26 lutego 2007

Odpowiedzialność zawodowa

Z orzecznictwa Okręgowego Sądu Lekarskiego w Warszawie

Szarlatan z doktoratem- cz. II

Cz. I zamieściliśmy w „Pulsie” nr 1/2007

Metoda niezweryfikowana równa się bezwartościowej

Wobec milczenia Teofila G. na temat zasad działania OBERONA, pisząc ten artykuł, z ciekawości sprawdziliśmy, co ma na ten temat do powiedzenia dystrybutor urządzenia. Oto najbardziej wstrząsające, naszym zdaniem, fragmenty:
„Fundamentalną ideą przy opracowaniu tej aparatury okazała się hipoteza o tym, że organizm człowieka dysponuje elektromagnetycznym szkieletem informacyjnym, zdolnym reagować na działanie zewnętrznego promieniowania elektromagnetycznego. Pracownikom IPS [Instytutu Psychofizyki Stosowanej] udało się zebrać razem różne rozproszone kierunki medycyny naturalnej i w ten sposób urzeczywistnić w praktyce skok jakościowy – opracować metodę aktywnego sterowania homeostazą. Przebadano bezpośrednio: homeopatię, akupunkturę chińską z dalszym jej opracowaniem metodą Volla, Morela, Schimmela; hinduskiego Ajurwedę i teorię czakr; teorię spinu; ziołolecznictwo i inne”.1
„Aparat funkcjonuje na podstawie zasady wzmocnienia sygnału inicjującego przy rozpadzie struktur metastabilnych. Momenty magnetyczne przepływów molekularnych domieszkowych środków komórek nerwowych kory mózgowej pod działaniem zewnętrznego pola elektromagnetycznego tracą swoją początkową orientację, wskutek czego tracą uporządkowane opisowe struktury elektronów delokalizowanych, co stanowi przyczynę powstania w nich niestabilnych stanów metabolicznych, których rozpad odgrywa rolę sygnału inicjującego. Z punktu widzenia fizyki aparat przedstawia sobą układ oscylatorów elektronicznych, rezonujących na długościach fal promieniowania elektromagnetycznego, których energia równa jest energii zniszczenia dominujących związków, podtrzymujących strukturalną organizację obiektu. Aparat pozwala uformować zadaną aktywność bioelektryczną neuronów mózgu pacjenta, na fonie której występuje ich selektywna zdolność wzmacniania sygnałów słabo zauważalnych na fonie fluktuacji statystycznych (zjawisko rezonansu). Informację o konkretnym czasowym stanie organów uzyskuje się bezkontaktowo za pomocą ťczujnika przerzutnikowegoŤ, opracowanego z wykorzystaniem nowych technik informacyjnych i technik układów, wyłapującego słabo zauważalne fluktuacje sygnałów, wydzielanych ze średniostatystycznych szumowych charakterystyk polowych i przetwarzanych w ciąg cyfrowy, opracowywany za pomocą mikroprocesora dla przekazania kablem interfejsu do komputera”.2

Nie mogąc uzyskać od Teofila G. odpowiedzi na pytanie, czy i jakie podstawy naukowe ma posługiwanie się OBERONEM, sąd poddał analizie wydruki z urządzenia. Figurowały na nich wspomniane wyżej kolorowe rysuneczki, opatrzone podpisami o zupełnie niejasnej treści – OSL zwrócił uwagę, że nie wiadomo np., do czego konkretnie odnoszą się użyte pojęcia „aktywność funkcjonalna”, „regulacja”, „napięcie”, „mechanizmy adaptacji” itd. Sąd zapytał Teofila G. o znaczenie tych wydruków przy stawianiu diagnozy. Obwiniony wyjaśnił rozbrajająco, że „na podstawie takiego obrazka nie można nic powiedzieć”.
Obwiniony twierdził, że OBERON nie stawia diagnozy pewnej, lecz jedynie określa „prawdopodobieństwo różnych zdarzeń”, przy czym diagnozy w stosunku do Krzysztofa P. „wydały mu się mało prawdopodobne”. Wyjaśnienie to nie miało pokrycia w treści wydruku z OBERONA. Przy poszczególnych rozpoznaniach nie figurowały żadne oznaczenia tego rodzaju, którymi określa się prawdopodobieństwo zdarzeń (oznaczenia procentowe lub liczby z przedziału 0… 1). Były tam natomiast niezrozumiałe oznaczenia literowe #C, #F, #G, #I, #J, #N – obwiniony ich sensu nie wyjaśnił. Przy rozpoznaniach po angielsku w ogóle nie było słowa „podejrzenie”. W ręcznych dopiskach po polsku słowo „podejrzenie” umieszczono wyłącznie przy „toczniu układowym”.
Największe podejrzenia sądu wzbudziła końcowa część wydruku, zawierająca listę dziwnych nazw, z których niektóre są ewidentnie parafarmaceutykami (np. lecytyna, olejek eteryczny z tzw. drzewa herbacianego, olejek eteryczny ylang-ylang, „cat’s claw”, tj. alternatywnie stosowana nazwa rośliny vilcacora). Niektóre z nich nie były sądowi znane. Pewne było w każdym razie to, że żadna z nich nie jest nazwą leku dopuszczonego do obrotu na terytorium Polski.
Obwiniony nie wyjaśnił, co to są za specyfiki, dlaczego system OBERON wydrukował ich nazwy, ani jaki związek mają one z długą listą jednostek chorobowych rozpoznanych rzekomo u Krzysztofa P. Sąd uznał, iż lista owa stanowi poszlakę, że rzeczywistym celem zastosowania aparatu OBERON u Krzysztofa P. było skłonienie go do zakupu tych specyfików „na miejscu”, w „hurtowni ziołoleków”.
Dodamy od siebie, że proceder tego rodzaju nie stanowił autorskiego wynalazku Teofila G., lecz był (przynajmniej w owym okresie) uprawiany masowo. Wystraszonym ludziom, którzy dali się nabrać na „diagnostykę” przy użyciu aparatu OBERON, program komputerowy „dobierał” zestaw cudownych parafarmaceutyków – najczęściej preparaty znajomej nam już firmy Vision. Sprzedający określali je jako panaceum, „mające zdolność całkowitego oczyszczania organizmu z toksyn, zapobiegające powstawaniu i hamujące rozwój komórek nowotworowych”, przy czym skuteczność tych środków mieli rzekomo doświadczalnie potwierdzić lekarze warszawskiej Akademii Medycznej. Zestaw wystarczający na miesiąc sprzedawano za ponad 100 zł3.

W sprawie powołano dwóch biegłych. Pierwszy z nich – prof. dr hab. Zbigniew Gaciong, konsultant krajowy w dziedzinie chorób wewnętrznych – odpowiadał na pytanie Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej o wartość tzw. biorezonansu magnetycznego w terapii i diagnostyce. Odpowiedź brzmiała, że żaden podręcznik
o uznanej renomie nawet nie wspomina o takiej metodzie, publikacje na jej temat ukazują się głównie w języku rosyjskim, w pismach niefunkcjonujących w poważnym obiegu naukowym. Nie przytaczają one ani jednego przykładu badań, które przeprowadzono by zgodnie z prawidłową metodologią nauk empirycznych, a które potwierdziłyby lub uwiarygodniły „biorezonans” jako metodę o wartości przewyższającej efekt placebo.
Obwiniony zaprzeczył jednak, aby urządzenie OBERON działało na zasadzie „biorezonansu” (sytuacja stała się – jak określił sąd – „nieco absurdalna”, gdyż dr Teofil G. nie potrafił wskazać i opisać podstaw teoretycznych działania tego urządzenia). Wyjaśnienia te zasiały jednak wątpliwości, czy opinia prof. Gacionga traktuje o tej samej metodzie, jaką posługiwał się dr Teofil G., wobec czego OSL nie mógł na tej opinii oprzeć wyrokowania.

Drugi biegły – prof. dr hab. Jerzy Kruszewski, konsultant krajowy ds. alergologii – odniósł się w swojej opinii jednoznacznie do aparatu OBERON.

Konkluzje tej opinii były następujące:

1. Stosowanie urządzenia OBERON w medycynie „nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia”.
2. Podstawy teoretyczne działania tego urządzenia, na jakie powołują się jego zwolennicy, są „spekulatywne”, niepoparte doświadczeniem, mają najwyżej charakter wymyślonych, lecz niedowiedzionych hipotez.
3. Niezależnie od braku podstaw teoretycznych – nie ma też żadnego dowodu na skuteczność praktyczną stosowania aparatu OBERON. Nie są znane żadne wiarygodne, wykonane na zasadach GMP badania, które by potwierdzały, że owo urządzenie wykazuje jakąkolwiek użyteczność.
4. W ogóle „nie wiadomo, czy aparat cokolwiek ocenia, a jeśli nawet, to jaki to ma związek ze stanem zdrowia”.
5. Aparat OBERON występuje praktycznie tylko na gruncie tzw. medycyny alternatywnej (obok m.in. „akupunktury, medycyny chińskiej, tybetańskiej, bioenergoterapii, biorezonansu”).
Opinia ta całkowicie kompromitowała obwinionego, wobec czego – jak łatwo zgadnąć – stała się głównym przedmiotem ataku obrońcy Teofila G.
Pierwszym zarzutem było to, że biegły „ocenia zachowanie obwinionego”. To zaś jest (zdaniem obrońcy) niedopuszczalne, bo biegli mają się wypowiadać wyłącznie w kwestiach wymagających wiedzy specjalnej. Skoro biegły dokonał oceny zachowania obwinionego – „wskazuje to na stronniczość i nieakceptację pewnej sytuacji”.
Sąd odrzucił ten zarzut, stwierdzając, że jest on gołosłowny. W sprawach „lekarskich” biegli zazwyczaj wypowiadają się właśnie co do tego, czy postępowanie określonego lekarza w określonej sprawie odpowiadało wymogom należytej staranności i zgodności z aktualnym stanem wiedzy. Siłą rzeczy muszą więc dokonywać oceny tego zachowania. W tym przypadku biegły powiedział, że oceniał postępowanie dr. Teofila G. na płaszczyźnie KEL. Biorąc pod uwagę sformułowania art. 57 KEL,4 trudno oczekiwać, by biegły nie dokonywał ocen w tych samych kategoriach.
Biegły wyraził również zdumienie, że aparatem OBERON posługiwał się doktor nauk medycznych, tj. osoba, u której można domniemywać ponadprzeciętną orientację w metodologii nauk empirycznych i która powinna „myśleć racjonalnie i akceptować zasady logiki formalnej”, a także „mieć pewną wiedzę na temat tego, jak się konstruuje metody diagnostyczne i lecznicze”. Zdumienie biegłego było, zdaniem OSL, zasadne i zrozumiałe, i nie pozwalało wnioskować o stronniczej postawie biegłego.
Obrońca dopytywał się biegłego, na podstawie jakich źródeł sporządził opinię. Padła odpowiedź, że – między innymi – na podstawie treści stron internetowych opisujących zasady działania urządzenia OBERON oraz jego rzekome zalety. Biegły dysponował wykazem tych stron i był gotów go przedstawić, jednak obrońcy to nie interesowało. Zakwestionował on natomiast merytoryczną wartość opinii, sporządzonej na podstawie tak błahej. Ten argument opierał się na (zamierzonym prawdopodobnie) zniekształceniu wypowiedzi biegłego. Ten bowiem utrzymywał, że nie jest szczególnie ważne, gdzie można znaleźć informacje na temat OBERONA; znacznie ważniejsze jest, gdzie na jego temat informacji się nie znajdzie. Otóż aparat ten nie jest wzmiankowany
w żadnym poważnym podręczniku żadnej gałęzi medycyny. Nie opisuje się go w poważnych czasopismach lekarskich, a jego wykorzystywanie nie jest przedmiotem zaleceń w żadnych standardach i procedurach wykonywania zawodu lekarza, znanych w krajach cywilizowanych. Nie ma doniesień na jego temat z żadnych liczących się w świecie ośrodków naukowych.
Od informacji na temat urządzenia OBERON roi się natomiast w Internecie, na stronach poświęconych „paramedycynie” czy „medycynie alternatywnej”. Już od siebie dodamy, że tak jest faktycznie – pobieżne „śledztwo” w Internecie pokazuje, iż „diagnostykę” przy użyciu aparatu OBERON (lub jego mutacji o nazwie ICEBERG) oferują podmioty o sugestywnych nazwach, jak „Kieleckie Centrum Kosmoenergetyki ťMisjaŤ”, „Astral – gabinet medycyny naturalnej”, „Fundacja ťW stronę światłaŤ” (oferująca również szkolenia z zakresu bioterapii, ziołolecznictwa, uzdrawiania duchowego, medycyny chińskiej (…), psychoonkologii, (…), kreacji własnego umysłu, oczyszczania organizmu), „Centrum Medycyny Komplementarnej” itp.

Sąd uznał, że sposób postępowania prof. J. Kruszewskiego przy sporządzaniu opinii odpowiadał temu, czego oczekuje się od biegłego w zakresie medycyny. Tytułem porównania, gdyby powołano biegłego na okoliczność medycznej przydatności różdżkarstwa, musiałby on postąpić analogicznie, tj. sprawdzić, czy w uznanej na świecie literaturze i prasie medycznej pojawiły się kiedykolwiek wiarygodne doniesienia o skuteczności różdżek i wahadełek w diagnostyce. Skoro takie doniesienia się nie pojawiły, stanowi to wystarczający dowód, że różdżkarstwo jest pozbawione wartości diagnostycznej.
Obwiniony i obrońca nie potrafili wskazać doniesień, spełniających wymogi wiarygodności na poparcie tezy, iż OBERON jest skuteczny w praktyce, a twierdzenia o jego działaniu mają jakąkolwiek podstawę teoretyczną.
W czasie rozprawy obrońca wspomniał wprawdzie o „publikacjach centrum podyplomowego w Kijowie” na temat OBERONA; nie potrafił jednak powiedzieć, czym jest owo „centrum podyplomowe”, na podstawie jakich badań wydało ono swoją pozytywną opinię, kiedy te badania były przeprowadzone, przy zastosowaniu jakiej metodologii, czy i gdzie wyniki tych badań były publikowane.
Obwiniony twierdził jeszcze bardziej ogólnikowo, że „jest szereg publikacji, które pokazują, jaka jest zbieżność rozpoznań” przy użyciu aparatu i metodami medycyny konwencjonalnej. Nigdy nie wskazał wszakże, kto i gdzie je opublikował (a czasu miał aż nadto, bo postępowanie w I instancji ciągnęło się prawie przez dwa lata).
Rzecz jasna, zapewnienia tego rodzaju nie stanowiły ani wiarygodnego dowodu, ani nie mogły być potraktowane jako wniosek dowodowy. Obwinionego dobił biegły, stwierdzając, iż pozytywne publikacje na temat OBERONA nie mogą być znane, bo „ci ludzie nie publikują w czasopismach, które spełniałyby minimalne wymogi, jakie się stawia przed publikacjami naukowymi”.
Z kolei obwiniony podniósł, że o wartości OBERONA przesądza, iż „metoda ta jest opatentowana w Rosji”, a samo urządzenie jest opatrzone certyfikatem GOST. OSL uznał, że argument ten nie ma żadnego znaczenia. Urzędy patentowe nie badają bowiem wartości merytorycznej zgłoszonych patentów. Certyfikat GOST (GOsudarstwiennyj STandart) gwarantuje zaś wyłącznie, że podzespoły, z których urządzenie jest zbudowane, odpowiadają rosyjskiej normie państwowej, właściwej dla określonego typu produkcji; w tym konkretnym wypadku – elektronicznej.
Zrozpaczony obrońca sięgnął po argument ostateczny i zadał biegłemu pytanie, czy osobiście badał urządzenie OBERON, aby zweryfikować jego ewentualną przydatność w medycynie. Biegły zaprzeczył, wobec czego obrońca zarzucił mu nierzetelność. Podniósł też, że to nie Teofil G. ma dowodzić walorów urządzenia OBERON. Zdaniem obrońcy, jest przeciwnie – skoro Teofilowi G. zarzucono posługiwanie się aparatem bezwartościowym, to musi być jednoznacznie dowiedzione, że OBERON jest faktycznie bezwartościowy.
Obrońca domagał się przeprowadzenia dowodu pozytywnego w tej sprawie i wobec tego wniósł o powołanie kolejnych biegłych. Biegli ci mieliby przeprowadzić badania co do skuteczności stosowania aparatu OBERON w diagnostyce.

