12 kwietnia 2017

Jakości nam trzeba

na marginesie

Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk

redaktor naczelna

W Biuletynie Informacji Publicznej KRM pojawił się pod koniec stycznia 2017 r. dokument „Założenia projektu ustawy o jakości w ochronie zdrowia i bezpieczeństwie pacjenta” opracowany przez Ministerstwo Zdrowia, a dokładnie przez byłego już wiceministra zdrowia Piotra Warczyńskiego. Teoretycznie trwają konsultacje, ale w BIP nic o nich nie napisano. Ostatnia zmiana pochodzi z końca marca – dowiadujemy się jedynie, że obecnie za ten projekt odpowiada wiceminister Marek Tombarkiewicz. O potrzebie jakości leczenia kogo jak kogo, ale lekarzy przekonywać nie trzeba. Ustawa jest oczekiwana od dawna zarówno przez pracowników ochrony zdrowia, jak i pacjentów. Szkoda tylko, że od czasu odzyskania przez Polskę niepodległości nie możemy się doczekać jakości od polityków i jakości stanowionego przez nich prawa. Z roku na rok propozycje, niestety także zgłaszane przez resort zdrowia, są coraz gorszej jakości. Przykładem mogą być wspomniane założenia do projektu ustawy o jakości w ochronie zdrowia. Autorzy, omawiając aktualny stan stosunków społecznych, nie wspominają ani słowem o narastającym w społeczeństwie, również u większości osób wykonujących zawody medyczne, braku zaufania do państwa i jego instytucji. Nie zastanawiają się też, jak problemowi zaradzić. Ma to kolosalne znaczenie w omawianym dokumencie. Nie wspominają także o tym, że zwiększą się wydatki szpitali, związane z projektowaną koniecznością zatrudnienia we wszystkich placówkach zastępców dyrektora ds. jakości i bezpieczeństwa opieki. Nie uwzględniono również nakładów na „szkolenia i inne działania niezbędne do podnoszenia kompetencji personelu”. Pojawia się obawa, że projektowane rozwiązania pozwolą wykorzystywać system autoryzacji do eliminowania finansowania ze środków publicznych podmiotów medycznych z innych powodów niż merytoryczne. Projekt nie przewiduje bowiem obiektywnego, zgodnego z zasadami państwa prawa, systemu odwołania się od odmowy przyznania akredytacji. Zakłada się konieczność przesyłania informacji o wystąpieniu zdarzeń niepożądanych i dodatkowo wykazu tych zdarzeń. Obowiązek wypełniania kolejnych dokumentów przez i tak obciążonych nadmierną sprawozdawczością świadczeniodawców skróci (zwłaszcza w POZ) czas przeznaczany dla pacjenta. Projektodawcy piszą: „Nie będzie ponosił odpowiedzialności karnej [zgłaszający] (z wyłączeniem winy umyślnej lub zaniechania)”. Pojawia się oczywiste pytanie, kto to będzie oceniał i skąd będzie posiadał informacje? Na to nie znajdujemy w tekście odpowiedzi. Zamiast zgłaszania prawdziwych zdarzeń niepożądanych rozkwitnąć może donosicielstwo w pełnym tego słowa znaczeniu. Poza tym dokument jest sporządzony bardzo niedbale, zawiera wiele literówek, błędów językowych i stylistycznych. Pozwala to podejrzewać, że tak naprawdę nikt go przed upublicznieniem nie przeczytał dokładnie ani pod kątem jakości rozwiązań, ani należytej staranności przekazu. Wszystko więc wskazuje, że proponowane rozwiązania nie spełnią oczekiwań pomysłodawców projektu i oczekiwań społecznych (także środowisk medycznych) dotyczących poprawy jakości leczenia i bezpieczeństwa pacjentów w Polsce.

Parafrazując wieszcza: Jakości nam trzeba jak powietrza i chleba. 

e.gwiazdowicz@oilwaw.org.pl

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum