8 lutego 2009

Na wypalonym świeczniku

Tradycyjnie już „Lista Stu” najbardziej wpływowych osób w ochronie zdrowia – produkt firmowy branżowego pisma „Puls Medycyny” – pobudza do refleksji. Nie dziwi mnie spadek z 1. aż na 17. miejsce urzędującej minister zdrowia Ewy Kopacz, bo lista jej rzeczywistych dokonań z ubiegłego roku jest mało imponująca, a jednocześnie odwrotnie proporcjonalna do liczby oponentów, którzy znaleźli się w tegorocznym jury plebiscytu. Ale już obecność na wysokim 3. miejscu Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego mocno zaskakuje, bo czymże się pan rzecznik tak zasłużył środowisku medycznemu, że wywindowało go aż na podium? Gdy Janusz Kochanowski powziął zamiar opracowania kolejnego programu reformy, dziennikarze medyczni zapraszani na konferencje prasowe byli zdumieni naiwnością i sporym idealizmem Pana Doktora (praw). Nie było wiadomo, kto od kogo może się tu czegoś nauczyć, bo nawet główni eksperci mówili do dziennikarzy takim językiem, jakbyśmy dopiero mieli uczyć się, na czym polega system ubezpieczeń. A on już istnieje, w mniej lub bardziej koślawej formie, od 10 lat!
Teraz okazuje się, że Janusz Kochanowski wyrasta na trzecią osobę mającą w kraju największe wpływy w resorcie, co przyznają Państwo, awansem jest chyba jednak na wyrost. A może przykład brązowego medalisty na „Liście Stu” obnaża po prostu prawdę o naszej branży medycznej – nie liczą się tu kompetencje ani skuteczność, tylko sam rozgłos lub stanowisko. Wszak nawet pan rzecznik przyznaje, że pozbawiony jest władzy wykonawczej i legislacyjnej, więc jakież to atuty trzeba mieć w ręce, by móc zostać zaliczonym do najbardziej wpływowych postaci? Wystarczy znać adres Ministerstwa Zdrowia i pisać tam listy? Na przykład w sprawach (przytaczam wymienione w mediach interwencje RPO): epidemiologicznego zagrożenia biegunkami u dzieci, sytuacją epidemiologiczną chorób przenoszonych drogą płciową, samobójczymi zgonami pacjentów szpitali. Rezultaty wystąpień cięższego kalibru są bliżej nieznane, a część wniosków rzecznika – jak choćby w sprawie likwidacji obowiązkowej przynależności do samorządu zawodowego – powszechnie krytykowana.
Komu więc za uznanie podziękuje teraz Janusz Kochanowski filiżanką Rosenthala? Przede wszystkim tym, których na liście wyprzedził. Słaba pozycja szefowej resortu zdrowia nie jest jedyną, która musi budzić zdziwienie. Prezesa NFZ sklasyfikowano na 34. miejscu (to także bolesny spadek w stosunku do ubiegłego roku), więc widać wyraźnie, że ci, którzy biorą pieniądze za rządzenie, nie wywiązują się z tego najlepiej. Pachnie prawdziwym wotum nieufności. Natura nie lubi próżni, toteż w pustkę po utraconych wpływach wpadły osoby żyjące na obrzeżach politycznego jarmarku. Niedobrze, że rządzi tym przypadek.


Paweł WALEWSKI
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum