29 czerwca 2014

Język nasz giętki – Pacjent chirurgiczny

Prof. Piotr Müldner-Nieckowski

To że mówimy specyficznym językiem, nie tylko nie dziwi, ale nawet się podoba. Trzeba sobie jasno powiedzieć – język lekarski różni nas od ludzi innych zawodów do tego stopnia, że czasem na tej jakże wątłej podstawie możemy sprawnie ocenić, czy mamy do czynienia z medykiem, a nawet czy – ściśle – z lekarzem. Wystarczy zapytać, czym jest musculus sternocleidomastoideus i zależnie od tego, jak osobnik odpowie lub co pokaże, mamy gościa zakwalifikowanego.
To jest nie tylko sympatyczne, ale jak widać pożyteczne.
Tak działa pytanie o wiedzę, ale podobnie funkcjonuje żargon. Ten, choć z wiedzą często się lekko mija, identyfikuje nas doskonale, a przy tym zdecydowanie przyspiesza komunikację i pozwala w mgnieniu oka przekazać pełnowartościową wiadomość, dyrektywę, polecenie, myśl, wskazówkę. Warunkiem jest wysoki poziom porozumienia i wzajemna znajomość mówiących. Już to pisałem, ale powtórzę: żargony różnych zakładów medycznych, różnych gabinetów, i to w tym samym szpitalu, mogą się znacznie różnić. W zakładzie dietetyki trzy żołądki znaczą ťtrzy wersje diety wrzodowejŤ, a na oddziale internistycznym ťtrzech oczekujących na gastroskopięŤ. W obu wypadkach jest to wyrażenie żargonowe, ponieważ wyraz żołądek jest tu użyty w znaczeniu zgoła niesłownikowym. W żargonie staje się swoistą dietą lub pacjentem.
Rzecz jasna takich wyrażeń nie należy używać poza środowiskiem i w sytuacjach choćby minimalnie oficjalnych.
Na pewno nie będą tolerowane przez redakcje w artykułach naukowych ani dobrze przyjmowane na konferencjach. Czasem żargon – na ogół słuszny w życiu codziennym – może być wręcz przeszkodą w pracy, a to bywa niebezpieczne. Długo ze sobą pracujący chirurdzy mogą tak dalece przyzwyczaić się swoich skrótów myślowych i kalamburów, że gdy do operacji stają z gośćmi albo nowymi kolegami, następuje zaburzenie komunikacji. Trzeba wtedy czuwać, żeby osoba nieznająca ich języka nie zrobiła jakiegoś głupstwa.
Skoro już jesteśmy przy operatywie (to też słowo żargonowe), warto wspomnieć o dość częstym wyrażeniu, które próbuje się przebijać do tekstów naukowych i służbowych: pacjent chirurgiczny. Ten pacjent pojawił się jako pierwszy, za nim przyszli pacjenci internistyczni, neurologiczni, dermatologiczni, i tak do końca znanych nam dziedzin. Oswojeni z tym wzorcem językowym zapominamy, że to wytrych, który nie oddaje istoty rzeczy. Nie wiadomo bowiem, czy chodzi o chorego, który był leczony chirurgicznie, czy takiego, który będzie. A może właśnie jest? A może nie jest, ale cierpi na chorobę, którą zwykle się leczy operacyjnie, z tym że u niego ta metoda właśnie z jakichś powodów jest niewskazana?
Tak, w pewnych okolicznościach uściślenie staje się niezbędne, ba, może decydować o losach chorego. Dobre czasopismo nie będzie akceptować takich wyrażeń, ale także i rozum, kiedy trzeba, nakaże używanie języka dokładnego, niebudzącego wątpliwości co do tego, o czym mowa.

http://www.lpj.pl

Archiwum