25 czerwca 2012

Bez znieczulenia

Marek Balicki

To nie była niespodzianka. Rosnące napięcie w stosunkach Ministerstwa Zdrowia z NFZ, jakie obserwowaliśmy w ostatnich tygodniach, wyraźnie prowadziło do rozstrzygnięcia. Na dodatek niektóre ostatnie działania prezesa NFZ miały wręcz prowokacyjny charakter. Mam na myśli zarządzenie z końca kwietnia, wprowadzające nowe wzory umów upoważniających lekarzy do wystawiania recept na leki refundowane. Dlaczego prezes Paszkiewicz wpisał do tekstu umowy kary, które w styczniu Sejm wykreślił z ustawy refundacyjnej? Przecież musiał zdawać sobie sprawę, że będzie to zarzewie kolejnego poważnego konfliktu ze środowiskiem lekarskim. Przykłady arogancji prezesa można by mnożyć. Zamieszanie z terapią niestandardową sprzed dwóch lat skończyło się dla niego wysoką karą pieniężną.
Ale czy wniosek ministra Arłukowicza do premiera o odwołanie prezesa Paszkiewicza nie budzi żadnych wątpliwości? Moim zdaniem budzi, bo problem wcale nie jest taki jednoznaczny.
Zastanawia termin złożenia wniosku. Dlaczego minister nie zrobił tego wkrótce po objęciu urzędu, co byłoby naturalne, gdyż prezesa zdążył już dobrze poznać w czasie poprzedniej kadencji Sejmu? Czy musiał czekać na moment, w którym ocena jego działalności w rankingach zaufania osiągnęła rekordowo niski poziom i stał się najgorzej ocenianym ministrem? Na dodatek po odwołaniu prezesa Paszkiewicza w ścisłym kierownictwie NFZ pozostanie tylko jedna osoba – zastępca ds. służb mundurowych, bo na pozostałych stanowiskach są wakaty, i to w przeddzień rewolucyjnych zmian w programach lekowych. To wskazuje na nerwowość poczynań. Może więc chodziło głównie o ucieczkę do przodu z nadzieją, że odwołanie mało popularnego Paszkiewicza pozwoli na złapanie oddechu. Może w tym czasie uda się wreszcie przedstawić opinii publicznej jakiś konkretny plan działań do końca kadencji, bo minęło już pół roku, a my ciągle słyszymy same ogólniki.
Dla lekarzy dzisiaj najistotniejsze są jednak zamiary ministra w sprawie zapisów o karach w umowach dotyczących wystawiania recept na leki refundowane. Zmiana na stanowisku prezesa NFZ nie powoduje przecież automatycznego uchylenia kontrowersyjnego zarządzenia. Co gorsza, prezes Paszkiewicz, już po zaopiniowaniu wniosku o odwołanie przez Radę NFZ, oświadczył publicznie, że Arłukowicz nigdy nie kwestionował wzoru umowy między funduszem a lekarzami. I miał rację, mówiąc: „Gdyby minister zdrowia oficjalnie miał coś przeciwko, to na pewno wszcząłby procedurę unieważnienia zarządzenia”. Z tej możliwości Arłukowicz jednak nie skorzystał. Co więc zrobi teraz? Czy chodzi tylko o uspokojenie środowisk lekarskich, czy o coś więcej?
Szybka decyzja w sprawie rozesłanych już do lekarzy nowych umów będzie pierwszym testem wiarygodności działań ministra i może stworzyć szansę na partnerski dialog otwierający drogę do koniecznych zmian systemowych. W innym przypadku Paszkiewicz odejdzie, ale nierozwiązane problemy pozostaną, bo konflikt między NFZ a resortem zdrowia ma charakter systemowy.

Archiwum