OSL odmówił dopuszczenia takiego dowodu. Motywy odmowy były następujące:
Model funkcjonowania nauk przyrodniczych przewiduje, że ciężar dowodu spoczywa na tym, kto wypowiada pewną tezę5.
Nie ulega to zmianie, gdy zagadnienie z zakresu nauk przyrodniczych ma znaczenie dla wyrokowania w sądzie. W medycynie – i w ogóle w nauce – nie ma zwyczaju ogłaszania expressis verbis, że pewna praktyka jest bezwartościowa. Za bezwartościową uznaje się każdą praktykę, co do której nie udowodniono, że jest ona użyteczna (w sensie skuteczności i bezpieczeństwa)6. Jeżeli obwiniony Teofil G. twierdzi, że OBERON jest urządzeniem wartościowym diagnostycznie, musi wskazać na jakieś wiarygodne badania, które tego dowiodły. Musi zatem przeprowadzić dowód pozytywny. Oskarżeniu wystarczy dowód negatywny, tzn. taki, że według aktualnego stanu wiedzy brak jest doniesień pozytywnych o tym urządzeniu.
Przed OSL dowód taki przeprowadzono – była nim opinia biegłego prof. J. Kruszewskiego.
Obrońca Teofila G. wnioskował o powołanie biegłych, którzy zweryfikują działanie OBERONA. Ten wniosek dowodowy OSL odrzucił z dwu powodów.
Po pierwsze: dowód taki nie miałby szans powodzenia i byłby stratą czasu, ponieważ OBERON z punktu widzenia aktualnego stanu wiedzy nie ma prawa działać tak, jak w to wierzą jego zwolennicy. Nie jest znany nauce efekt wzbudzania reakcji (jakiej reakcji? – tego Teofil G. nawet nie potrafił powiedzieć) organizmu czy jego części poprzez błyskanie pacjentowi światłem w oczy lub podawanie sygnałów akustycznych. Owe hipotetyczne reakcje musiałyby przy tym obejmować całość funkcji organizmu człowieka na poziomie narządów, tkanek, komórek i części komórek. Diagnostyka przy użyciu urządzenia OBERON jest przedstawiana jako wysoce kompleksowa – na wydrukach widnieją liczne systemy organizmu człowieka, a także komplet chromosomów. Reakcje te musiałyby przy tym być tak specyficzne, by pozwalać na identyfikację jednostek chorobowych. Zjawiska takiego nikt dotąd nie opisał w poważnej literaturze naukowej. Dowodem nie mogą tu być majaczenia publikowane w pismach typu „Wróżka” czy „Nieznany świat” albo ich zagranicznych odpowiednikach [z uzasadnienia OSL].
Jak widać, sąd podzielił zdanie biegłego, że jakiekolwiek spekulacje na ten temat są pozbawione podstawy empirycznej.
OBERON nie jest też urządzeniem tego rodzaju, że „działa, chociaż nie wiemy, jak ani dlaczego”. Brakuje jakichkolwiek wiarygodnych doniesień, potwierdzających jego skuteczność w diagnostyce. Gdyby aparat naprawdę działał, niemożliwe, aby „tradycyjna” medycyna przegapiła lub zignorowała ten fakt. Jak to ujął sąd, gdyby choć niewielka część
z tego było prawdą, wynalazcy z „Instytutu Psychofizyki Stosowanej” (Władimir Niestierow i Jurij But, wymienieni na kopii patentu) byliby już laureatami Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny
.

Po drugie: dowód wnioskowany przez obrońcę OSL uznał za wykluczony ze względów prawnych. Rozważając rzecz czysto teoretycznie – mógłby on być przeprowadzony wyłącznie w postaci eksperymentu medycznego na ludziach. Tymczasem wszystkie eksperymenty tego rodzaju podlegają reżimowi prawnemu z rozdziału 4 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Oznacza to m.in. potrzebę uzyskania pozytywnej opinii komisji bioetycznej. Jest zaś praktycznie wykluczone, aby jakakolwiek komisja bioetyczna zaakceptowała tego rodzaju „projekt”, o jaki wnioskował obrońca.
Warunkiem legalności eksperymentu medycznego na człowieku jest również to, by „w świetle aktualnego stanu wiedzy” było zasadne przewidywanie osiągnięcia jakiejś korzyści poznawczej lub utylitarnej z tego eksperymentu, a także jego celowość (art. 22 u.z.l., analogicznie art. 27 k.k.). Jest to spełnione tylko wówczas, gdy stan „oficjalnej” wiedzy naukowej daje uprawdopodobnienie, że eksperyment jest wykonalny. Tymczasem w przypadku aparatu OBERON warunek ten nie jest spełniony, ponieważ jego rzekome działanie opiera się na efektach i zależnościach w ogóle niestwierdzonych przez naukę.

Sąd uznał więc, że wnioskowany dowód jest niedopuszczalny z mocy prawa i skomentował to: proponując jego przeprowadzenie, obrona postawiła postępowanie na granicy teatru absurdu [podkr. M.B. i P.K.]. Równie mało sensu miałoby żądanie przeprowadzenia dowodu na okoliczność skuteczności stawiania w medycynie diagnoz przy użyciu wahadełka czy leczenia „przez nakładanie rąk”. Twierdzenia o skuteczności urządzenia OBERON mają bowiem równie nikłe podstawy, co enuncjacje o skuteczności różdżkarstwa i bioenergoterapii (tylko że pseudonaukowa aura wokół tego aparatu łatwiej może wprowadzać
w błąd).

Obwiniony bronił się ponadto w ten sposób, że OBERON nie jest urządzeniem szkodliwym dla pacjentów. Sąd uznał, że argument ten nie ma znaczenia, ponieważ w świetle art. 57 KEL, lekarzowi nie wolno jest posługiwać się w praktyce zawodowej nie tylko metodami szkodliwymi, ale i bezwartościowymi – choćby były one najzupełniej nieszkodliwe.
Biegły zwrócił zresztą uwagę, że zachodzi pośrednia szkodliwość posługiwania się takim urządzeniem, gdyż diagnoza fałszywie pozytywna powoduje u pacjenta niepotrzebne obciążenia psychiczne.
Ze swej strony sąd dodał, że jeszcze poważniejsze zagrożenia wywołać może diagnoza fałszywie negatywna. Pacjent, który jest poważnie chory i o tym nie wie, nie będzie widział potrzeby tracenia czasu i pieniędzy na inne badania, gdyż uspokoi go aura niezawodności wytworzona wokół bezwartościowego urządzenia diagnostycznego (pseudodiagnostycznego). Jakkolwiek nie zdarzyło się to w przypadku Krzysztofa P., może jednak przytrafić się innemu pacjentowi, na co wskazuje „notoryjna wiedza z zakresu psychologii potocznej oraz zdrowy rozsądek”.

W konsekwencji OSL uznał skazanie dr.Teofila G. za w pełni uzasadnione. Sąd jednak zmodyfikował opis czynu w stosunku do tego, co wynikało z wniosku o ukaranie. Przypomnijmy, że był on obwiniony o poddawanie pacjenta czynnościom zbędnym oraz o bezprawne prowadzenie na nim eksperymentów. Sąd tymczasem uznał Teofila G. winnym tego, że „przeprowadził badania diagnostyczne u pacjenta Krzysztofa P. aparatem o nazwie OBERON, co jest metodą nieznaną współczesnej medycynie i którego zasad działania sam obwiniony nie zna. W efekcie naraził pacjenta na stres związany z ujawnieniem u niego poważnych schorzeń, których późniejsze badania konwencjonalne nie potwierdziły”. Stosownie do tego OSL zmienił też kwalifikację prawną przewinienia (z art. 57 KEL w zbiegu z art. 4 u.z.l. i art. 8 KEL). Czyn obwinionego był bowiem postępowaniem niestarannym, nieopartym na aktualnym stanie wiedzy medycznej i przy użyciu bezwartościowej metody, obiektywnie nie miał jednak nic wspólnego z eksperymentem medycznym7.
Przewinienie Teofila G. OSL uznał za ciężkie, dopatrzył się jednak pewnych okoliczności łagodzących. Po pierwsze – nie istniała absolutna pewność, by obwiniony posługiwał się aparatem OBERON systematycznie ani by na tym procederze zarobkował. Po drugie – stosowanie tego aparatu samo w sobie nie mogło pacjentom bezpośrednio zaszkodzić. Po trzecie – nie było dowodów, by któryś z pacjentów dr. Teofila G. zaniechał właściwego leczenia w wyniku zaufania do diagnoz, stawianych przy użyciu tego urządzenia. Wreszcie po czwarte – i chyba najważniejsze – brak było jednoznacznych dowodów, by Teofila G. uznać za działającego z rozmysłem szarlatana. Jego zachowanie (w ocenie OSL) wskazywało, że wierzy on w skuteczność urządzenia OBERON i że – mimo posiadanego stopnia naukowego – jest człowiekiem bezkrytycznym wobec „nowinek technicznych” pojawiających się na rynku. Sąd uznał, że w tych warunkach nie zachodzi potrzeba, by Teofila G. pozbawiać – choćby czasowo – prawa wykonywania zawodu i wystarczającym będzie orzeczenie kary nagany.

Poza „głównym” przewinieniem – OROZ zarzucił dr. Teofilowi G. prowadzenie prywatnej, specjalistycznej praktyki indywidualnej z naruszeniem art. 50 u.z.l. – poza miejscem zarejestrowania siedziby (m.in. w Tarnowie i okolicach). Obwiniony tłumaczył się, że to, co uprawiał w tamtej okolicy, nie stanowiło wykonywania zawodu lekarza, gdyż były to jedynie „wykłady i demonstracje”. Sąd ocenił jednak, że – cokolwiek na ten temat sądzi Teofil G. – jego działalność w Tarnowie stanowiła lekarską praktykę zawodową. Według art. 2 ust. 1 u.z.l., do czynności zawodowych lekarza należy udzielanie świadczeń zdrowotnych, „w szczególności badanie stanu zdrowia, rozpoznawanie chorób i zapobieganie im, leczenie i rehabilitacja chorych, udzielanie porad lekarskich”.
Działania obwinionego w stosunku do Krzysztofa P. i innych osób, o których Teofil G. wspomniał w swoich wyjaśnieniach, miały charakter co najmniej badania stanu zdrowia i rozpoznawania chorób. Przez „rozpoznawanie chorób” należy bowiem rozumieć wykonywanie badania podstawowego, badań dodatkowych lub wystawianie na nie skierowań,
a także stawianie jakichkolwiek diagnoz, choćby nie były to diagnozy ostateczne. Nawet jeżeli czynności tego rodzaju byłyby połączone z prowadzeniem popularnych wykładów lub pokazami sprzętu medycznego (czego zresztą przeprowadzone dowody nie potwierdziły!) – spełniały one ustawową definicję czynności zawodowych lekarza.
Jednakże z drugiej strony – wskazał sąd – nie można interpretować art. 50 u.z.l. w ten sposób, że z chwilą zarejestrowania w OIL indywidualnej praktyki pod określonym adresem – lekarz nie ma prawa praktykować w żadnym innym miejscu na kuli ziemskiej i „staje się ťprzywiązany do ziemiŤ, jak chłop pańszczyźniany” [z uzasadnienia OSL]. Poza gabinetem nie wolno wykonywać praktyki stałej. Tymczasem działalność dr. Teofila G. na terenie Tarnowa była incydentalna (w każdym razie nie było dowodów przeciwnych). Od tego zarzutu zatem OSL uniewinnił obwinionego.

