29 marca 2014

A most się ruszał…

„Moje zęby zaczęły reagować na temperaturę. Zrozumiałem, że czas zrobić z nimi porządek” – napisał w skardze do okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej Józef P.
Znajomi doradzili mu gabinet dentystyczny dr. Witolda M. Zdawał sobie sprawę, że mocno nadszarpnie swój budżet emeryta, ale miała to być inwestycja na całe życie.
„Trafiłem na lekarza – żalił się Józef P. – przez którego straciłem pieniądze i zdrowie. Złamał mi kilka zębów, doprowadził do stanów zapalnych, ostatecznie musiałem szukać pomocy u innych dentystów. (…) Wszystkie te moje problemy zakończyły się usunięciem zębów i założeniem protezy akrylowej. Nie czuję się w niej dobrze, gdy jestem w domu, zdejmuję ją. Domagam się ukarania dr. Witolda M.”.
W Okręgowym Sądzie Lekarskim Józef P. pokazał bardzo niewyraźne ksero dokumentacji medycznej leczenia jego zębów. Tylko takie dostał od dr. M. i to dopiero po kilku tygodniach zabiegania. Stomatolog odpowiadał mu, że pacjent nie ma do tego prawa.

Jest pan trochę przewrażliwiony
Doszło do przesłuchania poszkodowanego pacjenta przez okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej.
– Na pierwszej wizycie pan doktor kazał mi zrobić rentgen zębów filarowych. Po obejrzeniu zdjęcia uznał, że trzeba zdjąć stary most. Był to nieprzyjemny zabieg, ale ostatecznie cement odpadł, odkrywając opiłowane zęby. I wtedy asystent doktora M. zauważył, że złamała się „piątka” (skarżący używał potocznej numeracji zębów).
Wykonano most tymczasowy, który miesiąc później został ostatecznie zacementowany. Po kilku dniach pacjent zaczął dotkliwie odczuwać reakcję „piątki” na zimne i gorące napoje. Przyszedł z tym problemem do swego dentysty.
– Usłyszałem, że to przejdzie, most musi się dopasować do dziąseł.
Trzy miesiące później Józefa P. niepokoiła już nie tylko wrażliwość „piątki”, ale i ruchomość mostu. – To nic takiego, jest pan trochę przewrażliwiony – usłyszał w gabinecie. Most jednak ruszał się nadal, a między „piątką” a „szóstką” pojawił się ból. Tym razem diagnoza dr. M. brzmiała poważniej: – Korona rzeczywiście nie jest stabilna, trzeba most zdjąć.
Dentysta użył zbijaka, ale nie dał rady. Ponieważ działo się to tuż przed jego urlopem, umówił się z pacjentem na zabieg, gdy wróci z wakacji. W czasie ponownej wizyty znów się nie udało.
Tymczasem po kilku dniach most sam spadł i wtedy Józef P. zobaczył, że „jedynka”, „trójka” i „piątka” są złamane. Poszedł do gabinetu. Lekarz włożył sztyfty i ponownie zacementował. Ale po kilku dniach most znów się ruszał.
– Wtedy doktor – zeznawał Józef P. u rzecznika – rozrobił cement i wcisnął go między dwie „jedynki”. To miało protezę ustabilizować. Niestety, wkrótce tak bardzo zabolało mnie pod zacementowanym mostem, że natychmiast poszukałem pomocy w Specjalistycznej Poradni Wojewódzkiej. Stwierdzono stan zapalny dziąseł, ponadto okazało się, że cement przytwierdzający most uległ rozkruszeniu. Zalecono mi, abym z tym problemem zgłosił się do lekarza, który protetykę wykonywał. Dr M. zbił most z siekaczy „jedynki” i „dwójki”, odbudował złamane filary „trójki” i „piątki” i na tym most osadził. „Teraz już będzie dobrze” – zapewnił.
Ale nie było. Niespełna miesiąc później Józef P. ponownie szukał ratunku w Specjalistycznej Poradni Wojewódzkiej, bo ból rozsadzał mu czaszkę. Dyżurny lekarz stwierdził zgorzel miazgi „piątki”. Udręczony Józef P. znów poszedł do kliniki dr. M. Doszło do awantury w recepcji, bo dentysta twierdził, że on już u tego pacjenta zakończył leczenie. Ostatecznie jednak go przyjął. „Piątkę” trzeba było przeleczyć przez koronę. Kilka dni później na dziąsłach pojawił się obrzęk. Znów wizyta w gabinecie dr. M., zastosowano antybiotyk. Nie na długo pomogło.
Doktor postanowił zdjąć most – usunąć „trójkę”, następnie odciąć z mostu „piątkę”, dwie „jedynki” i odbudować je jako samodzielne.
– Ale ja już nie miałem zaufania do tego dentysty – powiedział rzecznikowi Józef P. – Postanowiłem poszukać innego lekarza. Chciałem tylko zwrotu kosztów za nowe leczenie. Dr M. się nie zgodził.

Wątpliwości na korzyść obwinionego
Przesłuchano też dr. Witolda M. Wezwany do rzecznika dentysta przedstawił inną wersję wydarzeń w jego gabinecie: Józef P. nie mówił w czasie pierwszej wizyty, że jego zęby reagują na temperaturę. Chciał wymienić mosty ze względów estetycznych. Faktycznie, nastąpiły powikłania w trakcie użytkowania nowego mostu, które eliminowano na bieżąco. Niestety, w wyniku tych komplikacji nie było możliwości zacementowania na stałe wykonanej pracy protetycznej.
– W związku z tym zgadzam się na pokrycie kosztów zaproponowanego przez innego lekarza planu leczenia, odtwarzającego utracony most– oświadczył przed rzecznikiem dr M.
Gdy jednak wybrany przez Józefa P. inny dentysta przedstawił kosztorys naprawy błędów poprzednika z kwotą 21 tys. zł (wprowadzenie czterech implantów w miejscu złamanych zębów, odbudowa protetyki – w finale most porcelanowy), dr M. wycofał swoją deklarację pomocy finansowej. I to był koniec mediacji za pośrednictwem rzecznika odpowiedzialności zawodowej.
Wznowiono więc postępowanie wyjaśniające, przede wszystkim zasięgając opinii biegłych. Na początek kierownika Katedry Zakładu Propedeutyki Stomatologicznej w Gdańsku.
Profesor stwierdził brak prawidłowego przygotowania pacjenta do leczenia protetycznego, co dało podstawy rzecznikowi do postawienia dr. M. zarzutów z art. 8 Kodeksu Etyki Lekarskiej.
Obwiniony poprosił o skierowanie do innego biegłego następujących pytań: Gdzie w dokumentacji medycznej są dowody, że podczas usuwania starego uzupełnienia protetycznego doszło do uszkodzenia części koronnej zęba nr 5? Na jakiej podstawie stwierdzono, że pacjent z tymczasowym zacementowaniem uzupełnienia protetyki pojawił się właśnie w gabinecie dr. M., aby zakończyć leczenie? Przecież do zacementowania na stałe zniszczonych filarów zębów mogło dojść w innym gabinecie, do czego Józef P. nie chce się przyznać.
Opinia kolejnego biegłego nie była dla dr. Witolda M. korzystna. Zdaniem tego specjalisty stomatolog niedokładnie ocenił stan zębów filarowych. Kiedy wystąpiły powikłania, lekarz początkowo miał dobrą wolę uporania się z nimi, ale problemów przybywało i pacjent stracił do niego zaufanie. Dlatego w tajemnicy odwiedzał inne gabinety dentystyczne.
Okręgowy Sąd Lekarski w Olsztynie uznał dr. Witolda M. za winnego i ukarał go upomnieniem. Lekarz odwołał się od orzeczenia, używając argumentów przede wszystkim formalnych. Twierdził, że obecna w składzie sądu stomatolog z Olsztyna leczyła Józefa P. Nie była więc obiektywna przy ferowaniu wyroku.
Naczelny Sąd Lekarski utrzymał w mocy orzeczenie sądu niższej instancji, bowiem owa stomatolog była tylko przy ocenie stanu dziąseł pacjenta w poradni specjalistycznej.
Obwiniony złożył kasację do Izby Karnej Sądu Najwyższego. Została przyjęta. Z uzasadnienia: „Nie ulega wątpliwości, że wymieniona członkini sądu korporacyjnego była bezstronna, ale nie miała zdolności do orzekania w tym konkretnym przypadku”. Sprawa wróciła do ponownego rozpoznania w Okręgowym Sądzie Lekarskim, gdzie kara upomnienia została uchylona, a lekarz uniewinniony.
– Sąd korporacyjny stosuje się do zasady z kodeksu karnego, że wszelkie wątpliwości należy traktować na korzyść obwinionego – orzeczono. – Niestety, nie dało się wyjaśnić, w którym gabinecie ostatecznie most został zacementowany. Pacjent szukał pomocy w dziewięciu przychodniach.
Józef P. odwołał się do NSL. Tam zapadła decyzja o ponownym rozpatrzeniu skargi w sądzie pierwszej instancji.
Jest wielce prawdopodobne, że sprawa dr. M. zostanie umorzona z powodu przedawnienia, które następuje po pięciu latach od skarżonego zdarzenia.

Helena Kowalik

Archiwum