard. Mimo to w naszym kraju nie zmniejsza się zapadalność na te schorzenia. Zmusza to chyba do refleksji i wyciągnięcia wniosków…
Być może Ministerstwo Zdrowia powinno położyć większy nacisk właśnie na profilaktykę. Bowiem, jak pokazują badania, wydawanie ogromnych środków np. na wyposażenie pracowni w oddziałach kardiologii inwazyjnej wcale nie przekłada się na poprawę wskaźników zdrowotnych w chorobach naczyń i serca.
Do laski marszałkowskiej trafił właśnie projekt ustawy o zdrowiu publicznym, którego autorem jest Ministerstwo Zdrowia. Ustawa ta oczekiwana była przez ekspertów od wielu lat. W kontekście wyborów aktualne jest jednak pytanie, czy będzie ona miała szansę wejść w życie. Jak pokazuje bowiem historia, w Polsce działa reguła wahadła, tzn. po każdych wyborach parlamentarnych zmienia się ekipa rządząca. Tradycją jest, że każdy następny – nowy minister zdrowia „potępia w czambuł” swojego poprzednika i zaczyna realizować własne pomysły na reformę ochrony zdrowia. Czy obecna koalicja zdoła zatrzymać to wahadło i czy Ewa Kopacz dokończy realizować swoje plany? A może powrócimy do budżetowego finansowania ochrony zdrowia?

Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk

Archiwum