Teofil G. odwołał się od skazania. Wnioskując z użytego słownictwa, projekt odwołania sporządził mu prawnik, który jednak na piśmie tym się nie podpisał. Być może dlatego, że
w uzasadnieniu odwołania niewiele było sensownych argumentów…
Zdaniem obwinionego, OSL bez żadnych dowodów ustalił, iż OBERON jest sprzętem bezwartościowym, oraz przyjął, iż „stanowi fakt powszechnie znany, że ww. aparat ma nie być przydatny”. Sąd kazał również obwinionemu udowodnić, że OBERON jest sprzętem skutecznym i bezpiecznym, co koliduje z art. 74 § 1 k.p.k. („Oskarżony nie ma obowiązku dowodzenia swej niewinności ani obowiązku dostarczania dowodów na swoją niekorzyść”). Teofil G. miał wreszcie pretensje, że OSL nie dopuścił dowodu z opinii biegłych, o który wnioskował jego obrońca.
Argumentację tę Naczelny Sąd Lekarski w całości odrzucił. OSL nie przyjął, iż nieprzydatność aparatu OBERON stanowi fakt notoryjny (tj. taki, który jest powszechnie znany i którego się nie dowodzi), lecz wniosek taki wyciągnął z opinii biegłego prof. J. Kruszewskiego. OSL nie kazał też Teofilowi G. udowadniać swojej niewinności. Z opinii biegłego wynikało, że diagnozowanie przy użyciu tego urządzenia jest metodą nieznaną nauce, zatem bezwartościową, a Teofil G. nie potrafił przeprowadzić przeciwdowodu, że jest inaczej.
NSL nie dopatrzył się też niczego zdrożnego w odmowie powołania kolejnych biegłych. Podstawę dopuszczenia kolejnego dowodu tego rodzaju stanowi art. 201 k.p.k. („Jeżeli opinia jest niepełna lub niejasna albo gdy zachodzi sprzeczność w samej opinii lub między różnymi opiniami w tej samej sprawie, można wezwać ponownie tych samych biegłych lub powołać innych”). Opinia prof. J. Kruszewskiego nie była zaś niepełna, niejasna ani wewnętrznie sprzeczna. Do dowodu z opinii biegłych nie stosuje się natomiast art. 170 § 2 k.p.k. („Nie można oddalić wniosku dowodowego na tej podstawie, że dotychczasowe dowody wykazały przeciwieństwo tego, co wnioskodawca zamierza udowodnić”), gdyż prowadziłoby to do sytuacji, że strona niezadowolona z opinii biegłego mogłaby raz po raz żądać kolejnych biegłych, aż któryś z nich złożyłby opinię wykazującą to, co strona zamierza udowodnić.
Pozostałe zarzuty dr. Teofila G. NSL odrzucił jako oparte na zmyśleniach i przeinaczeniach8 albo też odnoszące się do naruszenia przepisów proceduralnych tego rodzaju, że nie mogły one mieć wpływu na treść orzeczenia.
Koniec końców Naczelny Sąd Lekarski utrzymał w mocy orzeczenie skazujące dr. Teofila G., a orzeczoną karę uznał za „wyważoną i niewątpliwie sprawiedliwą”. Cdn.

Maria BORATYŃSKA, Przemysław KONIECZNIAK
Autorzy są pracownikami naukowymi
Wydziału Prawa i Administracji UW

Archiwum