3 października 2018

Bądźmy przykładem

O tym się mówi

Z Łukaszem Durajskim, przewodniczącym Zespołu ds. Szczepień Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, rozmawia Anetta Chęcińska.

Rozmawia pan z rodzicami małych pacjentów na temat szczepień ochronnych. Co dla nich jest najistotniejsze? Czego oczekują od lekarza?

Jestem młodym lekarzem, ale już na podstawie dotychczasowych doświadczeń wiem, że rozmowa z pacjentem, w przypadku dziecka – z rodzicem, oraz wyjaśnienie zgłaszanych wątpliwości są bardzo ważne. Rodziców niechętnych szczepieniom nie nazywam antyszczepionkowcami, to rodzice wątpiący i trzeba im poświęcić znacznie więcej uwagi niż innym, odpowiedzieć na pytania. 15 minut wizyty to zdecydowanie za mało, dlatego musimy skupiać się na tym, co najważniejsze. Staram się dozować informacje. Gdy rodzic powołuje się na mit na temat szczepienia, nie przytaczam zbyt wielu argumentów, najwyżej dwa, trzy. Rozmówca i tak nie zapamięta wszystkiego. Podczas pierwszej wizyty przedstawiam rodzicom kalendarz szczepień na pierwsze miesiące. Zapoznaję ich z terminami. Na obrazkowym schemacie zamiast igiełek czy strzykawek stawiam kolorowe kropki, które symbolizują szczepienia. To aspekt psychologiczny. Natomiast jeżeli i ja czegoś nie wiem, mam wątpliwość, to sprawdzam, sięgam do źródeł, powołuję się na zalecenia instytucji naukowych, autorytetów. Pacjenci to doceniają, widzą, że lekarz interesuje się problemem, interesuje się ich sprawą.

Ilu spotyka pan rodziców wątpiących w zasadność szczepienia?

Pytania zadaje każdy rodzic, ale wątpliwości z rodzaju anty-szczepionkowych ma kilku na tydzień. W mojej praktyce była może jedna mama, która opuściła gabinet, kategorycznie odmawiając zaszczepienia dziecka. Wątpiący, po uzyskaniu informacji i wyjaśnień, mimo wcześniejszych obaw, szczepią dzieci. Pacjent uznaje lekarza za autorytet. Błędem naszego środowiska jest to, że nie zabieramy w tej sprawie głosu publicznie lub zabieramy go zbyt rzadko. Brakuje mi stanowiska lekarzy w mediach społecznościowych, choć kolegów udzielających się na forach internetowych przybywa. Są też lekarze, którzy wypowiadają się w Internecie, ale głosu na temat szczepień nie zabierają, gdyż nie chcą narazić się na hejt.

A pan jak sobie radzi z tym zjawiskiem?

Hejt w Internecie dotyczy każdej dziedziny. Także nas, lekarzy. Prowadzę blog już czwarty rok i nauczyłem się sobie z tym radzić. Na szczęście zmieniło się prawo. Hejter nie jest anonimowy i bezkarny. Osobom mówiącym nieprawdę na mój temat, obrażającym mnie, odpisuję mniej więcej tak: „jeżeli pan/pani uważa, że są podstawy do oskarżenia, proszę zgłosić mnie do prokuratury”. To działa, hejter milknie. Jestem obecny w mediach społecznościowych, staram się dzielić wiedzą, bo wiem, że jest to rodzicom moich pacjentów potrzebne. Oni korzystają z tych porad, informacje uzyskane od lekarza przekazują dalej. Powinniśmy, jako środowisko, mówić jednym głosem. Jeżeli przychodzi do mnie rodzic, który wcześniej był z dzieckiem w instytucie i usłyszał od specjalisty: „szczepienie przeciwko pneumokokom powoduje alergię, proszę nie szczepić”, mam problem, gdyż autorytet działa. Mogę wówczas jedynie wydrukować konkretne zalecenia Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego czy z Medycyny Praktycznej i wręczyć do przeczytania. Wyznaczam kolejną wizytę i… pacjenci wracają. Głos środowiska lekarskiego musi być spójny.

Inicjatywę na rzecz szczepień podjęła Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie.

Cieszy mnie, że izba, która ma siłę dużej organizacji, przy wsparciu wielu instytucji i osób, m.in. głównego inspektora sanitarnego, rzecznika praw obywatelskich, Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-Państwowego Zakładu Higieny, autorytetów medycznych oraz organizacji pacjentów, podjęła ten temat i wychodzi z inicjatywą. Ważne, aby o szczepieniach rozmawiać nie tylko z pacjentami, ale aby rozmawiali o nich ze sobą lekarze różnych specjalności. Mamy hasło „Kocham, więc szczepię”. Nawiązujemy do emocji, gdyż faktami i statystykami nie uda się nam ściągnąć uwagi. To pierwszy krok.

Jakie są cele i zadania Zespołu ds. Szczepień, którego jest pan przewodniczącym?

Nasz zespół jest młody wiekiem, chętny do działania. Pomysł jego powołania zrodził się z poczucia braku, o czym już wspominałem, spójnej postawy środowiska wobec szczepień. Oczywiste, że pediatrzy znają się na szczepieniach, ale chcemy ułatwić uzyskiwanie informacji lekarzom innych specjalności. Wiem, że np. ginekolodzy miewają kłopoty z przekonaniem ciężarnych kobiet do szczepienia przeciwko krztuścowi. Zalecenia dotyczące szczepień są, ale musimy sprawić, aby łatwo docierały do lekarzy. Mamy wsparcie dr. n. med. Ernesta Kuchara. Będziemy się starali, aby w naszych mediach: w „Pulsie”, na stronie internetowej izby, pojawiały się materiały dotyczące szczepień.

Adresatem działań zespołu jest zatem środowisko lekarskie?

Tak, chcemy się skupić na naszym środowisku, ponieważ pacjenci ufają lekarzom. Jeżeli lekarz będzie miał pełną informację na temat szczepień, podczas rozmowy z pacjentem sięgnie do odpowiednich materiałów, zaleceń, co ułatwi mu pracę. Ale też wychodzimy z naszą akcją do społeczeństwa. Przygotowujemy spot z hasłem kampanii „Kocham, więc szczepię” i będziemy pokazywali, że lekarze również się szczepią. W statystykach najlepiej wypadają pediatrzy. 50–60 proc. szczepi się przeciwko grypie, lekarzy innych specjalności – około 15 proc. Zatem musimy zadbać, aby być przykładem dla pacjentów.

Piknik Forum Samorządów Zawodów Zaufania Publicznego, w którym izba aktywnie uczestniczyła, był okazją do promowania wiedzy na temat szczepień. Jak pan ocenia takie formy docierania z informacją do społeczeństwa?

Kiedy otrzymałem propozycję przewodzenia Zespołowi ds. Szczepień, moim założeniem było, że to my musimy wyjść do pacjentów, inicjować spotkania, rozmawiać. Naszą postawą będziemy pracowali na zaufanie społeczeństwa. Cieszę się i doceniam, że w izbie jest grupa ludzi (nie mówię tylko o naszym zespole, ale o całej ekipie, o prezesie i wiceprezesach, członkach rady), którzy mają chęci i siłę do działania, podejmują wyzwania. Jako młody lekarz oczekiwałem takiego zaangażowania od samorządu. Wychodzimy z naszą akcją do pacjentów i pokazujemy nasze stanowisko: my, lekarze, szczepimy się i szczepimy nasze rodziny, zachęcamy do szczepienia pacjentów, rozmawiamy na ten temat, przekonujemy wątpiących. Piknik był do tego znakomitą okazją. Działamy dalej. Będziemy przykładem. <

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum