3 lipca 2020

Ukryte emocje?

Osobę w masce trudno rozpoznać, więc tym bardziej trudno zinterpretować jej emocje. Maski były i są dla wielu lekarzy codziennością, niedawno całe społeczeństwo musiało je nosić. Niektórzy „oswajali” maski, czyniąc z nich element garderoby i modny dodatek. Chyba każdy się przekonał, ile istnieje utrudnień podczas prób komunikowania się w maskach. Maska może przeszkadzać, gdy chcemy w pełni się uzewnętrznić, jednak gdy chcemy coś ukryć, okazuje się pomocna. O maskach, nieco abstrahując od ich medycznej roli, z Maciejem Orłosiem rozmawiała Renata Jeziółkowska.

Gdy rozmówca nosi maskę, gdy nie widzi się części jego twarzy, rozmawia się z nim gorzej, czuje się dyskomfort. Podobne odczucia ma się, gdy samemu mówi się w masce. Czy możliwa jest dobra komunikacja, kiedy istnieje taka bariera?

To jest ciekawe, bo z drugiej strony maska daje też pewien komfort, ponieważ trochę przykrywa mimikę i niektóre rzeczy można zakamuflować. Chociaż tylko niektóre, bo oczy są widoczne. Jednak jak ktoś ma grzywkę i jeszcze okulary, to już w ogóle może się schować – za maską, za okularami, za grzywką. Gdy jest tylko maska, oczy są widoczne, a w oczach, jak wiemy, jest prawda… Oczy są najważniejsze, więc kamuflaż jest ograniczony. Natomiast rzeczywiście maska to kłopot komunikacyjny, wygląda się niefajnie, nie wszystkim dobrze oddycha się w maskach i nie jest to naturalne.

Ktoś jest w masce i chce ukryć swoje emocje albo wręcz przeciwnie – chce pokazać swoje emocje i ma do tego tylko oczy. Mówimy teraz o komunikacji niewerbalnej.

No tak, ale oczy są zwierciadłem duszy i w oczach nie ukryje tych emocji pod maską. Jeśli emocje są wielkie, w oczach wszystko będzie widać. Coś tam się zakryje w ustach, w mimice, ale oczy zostają. Jak ktoś jest w emocjach, przykrywa sobie twarz. Zasłania się. Tworzy barierę. A oczu ludzie nie przykrywają, chyba że jest wielka tragedia. Wtedy ktoś się łapie za głowę, za czoło, głowa w dół, przykrywa oczy. Chce się odgrodzić, chce być gdzieś indziej. Komuś, kto chciałby się przykryć, odgrodzić i ukryć, przyda się maska i ciemne okulary.

Maski miewają uczestnicy konferencji prasowych. Zdarza się, a wcześniej był to standard, że reporter przekazujący informacje do studia telewizyjnego nosi maskę.

Byłem zdziwiony, gdy widziałem np. polityka, który stał na tle pola przed mikrofonem na stojaku. Miał maskę, operator kamery był w znacznej odległości, w pobliżu nie było nikogo więcej. Oczywiście, pewnie wynikało to z obowiązujących przepisów, nakazujących noszenie maski na zewnątrz. Ale widać też w takiej postawie, że polityk chce być hiperpoprawny. Widziałem też ludzi, którzy siedzą online przed kamerą w rękawiczkach i masce…

Maski w przestrzeni publicznej to jedno, ale one są codziennością wielu lekarzy. A lekarz musi komunikować się z pacjentem.

To trudna sytuacja i dla lekarza, i dla pacjenta. Pacjent, który nie ma maski, też odczuwa dyskomfort. Niektórych może taka blokada dodatkowo przerażać, może działać dołująco. Dla pacjenta nie jest to ani naturalne, ani komfortowe – tak ogólnie można to ująć. I pytanie, jak jest ze słyszalnością… Mnie przydarza się to często w sklepach: przegroda z pleksi, maski… I taki problem komunikacyjny pojawia się, że słucham, słucham… i nie wiem, co się do mnie mówi. Zasłonięta osoba powinna pamiętać, że artykulacja musi być wyraźniejsza i natężenie głosu powinno być nieco większe niż zwykle. Żeby podczas rozmowy np. lekarza z pacjentem pacjent tego lekarza zrozumiał.

Ale pewnie trzeba uważać, żeby pacjent nie odebrał wyższego natężenia głosu jako krzyczenia na niego. A mówiąc poważnie, czy można zrobić coś jeszcze poza głośniejszym mówieniem, by warunki komunikacji poprawić?

