11 października 2006

Opór materii, czyli kształcenie ustawiczne

Wprowadzenie punktów edukacyjnych w Stanach Zjednoczonych, a następnie coraz powszechniej w Europie, nie wynikało z żadnej analizy naukowej; zadecydowała o tym prostota idei, wspomaganej następnie korzyściami ekonomicznymi związanymi z obsługą systemu kształcenia, premiującego godziny spędzone na licznych wykładach. Tymczasem, jak wykazało wiele badań, liczba zdobytych punktów nie przekłada się automatycznie na proces wdrażania zasłyszanych wiadomości do codziennej praktyki. Po latach zaczęto zwracać uwagę na premiowanie punktami innych, efektywniejszych, mniej konwencjonalnych metod, właściwych wydajnemu uczeniu się ludzi dorosłych. Ale główna zasada przetrwała, bo jest łatwa i daje się ująć w liczby i sprawozdania. Tak więc lawina ruszyła i jest nie do powstrzymania.
W Polsce wprowadzenie systemu punktowego stanowi przedmiot dumy naczelnych organów izb lekarskich, chociaż bunt części delegatów na ostatnim Krajowym Zjeździe, którzy uważali, że narzucenie zbierania punktów bez prawdziwego ułatwienia kształcenia jest czymś fasadowym i zbędnym, nie powinien być przemilczany i lekceważony.
Dumna jest również Izba Lekarska w Warszawie, która stworzyła Ośrodek Doskonalenia Zawodowego. Sam czuję się jednym z jego duchowych ojców. Skomputeryzowany, sprawnie działający Ośrodek wydaje licencje na przeprowadzanie szkoleń i przyznaje punkty edukacyjne. Nie powinniśmy jednak zapominać, że klasyczne przedsięwzięcia edukacyjne, spełniające wszelkie wymogi formalne, z bogatymi w punkty, wielkimi konferencjami na czele, są, jak twierdzi nauka, na ogół niezbyt wydajne, chociaż cenne dla jednostek wybitnych, które, notabene, dają sobie radę w każdych warunkach. Niestety, zbadanie, czy działalność Ośrodka przekłada się na rzeczywiste podniesienie umiejętności lekarzy w rejonie naszej Izby, wymagałoby zbyt wielu nakładów i warsztatu naukowego, jakim zapewne nie dysponuje żadna instytucja edukacyjna.
Czyżbym więc postulował zlikwidowanie systemu punktów edukacyjnych i naszego wspaniałego Ośrodka? Świadczyłoby to o zbyt łatwym poddaniu się nachodzącej mnie nieraz frustracji (obrazoburczej być może dla niektórych), nie mówiąc o śmiesznym braku zdrowego rozsądku, jaki demonstruje każdy, kto szaleńczo walczy z prądem rwącej rzeki, zamiast wykorzystywać jej siłę. W rzeczywistości sądzę, że mamy świetną bazę do wyruszenia w dalszą podróż, czyli do promowania i ułatwiania tych rodzajów szkolenia, które są najefektywniejsze: środowiskowych, warsztatowych, związanych z oddziałami szpitalnymi (szczególnie dla lekarzy opieki podstawowej) czy ze zorganizowanymi grupami koleżeńskimi. Niezbędne wydaje się wprowadzenie różnych form pomocy organizacyjnej i szkoleniowej (np. uczenie uczących) oraz pogłębienie współpracy z wszelkimi zainteresowanymi instytucjami. Oczywiście, największe zastrzeżenia wzbudzi konieczność uruchomienia środków finansowych. Przy okazji warto wspomnieć, że podjęta przez izby walka
o refundację przez państwo wysiłku szkoleniowego lekarzy jest kontynuowana, i nie wyobrażam sobie, aby wcześniej czy później nie zakończyła się sukcesem.
Aby doskonalenie zawodowe nie skostniało w organizacyjnej rutynie, a samorząd lekarski uniknął etykietki organizacji bardziej represyjnej, niż wyrażającej rzeczywiste potrzeby środowiska, problemy dokształcania się lekarzy muszą być przedmiotem stałej analizy i niezależnej dyskusji. Sądzę, że najlepszym forum dla takiej dyskusji powinna być nowa Komisja Kształcenia Ustawicznego, wyzwolona od rutynowych obowiązków przejętych przez Ośrodek Doskonalenia, skupiająca lekarzy, którym poruszane tu zagadnienia szczególnie leżą na sercu. Komisja otwarta, zapraszająca na posiedzenia tych, po których można się spodziewać, że z racji swej wiedzy, doświadczenia i praktyki chętnie będą zgłaszać świeże uwagi i pomysły oraz przypominać o tym, co dobre, lecz zagubione. Ü

Krzysztof SCHREYER

Archiwum