6 października 2009

Epitafium

Dr Jadwiga
Kurdusiewicz
(1924-2009)

11 września 2009 r., pokonana przez nieuleczalną chorobę, zmarła nasza Koleżanka, dr Jadwiga Kurdusiewicz.
Dyplom lekarza uzyskała na warszawskim wydziale lekarskim AM w 1959 r. Przed rozpoczęciem studiów na Wydziale Lekarskim ukończyła szkołę pielęgniarską. Pierwszą pracę lekarza podjęła 16 listopada 1959 r. w Oddziale chorób Wewnętrznych Szpitala Miejskiego w Siedlcach. Tytuł specjalisty chorób wewnętrznych uzyskała 29.10.1968 r. W Oddziale Chorób Wewnętrznych pracowała do 30.11.1971 r., później w Poradni Ogólnej Przychodni PKP w Siedlcach – do przejścia na emeryturę 30.04.1993 r.
Ceniona i lubiana przez pacjentów i kolegów. Była otwarta i oddana swoim chorym. Sama niestety przegrała z nieuleczalną chorobą, którą znosiła z wyjątkową cierpliwością i spokojem, dając wyraz pogodzenia się z prawami natury i wolą Bożą. Była głęboko wierząca. Odszedł od nas na zawsze szlachetny i wspaniały Człowiek. Lekarz, który dzięki swoim umiejętnościom i zaangażowaniu stanowi dla nas wzór i przykład dla następnych pokoleń.
Pozostaniesz w naszych sercach jako wspaniała koleżanka i przyjaciółka.
Koleżanki i koledzy

Prof. dr hab. n. med. Maria Prawecka
(1928-2009)

Z głębokim żalem zawiadamiam, że 15 maja 2009 r. odeszła od nas nasza Koleżanka, Przyjaciółka oraz wspaniały lekarz ginekolog.
Znałyśmy się od studiów, uczestniczyła w każdym naszym spotkaniu absolwentów wydziału lekarskiego. Co 5 lat spotykaliśmy się w domu wypoczynkowym w Ryni, gdzie zawsze śpiewała nam i grała na gitarze. Ostatnio, mimo upływu wielu lat, spotykałyśmy się w kilkuosobowej grupie lekarzy w Klubie Lekarza przy ul. Raszyńskiej, gdzie przed ostatnimi Świętami Bożego Narodzenia jeszcze nam zaśpiewała i zagrała, a my jej wtórowaliśmy.
Była zawsze odpowiedzialnym, uczciwym lekarzem, lubianym przez pacjentki. Medycyna stanowiła jej pasję. Wielką przygodą jej życia była ciężka i odpowiedzialna praca (7 lat) w krajach arabskich (Kuwejt, Libia).
Wieloletni pracownik szpitala klinicznego im. Ks. Anny Mazowieckiej przy ul. Karowej w Warszawie. Autorka 94 publikacji naukowych w kraju i za granicą. Praca naukowa w Kuwejcie i Bengazi. Sekretarz naukowy Komisji Patofizyki Płodu i Rozrodu PAN.
Odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za pracę wychowawczą. Laureatka nagrody im. Ks. Anny Mazowieckiej oraz „Lekarz przyjacielem kobiety”, honorowy tytuł nadany przez Narodową Fundację ds. Walki z Rakiem.
Krystyna Kolińska wraz z koleżankami
i kolegami ze spotkań „studenckich”

Bolesław Mach (1925-2009)

Upalny czerwcowy dzień. Tak wiele osób przyszło pożegnać sędziwego lekarza. I tacy poważni, smutni. Trudno uwierzyć, że spotkanie związane z osobą Bolka Macha nie niesie się radosnym śmiechem. Bolek nigdy nie tracił pomysłów na nowe żarty, ze swadą opowiadał o zabawnych zdarzeniach. Miał poczucie humoru, żartował na każdy temat. Pamiętam „internat” (takie stacjonarne tygodniowe ćwiczenia w klinice położnictwa i ginekologii) dla naszej grupy studenckiej. Wyśmiałam się za wszystkie czasy. Bolek nie dopuszczał do nas smutku. A czas był ciężki, ponury
i biedny. Po prostu Polska połowy lat pięćdziesiątych.
Dziś Bolka zabrakło i śmiech ucichł. Przyszedł wielki żal i świadomość pożegnania na zawsze. Dopiero (rok temu) obchodziliśmy „złote dyplomowe lekarskie wesele”, czyli po półwieczu odbieraliśmy z rąk Rektora WUM certyfikat odnowienia dyplomu lekarza, który w 1958 r. wprowadził nas w czynne i uprawnione życie zawodowe. Rozpierzchliśmy się w różne strony. Był czas budowania gniazd. Bolesław też się ożenił
i postanowił, przynajmniej na pewien czas, osiąść w Zakopanem. Znał radość obcowania z Tatrami. Jawiła się przed nim szansa poznania nowych ludzi. Zupełnie innych niż warszawskie mieszczuchy… Była też możliwość klimatycznego leczenia układu oddechowego, pięty Achillesowej Bolka. Jednak mimo bliskości Giewontu nigdy nie przestał marzyć o powrocie do swej małej ojczyzny, czyli do Warszawy, na Powiśle. Po kilku latach dał się porwać do kolorowego Łowicza. Trafił do szpitala, został asystentem oddziału położniczo-ginekologicznego, pod mądrą ręką ordynatora doktora Zbigniewa Łapińskiego. Zaczyna realizować swój plan specjalizowania się
w tej dziedzinie medycyny. Oswaja się z księżackim klimatem i miejscowym kolorytem. Lubiany. Jak zwykle z humorem
i nieuleczalną młodością. Otacza go grono wypróbowanych przyjaciół, wśród nich lekarskie małżeństwo Bronia i Antek Szaleccy, „farmaceutyczna” para Zofia i Wojciech Guzowscy (z najlepszą apteką w tle). Córka Bolka Urszula zaprzyjaźniła się z dziećmi łowickich przyjaciół. Wydawało się, że państwo Machowie wrośli w Łowicz na stałe. Ale nasz niepoprawny powiślak marzył o swoim mieście. Po uzyskaniu pierwszego
i drugiego stopnia specjalizacji przenosi się do swojej Warszawy – na Powiśle. Angażuje się do pracy w lecznictwie otwartym, jako inspektor ginekologii i położnictwa dla Pragi Południe. Ceniony za doświadczenie i odpowiedzialność w swojej dziedzinie, chętnie służy radą młodszym kolegom i adeptom ginekologii. Jest uczynny i przyjazny. Bolesław bardzo cenił rodzinę, podziwiał mądrość zawodową żony Ireny, marzył
o dobrej przyszłości dla córki Urszuli. Cieszył się, że wybrała zawód pokrewny medycynie, zostając magistrem rehabilitacji (AWF), i zaczęła pracować w Centrum Onkologii.
Emerytura przyniosła Bolkowi szansę pełniejszego obcowania z rodziną, z przyjaciółmi, a przede wszystkim z wnukami. Lubił zapraszać na działkę na pogaduszki, kawały, po prostu na wspólną radość zielonej swobody, z tymi, których kochał i rozumiał.
Mimo że nie był od dawna człowiekiem zdrowym, nie lubił epatować poetyką dolegliwości i tak było do końca. Nie zrealizował ostatniego planu wyjazdu z przyjaciółmi na działkę. Widać pisane mu było cieszyć się zielenią niebieskich polan Pana Boga.
Oddalił się w ich kierunku dość nagle, 20 czerwca 2009 r, po osiemdziesięciu trzech pracowitych i pogodnych latach, mimo tylu zmartwień i polskich zawirowań. Żył dla innych i wśród innych. Wiedział, że każdy z nas jest tyle wart, ile może dać bliźnim.
Zapisał się w naszej pamięci na zawsze.

Jolanta Zaręba-Wronkowska

Lek. dent. Wojciech Krocin (1960-2009)

Odszedł od nas na wieczną służbę nasz drogi Kolega. Był niezwykły. Zawsze pogodny, uśmiechnięty, koleżeński i pracowity. Wieczny optymista. Lubił swoją pracę lekarza dentysty. Podejmował się prac trudnych i ambitnych, a swoją wiedzą i doświadczeniem dzielił się
z kolegami. Nawet po wyjeździe do Wielkiej Brytanii pamiętał o swoich kolegach, chętnie informował nas o postępach w stomatologii.
Mamy świadomość, że zawsze mogliśmy na Ciebie liczyć. To straszne, że śmierć zabrała Cię tak wcześnie. Na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci.
Panie Doktorze Andrzeju, Pani Doktor Janino – jesteśmy z Wami w tym ogromnym bólu po stracie Waszego ukochanego Syna. To wbrew prawom życia, gdy Rodzice muszą na zawsze żegnać swoje dziecko.
Andrzeju i Janino, bądźcie teraz oparciem dla Waszego Wnuczka.

Z wyrazami ogromnego żalu
wiceprzewodniczący ORL Ryszard Majkowski, zastępca sekretarza ORL Janusz Bugaj i koledzy dentyści

Apel PTChP

Przed II wojną dr Maria Werkenthin kierowała Zakładem Radiologii Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc, którego jest obecnie patronem. Była członkiem-założycielem Polskiego Towarzystwa Badań Naukowych nad Gruźlicą i jednym z liderów Polskiego Towarzystwa Radiologicznego. Stworzyła polską szkołę radiologii klatki piersiowej. Uważano ją za jednego z najwybitniejszych radiologów klatki piersiowej na świecie.
W czasie wojny ratowała Żydów przed zagładą. Zginęła
w Oświęcimiu w lutym 1944 roku. Odznaczona Krzyżem Walecznych za udział w obronie Warszawy w 1939 i pośmiertnie Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi dla polskiej medycyny i postawę w czasie wojny. Dziś jej opuszczony grób na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim wymaga gruntownego remontu. Zarząd Warszawsko-Otwockiego oddziału PTChP postanowił zorganizować społeczną kwestę w środowisku lekarzy, szczególnie pneumonologów i radiologów, w celu odnowienia grobu dr Marii Werkenthin. Prosimy o przesyłanie pieniędzy na konto Społecznego Komitetu Opieki nad Zabytkami Cmentarza Ewangelicko-Augsburskiego w Warszawie 01-171 przy
ul. Młynarskiej 54/58, PKO S.A. nr konta 32 1240 6175 1111 0000 4573 1428, z dopiskiem: Maria Werkenthin. Apelujemy o ofiarność na ten szlachetny cel.
Tadeusz M. Zielonka
przewodniczący Warszawsko-Otwockiego oddziału PTCHP

Archiwum