26 czerwca 2010

Lekarz funkcjonariuszem publicznym – czy warto?

W środowisku lekarskim odżyła ostatnio idea, by każdemu lekarzowi nadać status tzw. funkcjonariusza publicznego. Postulat ten związany jest z aktami przemocy, jakich podczas wykonywania zawodu doświadczają lekarze ze strony pacjentów lub osób im towarzyszących. Uznanie każdego lekarza za funkcjonariusza publicznego miałoby ułatwić ściganie sprawców napaści fizycznych i słownych na lekarzy. Takie zachowania, jeżeli dotykają funkcjonariusza publicznego, są bowiem ścigane przez prokuratora z urzędu, a nie przez samego pokrzywdzonego lekarza, który wnosi prywatny akt oskarżenia do sądu karnego.
Wydaje się jednak, że uznanie każdego lekarza za funkcjonariusza publicznego (poprzez dodanie go do katalogu osób wymienionych w art. 115 § 13 Kodeksu karnego) pociągnęłoby za sobą również skutki, z których lekarze nie do końca zdają sobie sprawę i niekoniecznie byliby zadowoleni. W razie uznania bowiem, że każdy lekarz jest funkcjonariuszem publicznym, zostaje co prawda zdjęta z niego konieczność samodzielnego dochodzenia sprawiedliwości za popełnione na jego szkodę przestępstwo, jednocześnie jednak lekarz staje się potencjalnym podmiotem innych przestępstw, opisanych w kodeksie karnym, a dotyczących właśnie funkcjonariusza publicznego.
Szczególnie niebezpieczna może być odpowiedzialność z art. 231 k.k., przewidującego karę za przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków, stanowiące działanie na szkodę interesu publicznego lub prywatnego. Należy zauważyć, że każde niedopełnienie obowiązków przez lekarza albo wyjście przez niego poza przyznane uprawnienia podlegałoby karze zgodnie z tym przepisem, jeśli tylko stanowiłoby jednocześnie działanie na szkodę interesu publicznego lub prywatnego. Nawet zatem w przypadkach tzw. błędów w sztuce lekarskiej, jeśli nie można by postawić zarzutu popełnienia przez lekarza przestępstwa przeciwko życiu lub zdrowiu, zawsze pozostawałoby ryzyko odpowiedzialności z art. 231 k.k.

Istotnym jej aspektem byłoby również zobowiązanie każdego lekarza do zawiadamiania organów ścigania o każdym podejrzeniu popełnienia przestępstwa. W szczególności dotyczyłoby to zaobserwowanych przez lekarza przestępstw, których ofiarami padli jego pacjenci. Lekarz byłby również zobowiązany do niedopuszczenia do zatarcia śladów i dowodów zauważonego przestępstwa (co wynika z art. 304 § 2 Kodeksu postępowania karnego). Uznanie każdego lekarza za funkcjonariusza publicznego postawiłoby zatem pod znakiem zapytania kwestię tajemnicy lekarskiej w tych wypadkach, gdy lekarz podejrzewa, że jego pacjent padł ofiarą lub jest sprawcą przestępstwa. Wydaje się, że lepszym rozwiązaniem dla lekarzy byłoby nie tyle uznanie każdego z nich za funkcjonariusza publicznego, lecz raczej objęcie każdego z nich ochroną należną funkcjonariuszowi publicznemu. Rozwiązanie takie funkcjonuje obecnie na mocy art. 44 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty w stosunku do tych medyków, którzy wykonują czynności w ramach świadczeń pomocy doraźnej lub w przypadkach opisanych w art. 30 wspomnianej ustawy.

Objęcie ochroną prawną przynależną funkcjonariuszowi publicznemu oznacza ściganie sprawców przestępstw przeciwko takim lekarzom przez prokuratora z urzędu i na podstawie innych przepisów kodeksu karnego. Tacy lekarze nie są jednak funkcjonariuszami publicznymi, w związku z czym oni sami nie ponoszą odpowiedzialności z tych przepisów kodeksu, które odnoszą się do funkcjonariuszy publicznych, lecz na ogólnych zasadach. Oczywiście chodziłoby o objęcie ochroną każdego lekarza podczas wykonywania zawodu, a już wątpliwe byłoby objęcie ochroną tylko w związku z wykonywanym zawodem. Wydaje się bowiem, że postulat szczególnej ochrony lekarza ma na celu jego ochronę podczas udzielania świadczeń medycznych. Należałoby również rozważyć, czy ochrona ma przysługiwać wyłącznie w przypadkach sytuacji opisanych obecnie w art. 44 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, czy ma objąć lekarza w każdym przypadku udzielania świadczenia medycznego, czyli również np. podczas konsultacji dokonywanej w jego gabinecie.

Dr Jan Kulesza,
adiunkt w Katedrze Prawa Karnego,
Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego

Artykuł ukazał się w „Pulsie Medycyny” (nr 6/2010)

Archiwum