1 stycznia 2009

Uważam, że…

W chwili, kiedy piszę ten tekst, trwa batalia dyrektorów polskich szpitali z prezesem NFZ o podwyższenie wartości wyceny punktu za świadczenia medyczne. Proponowana wartość 51 zł za jeden punkt, zdaniem dyrektorów, jest nie do przyjęcia. W prosty sposób udowadniają oni, że, zgodnie z prawem, po likwidacji drugiego strumienia pieniędzy na podwyżki wynagrodzeń (wynikające z tzw. ustawy „wedlowskiej”) należy im się kontrakt na poziomie nie mniejszym niż wartość poprzedniego kontraktu (na rok 2008), powiększona o środki finansowe wynikające z ustawy „wedlowskiej”. Potwierdza te wyliczenia nowy wiceminister zdrowia Jakub Szulc (notabene ekonomista z wykształcenia).
Niestety, jakoś z propozycji NFZ tak nie wynika, czyli proste dodawanie „A” + „B” daje nie takie „C”, jakiego oczekują świadczeniodawcy, chociaż pozornie wszystko się zgadza. Proponowany dyrektorom przez prezesa NFZ kontrakt w wartościach bezwzględnych opiewa na kwotę „C”, tylko że aby ją otrzymać, trzeba wypracować dużo większą ilość punktów. Co to oznacza? Za takie same pieniądze jak w roku 2008, w roku 2009 trzeba wykonać znacznie więcej procedur, a tych, zdaniem dyrektorów, już się więcej wykonać nie da bez m.in. zatrudniania dodatkowych pracowników. To znaczy – bez zwiększenia kosztów po stronie szpitali.
Do tego wszystkiego prezes NFZ głośno i szumnie – bo w mediach – obiecuje, że płatnik przeznaczy znacznie większe środki niż w roku ubiegłym i szpitale zyskają dzięki wprowadzeniu JGP (Jednorodnych Grup Pacjentów). I tu, o dziwo, znowu ci „niedobrzy” dyrektorzy kwestionują dane podawane przez NFZ, informując, ile to ich szpitale straciły i stracą na wprowadzeniu JGP. Czyżby stosowali do wyliczeń inną matematykę niż NFZ?
Otóż zapewnienia prezesa Jacka Paszkiewicza oparte są na tych samych wyliczeniach, co wcześniej wyceny procedur medycznych, czyli „wzięte są z sufitu”!!! Sposób wprowadzenia JGP i pseudopilotaż, o którym pisałem jakiś czas temu, nie uprawniają do żadnych wyliczeń.
Tym bardziej że tylko około 18% (sic!) świadczeniodawców w całej Polsce rozliczyło się do tej pory według systemu JGP. Z tego oto powodu nikt w centrali Funduszu nie może mieć pojęcia, ile tak naprawdę pieniędzy potrzeba na zapewnienie zakontraktowania tej samej (co najmniej) liczby świadczeń, co w zeszłym roku. Do tego niepewność co do skutków nadchodzącego kryzysu gos-podarczego, a w konsekwencji – wysokości składki na rok 2009. I to dlatego NFZ proponuje szpitalom kontrakty, których przyjęcie (mam osobiście nadzieję, że nie zostaną podpisane przez dyrektorów) spowoduje albo masowe zadłużanie się placówek, albo masowe strajki pracowników ochrony zdrowia, którym trzeba będzie obniżyć wynagrodzenia.
Do tego wszystkiego prezes NFZ zapowiada wprowadzenie w przyszłym roku kolejnego „SUKCESU”, tzn. JGP w specjalistyce ambulatoryjnej. I jak tu się dziwić panom Zenonowi Laskowikowi i Janowi Pietrzakowi, którzy ogłosili, że w obecnych czasach to kabaret mamy na co dzień, w związku z czym oni zawieszają działalność!
*
PS Wszystkim, którzy poczuli się dotknięci moim felietonem w „Pulsie”
nr 10 z października 2008 r. oświadczam, że nie było moim zamiarem obrażanie kogokolwiek, natomiast jeśli stało się inaczej, to – przepraszam.


*

Z okazji
Nowego Roku
Koleżankom i Kolegom
życzę, aby ten Nowy Rok
nie był gorszy od Starego.
Życzę przede wszystkim zdrowia,
bo my, lekarze, najlepiej wiemy,
jak ono jest potrzebne i ważne.
Życzę nam wszystkim,
aby wreszcie w roku 2009
skończył się ten „kabaret”,
którego wszyscy chyba
mamy dosyć.

Archiwum