Wyobraziłem sobie scenę a la Monty Python – siedzi taki skulony, przerażony pacjent, a lekarz do niego prawie krzyczy, wyraźnie artykułując słowa. Naturalnie, trzeba to odpowiednio zbalansować, łagodzić innymi chwytami, sposobami. Czyli jest maska, ale w oczach widać uśmiech, widać, że jesteśmy przyjaźnie nastawieni, jest otwarta gestykulacja, jest życzliwe podejście. Przyjazne nastawienie pokazujemy mową ciała, spojrzeniem, tym, co mamy w oczach. Nie trzeba widzieć uśmiechu na ustach, żeby wiedzieć, że ktoś jest uśmiechnięty. I to jest wystarczająco wyraźne, wiadome, widoczne. Jest to wyzwanie, ale do przezwyciężenia.

Obowiązek noszenia masek w przestrzeni publicznej wiele osób ignorowało lub podchodziło do niego bardzo lekko. Częstą praktyką było noszenie masek na brodach, na szyjach, używanie wielokrotne. Z drugiej strony innym, czyli osobom bardzo poważnie podchodzącym do zagrożenia zakażeniem, maski dawały poczucie bezpieczeństwa. Czy „zamaskowanie” społeczeństwa można było traktować trochę jak grę pozorów?

Ja widziałem w Warszawie dużo dyscypliny. Aż czasami więcej, niż można by się spodziewać. Widziałem maski u rowerzystów jeżdżących niekoniecznie wśród ludzi, co mi się wydawało nawet niezdrowe. Ciągle widzę ludzi w maskach, na zasadzie takiej: a, na wszelki wypadek, nigdy nie wiadomo. Są też  sytuacje, np. w sklepach, że klienci nie zakładają masek, jakby zinterpretowali rozluźnienie obostrzeń jako „już jest luz, nie trzeba uważać”. Mamy sporo zaleceń wydających się sprzecznymi, bo gdy idziemy do knajpy, siedzenie bez maski jest OK. Ale gdy idziemy do sklepu, nawet gdy trzymamy dystans, powinniśmy nosić maski… Ja też miewam takie przemyślenia, ale staram się zakładać maskę, jak wchodzę do sklepu, dla komfortu obu stron.

Zgodnie z odgórnymi komunikatami najpierw nie możemy wchodzić do lasu i wychodzić z domu, później to się zmienia i nagle wszyscy muszą nosić maski, a za chwilę nie noszą. Tymczasem notowany jest wzrost zachorowań. Można się zupełnie pogubić. Czy zarządzając sytuacją kryzysową, można pozwalać sobie na sprzeczności lub niekonsekwencję?

Z jednej strony ja władzę (nie tylko u nas, ale wszelkie władze) rozumiem. Wszyscy się zderzyli z czymś całkiem nowym. Coś ta władza musi zrobić, żeby nie było, że nic nie zrobiła. No, więc robi, próbuje się połapać w tym. Tutaj coś odmrozi, tutaj okaże się, że coś jest niekonsekwentne. I wszyscy o tym mówią, i to wiedzą. Widywałem wejścia do lasu zasłonięte taśmą. Lasy są dosyć duże, nie da się zasłonić wszystkich wejść do lasu taśmą, poza tym, co to za problem przejść pod taśmą. Gdzieś widziałem taśmę, po chwili była zerwana, gdzieś jej nie było. Później można było wchodzić, ale tylko w masce. No, a potem władza „odmroziła” lokale. I nagle w mediach pojawia się obrazek z premierem, który siedzi z właścicielami restauracji gdzieś na Śląsku… I później tłumaczył, że są zalecenia, a nie nakazy czy zakazy. Brzmi to dziwnie… W knajpach miało być tak, że przy jednym stoliku tylko rodzina. Jeszcze jakieś oddzielenie pleksi… Tak się nie da, bo kto miałby sprawdzać, kto jest rodziną, a kto nie jest? Takich pomysłów nie da się bronić. Ale ten brak konsekwencji dotyczy też różnego traktowania np. restauracji, siłowni i teatrów.

Czy tego rodzaju niekonsekwencja może skutkować utratą zaufania do osób podejmujących decyzje? Podważać wiarygodność decydenta?

Powinno być zaufanie, czyli ufamy, że gdy coś jest wprowadzane, to ma sens, znaczenie, z czegoś wynika. A widząc sprzeczności, wiele osób zapewne myśli: sami nie wiedzą, co robią…

 Można w ten sposób tracić autorytet?

Jak najbardziej!

Z drugiej strony nie można bagatelizować ryzyka.

Zgadza się, dlatego potrzebna jest we wszystkim racjonalność.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum