15 listopada 2007

Stomatologia – Opieka stomatologiczna w Wielkiej Brytanii

NFZ <–> NHS

„Porównując systemy świadczeń medycznych w Polsce i Wielkiej Brytanii, bez trudu znaleźć można wspólny mianownik, którym jest ich niewydolność” – takim zdaniem wprowadzającym opatrzył swój osąd znajomy stomatolog, od kilku lat pracujący w Zjednoczonym Królestwie, który zgodził się na prośbę redakcji scharakteryzować tamtejszy system opieki stomatologicznej, zastrzegając sobie anonimowość.
Temat, w świetle fali wyjazdów naszych lekarzy na Wyspy Brytyjskie, wydał nam się interesujący, przy czym warunkami adaptacji, uzyskania zatrudnienia, zdobycia mieszkania itp. zajmować się tu nie zamierzamy. Chodzi nam wyłącznie o porównania systemowe, które nie w każdym wypadku wychodzą na naszą niekorzyść.

NHS, skrót od: National Health Service powstał w 1948 r., jest więc zdecydowanie starszy od naszego Narodowego Funduszu Zdrowia, przy czym w kwietniu minionego roku doświadczył największej zmiany w swoich dziejach, której przeprowadzenie poprzedziły programy pilotażowe oraz analizy, w stomatologii trwające od października 2004 do września 2005 r. Na ich podstawie ilość procedur stomatologicznych wykonana w tym czasie przez każdego dentystę pracującego w ramach NHS została szczegółowo przeanalizowana, po czym określono ilość UDA (Units of Dental Activity), czyli punktów, które dentysta powinien wypracować, by dochód był równoznaczny z uzyskanym w powyższym okresie. W oparciu o to wyliczenie dentystom zaproponowano kontrakty ze stałą pensją i odpowiednią liczbą UDA. Realizacją reformy zajmują się lokalne PCT (Primary Care Trust), czyli oddziały terenowe NHS.
Trzeba tu powiedzieć, że praca w systemie NHS lokuje angielskiego dentystę w grupie najlepiej zarabiających przedstawicieli klasy średniej. W przełożeniu na język praktyki oznacza to dochody rzędu 40 do 100 tys. funtów rocznie i zatrudnienie na jednym etacie, bez konieczności spędzania dnia do późnych godzin wieczornych w gabinecie prywatnym. Status dentysty jest jednak niższy niż lekarza medycyny, nie mówi się do niego „doktorze”, lecz „mister”, zaś kulturowo sytuuje się go w kategorii wysoko kwalifikowanych rzemieślników. Same studia stomatologiczne trwają w Wielkiej Brytanii 4 lata i przynajmniej
w połowie odbywają się nie na uczelniach medycznych, lecz w szkołach dentystycznych. Ich absolwenci mają znaczną przewagę w zajęciach praktycznych podczas lat nauki (m.in. na fantomach), natomiast daleko im do wiedzy ogólnomedycznej wynoszonej ze studiów przez polskiego stomatologa.
Poziom techniczny sprzętu medycznego jest zróżnicowany. Są gabinety wyposażone w najnowocześniejsze urządzenia, są też starsze. Obiekty, w których się mieszczą, w większości nie były projektowane ani wznoszone z przeznaczeniem na klinikę, natomiast zostały adaptowane. W skład przeciętnej kliniki wchodzi kilka gabinetów (3-4), recepcja, poczekalnia, biuro menedżera i pokój socjalny. Wszystkie są obecnie skomputeryzowane, posiadają RTG punktowe i panoramiczne, autoklawy próżniowe, ostatnio wyposażane są w specjalne zmywarki do narzędzi i instrumentów medycznych, ponieważ czystość sprzętu należy do największych słabości systemu opieki stomatologicznej. Bierze się to stąd, że tamtejsze gabinety cierpią na niedobór dyplomowanych asystentek stomatologicznych, w związku z czym obowiązki te pełnią osoby przyuczone do zawodu, niekiedy przypadkowe.
Różnic jest zresztą sporo. Oto wielonarodowość społeczeństwa brytyjskiego, której nie jesteśmy w pełni świadomi oraz wysoka dochodowość brytyjskiej gospodarki spra wiają, że w sektorze państwowym i prywatnym (ok. 10%) pracuje ogromna ilość dentystów pochodzących z dawnych kolonii brytyjskich, a także z krajów skandynawskich, śródziemnomorskich, wreszcie z Niemiec i Holandii.

Od maja 2004 r., a więc od chwili przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, dołączyli do nich polscy dentyści, których ilość stale rośnie, tak że można już mówić o polskim środowisku stomatologicznym. Wspominam o tym w aspekcie nieznanego w Polsce problemu wielokulturowości i wielorasowości pacjentów, z którymi trudno się niekiedy porozumieć w kwestiach schorzenia i planu leczenia ze względu na ich słabą znajomość języka angielskiego. Nasz rozmówca leczył już pacjentów rozmaitego wyznania, o każdym odcieniu skóry i wciąż przygotowany jest na niespodzianki.
Wracając do wspomnianej na wstępie reformy, zastępuje ona dotychczasowy porządek, w którym istniało ok. 400 procedur i tyleż opłat (w 80% wnoszonych przez pacjenta), systemem trzech koszyków świadczeń i trzech taryf. Na zawartość pierwszego koszyka świadczeń, z opłatą pacjenta w wysokości 15,90 funtów, składają się badania stomatologiczne, zdjęcia RTG, usunięcie kamienia nazębnego i profilaktyka fluorowa. Dentysta otrzymuje za nie
1 UDA, czyli „jeden punkt aktywności zawodowej”.
Za procedury drugiego koszyka pacjent płaci 43,60 funtów, a lekarz uzyskuje 3 punkty. Należą tu wypełnienia i ekstrakcje oraz leczenie endodontyczne. W trzecim koszyku (194 funty, 12 punktów) mieści się leczenie protetyczne, m.in. wkłady koronowo-korzeniowe, korony, mosty, protezy. Prócz tego istnieje jeszcze jeden koszyk, za który pacjent nie płaci, a dotyczy on nagłych wypadków (zaopatrzenie krwawiącej rany, naprawa pękniętej protezy itp.). Dentysta otrzymuje zań 1,2 punktu. Z płatności za leczenie zwolnione są dzieci do 18. roku życia i młodzież studiująca, kobiety w ciąży, młode matki (do ukończenia przez ich pociechy 12 miesięcy życia), wreszcie osoby pozostające na zasiłkach socjalnych wg specjalnego wykazu.
Lekarze NHS zwolnieni są od obowiązku wykonywania świadczeń ze wskazań estetycznych lub innych, nieklinicznych. NHS nie refunduje wypełnień kompozytowych
w przedtrzonowcach i trzonowcach na powierzchniach MOD, leczenia implantologicznego i protetyki z zastosowaniem ceramiki.
Zdaniem Labour Party (rządzących socjaldemokratów) nowy system sprawdził się w stu procentach, zyskując aprobatę pacjentów i dentystów. Zdaniem opozycji jest nieco gorzej. Roszczeniowość Anglików jest ogromna i dentysta musi się strzec przed potencjalną skargą, prowadząc nienagannie dokumentację lekarską. Są firmy specjalizujące się w prowadzeniu spraw przeciw dentystom, stąd też rośnie znaczenie ubezpieczeń od odpowiedzialności cywilnej. Przeciętne, najpopularniejsze wynosi 1620 funtów rocznie, a więc niemało.
Przynależność do Izby Dentystycznej jest obowiązkowa, roczna składka wynosi 420 funtów (a więc blisko 5-krotnie więcej niż w Polsce). Izba prowadzi m.in. proces doskonalenia zawodowego, dofinansowując niektóre kursy oraz kontrolę tego procesu w cyklu 5-letnim. Dokształcanie się generalnie jest dość drogie, a zarazem obowiązkowe. Nieuzyskanie wymaganej ilości punktów skutkuje automatycznym zawieszeniem prawa wykonywania zawodu.

cis

Przedruk z „Biuletynu Lekarza Dentysty”
OIL w Krakowie nr 7-8/2007

Archiwum