21 października 2012

Na marginesie Kodeksu Etyki Lekarskiej

Tadeusz Maria Zielonka
Katedra i Zakład Medycyny Rodzinnej WUM

Artykuł 50
Wyniki badań przeprowadzonych niezgodnie z zasadami etyki lekarskiej nie powinny być publikowane.

To bardzo jednoznaczne stwierdzenie wciąż pozostaje w naszym kraju typowym papierowym zapisem, którego nieprzestrzeganie nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji. Dopóki ewidentne naruszanie Kodeksu Etyki Lekarskiej nie będzie powodować zdecydowanej reakcji ze strony korporacji, zapisy takie jak przytoczony artykuł mają wręcz szkodliwy charakter, gdyż podważają zaufanie do tego rodzaju dokumentów. Obowiązujące w Polsce standardy znacznie odbiegają od realiów krajów europejskich, gdzie poważnie traktuje się prawa autorskie. Oczywiście zapis ten należy rozumieć bardzo szeroko. Nie chodzi w nim tylko o wykonanie badań naukowych bez zgody chorych czy komisji etycznych. Restrykcja wynikająca z tego zapisu jest powiązana ze wszystkimi nakazami KEL. Jakże często autorzy artykułów ukazujących się w polskich czasopismach medycznych nie ujawniają swoich powiązań z producentem leków lub sprzętu medycznego, o produktach którego w owych publikacjach właśnie piszą. To ewidentne naruszenie art. 51e Kodeksu Etyki Lekarskiej. W myśl art. 50 należałoby zakazać wydawania wielu powszechnie znanych pism, z niezrozumiałych względów wysoko ocenianych w klasyfikacji Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego, gdyż nie umieszczają na swych łamach deklaracji zgłaszanej przez autorów, informującej o konflikcie interesów. W myśl obowiązujących przepisów jest to absolutnie niedopuszczalne. Polskie redakcje zadowoliły się wpisaniem takiego wymogu do regulaminu publikowania, ale nie respektują go w praktyce. Po co zatem zamieszczać tak rygorystycznie sformułowany zapis, jeśli nie jest przestrzegany ani przez autorów, ani przez redakcje czasopism, a samorząd lekarski nie wyciąga z tego tytułu żadnych konsekwencji. Kolejna fikcja, która obniża rangę Kodeksu Etyki Lekarskiej.
Warto w tym miejscu nawiązać do poruszonego w komentarzu do art. 74 KEL tematu eponimów zawierających nazwiska nazistowskich zbrodniarzy wojennych. Wiele tekstów napisanych przez niemieckich lekarzy w czasach nazizmu powstało z rażącym naruszeniem obowiązujących zasad etyki lekarskiej. Należałoby w ogóle zakazać przytaczania tego rodzaju tekstów, ponieważ są często wynikiem prowadzenia bestialskich eksperymentów na ludziach. Skoro czynimy tak z plagiatem, to czemu nie stosujemy rygorystycznie zasad etycznoprawnych w tym przypadku. Nie chodzi o wszystkie dzieła zbrodniarzy wojennych, ale o te, które powstały w oparciu o badania przeprowadzone niezgodnie z zasadami etyki lekarskiej. W stosunku do tak ciężkich przestępstw jak ludobójstwo nie obowiązuje przedawnienie. Nie powinno dotyczyć również dzieł powstałych z naruszeniem fundamentalnych zasad humanitaryzmu. Niedopuszczalna jest większa pobłażliwość dla zabójców niż dla złodziei.
Niepokoi brak odpowiedniej reakcji ze strony redakcji pism medycznych na narastający w naszym kraju problem plagiatów. Na skutek interwencji zagranicznych uczonych odebrano już kilku osobom w Polsce autorstwo artykułów, w przypadku których ewidentnie wykazano popełnienie plagiatu. Problem jest poważny, gdyż nasze środowisko naukowe nawet nie bardzo rozumie, co kryje się pod pojęciem plagiatu. Panujące w tym względzie obyczaje odbiegają znacznie od europejskich standardów.
Trzeba wreszcie nazwać rzecz po imieniu, traktować plagiat oraz manipulacje w spisach autorów i bibliografiach jak kradzież i wyciągać odpowiednie do tego czynu konsekwencje. Dlaczego w świecie medycznym własność materialna ma inną wartość niż intelektualna? Kto jak kto, ale właśnie twórcy powinni być szczególnie wyczuleni na wartość własności intelektualnej. Trudno zaakceptować przymykanie oczu na nieuczciwe działania innych osób z nadzieją, że będą one równie pobłażliwe dla naszych nadużyć. Medyczne środowisko naukowe nie dojrzało jeszcze do głębokich zmian, jakie dokonały się w naszym kraju. Świadczą o tym jego reakcje. Nawet udowodnione przypadki plagiatów nie spotykają się z potępieniem. W ocenie tego zjawiska zwycięża relatywizm. Przykładem była żenująca postawa środowisk medycznych po udowodnieniu dokonania plagiatu przez rektora jednej z uczelni medycznych. Ale wydaje się, że w kraju demokratycznym, w środku Europy, długo już nie będzie możliwa akceptacja takiego stanu rzeczy. Konieczne są szybkie i gruntowne zmiany.
Skala problemu nie jest dobrze poznana. Recenzenci, redaktorzy i czytelnicy nie zwracają na niego uwagi. Wielu autorów zdaje się nie znać pojęcia autoplagiatu. Inaczej trudno wytłumaczyć, dlaczego tak często w wielu pracach tego samego autora znajdują się duże fragmenty tekstu, które były już publikowane w innych pismach w identycznym brzmieniu. Opcja komputerowa „kopiuj i wklej” powoduje, że nie trzeba się trudzić mechanicznym przepisywaniem, co bardzo ułatwia proceder autoplagiatu. Zanim komputer stał się narzędziem powszechnie stosowanym, częściej pisano nowe artykuły niż przepisywano dosłownie stare. Plaga autoplagiatów wynika z chęci oszczędzenia czasu, a bezkarność przyczynia się do narastania tego zjawiska. Daje to bardzo złe świadectwo polskim naukowcom, gdyż prawda i uczciwość powinny być fundamentami nauki.
Art. 49 Kodeksu Etyki Lekarskiej zakazuje dopisywania do pracy zespołowej nazwisk osób, które nie uczestniczyły w jej powstaniu, i pomijania biorących w niej udział. Gdyby rzetelnie przestrzegać Kodeksu Etyki Lekarskiej, to niewiele polskich artykułów mogłoby być publikowanych. Obyczaj zamieszczania długiej listy autorów, nieodzwierciedlającej ich rzeczywistego wkładu w powstawanie tekstu, nijak się ma do przepisów KEL. Wiele cenionych zagranicznych pism medycznych wymaga precyzyjnego pisemnego określenia udziału poszczególnych osób w tworzeniu artykułu. Jeśli chcemy poprawić jakość polskich badań naukowych i wynikających z nich publikacji, konieczna jest głębsza refleksja nad znaczeniem słowa uczciwość. Nie trzeba zmieniać obowiązujących przepisów, lecz jedynie poważnie podchodzić do ich przestrzegania. Recenzenci i redaktorzy pism powinni rzetelnie wypełniać powierzone im obowiązki. Oni także w dużej mierze ponoszą odpowiedzialność za jakość polskiej nauki. Podobnie jest z tak ważnym problemem jak ocena prac doktorskich i habilitacyjnych. Zasada wyboru recenzentów przez promotorów jest nie do przyjęcia. Powoduje powstawanie układów skutkujących pisaniem przychylnych recenzji doktoratów, habilitacji, artykułów pochodzących z zaprzyjaźnionych ośrodków. Problem jest już tak głęboko zakorzeniony, że jedynym rozwiązaniem wydaje się losowanie recenzentów z puli ekspertów. Konieczne jest restrykcyjne przestrzeganie w Polsce dwustronnej anonimowości recenzji. Recenzent nie może znać osób, które ocenia, jeśli ma wydawać obiektywne oceny.

Czas szerzej spojrzeć na zagadnienia etyki lekarskiej i zacząć respektować jej zasady w redakcjach polskich pism medycznych.

Archiwum