3 lipca 2020

Jak walczyć z epidemią teorii spiskowych?

Pandemia stała się kolejną okazją dla twórców pseudonaukowego opisu świata do snucia historii o tym, jaki globalny spisek stoi za pojawieniem się koronawirusa. Lekarze zaś są na pierwszej linii frontu w walce nie tylko z COVID-19, ale i z dezinformacją. Rzeczowa, acz krótka, rozmowa z wątpiącymi pacjentami – to w ramach owej walki zalecają specjaliści.

Lekarz Michał Sutkowski, rzecznik prasowy Kolegium Lekarzy Rodzinnych, pod koniec maja stał się na antenie TVP celem personalnego ataku jednego z gości programu „Pytanie na śniadanie”. Obecny obok dr. Sutkowskiego sportowiec Wojciech Brzozowski zarzucił mu, że jest opłacany przez ludzi, którym zależy na straszeniu społeczeństwa koronawirusem. Tymczasem – jak twierdził windsurfer – COVID-19 jest mniej groźny niż grypa. Wpisał się tym samym do grona celebrytów propagujących teorie spiskowe.

W reakcji na to i podobne zdarzenia Fundacja Watch Health Care wyszła z inicjatywą akcji „Stop celebrytyzacji pseudonauki”, wspartą przez 20 organizacji, w tym Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie. W ramach przedsięwzięcia wystosowano apel do osób zabierających głos w przestrzeni publicznej o wyjątkową ostrożność w wypowiedziach o zdrowiu.

Pseudonaukowe teorie w wielu dziedzinach zyskują na popularności. Medycyna nie jest wyjątkiem. Według ich propagatorów koronawirus: został wyprodukowany w chińskich
laboratoriach medycznych i celowo uwolniony, by zdestabilizować światową gospodarkę; jest stworzony, by zredukować ludzką populację w myśl zamierzeń Billa Gatesa; to efekt wdrażania technologii 5G, w ogóle nie jest groźny, a lockdown służył zamknięciu ludzi w domach. Tych teorii jest więcej i dołączają do szeregu innych, stojących w sprzeczności z wiedzą medyczną, a mówiących np. o ukrywaniu przez koncerny farmaceutyczne leków na raka lub o dodawaniu do wody szkodliwych substancji pozwalających na kontrolowanie umysłów.

Źródło spisku

Teorie spiskowe nie są wynalazkiem ostatnich lat. Dość wspomnieć broszurę z 1900 r. pt. „Kanalizacya miasta Warszawy jako narzędzie judaizmu i szarlataneryi”, by dowieść, że i niektórzy nasi przodkowie ulegali pseudonaukowym wywodom. Ruch antyszczepionkowy jest zaś tak samo stary jak szczepionki. Ale tendencja się nasila, co często jest przypisywane możliwościom, jakie daje Internet w zakresie dzielenia się nie tylko wiedzą, ale i opiniami, a nawet zabobonami.

Filmy na YouTube propagujące postawy antyszczepionkowe zwykle oddziałują na nasze emocje. Autorzy pokazują nam np. małego Krzysia, który został zaszczepiony i teoretycznie z tego powodu ma autyzm. Ten obraz znacznie lepiej do nas przemawia niż sucha informacja, że 150 mln przypadków nie potwierdza teorii, iż ma to ze sobą coś wspólnego – wyjaśnia dr hab. Wojciech Kulesza, profesor psychologii społecznej SWPS Uniwersytetu Humanistycznego. Jego zdaniem skuteczność tego przekazu jest dodatkowo wzmacniana przez określone zabiegi, m.in. wykorzystuje się w nim opinie rzekomych ekspertów, osób najczęściej stojących na marginesie środowiska naukowego. Przykładem z polskiego podwórka jest Hubert Czerniak, lekarz, któremu Naczelny Sąd Lekarski zawiesił prawo wykonywania zawodu na dwa lata z powodu wypowiedzi na temat szkodliwości szczepień ochronnych. – Oni udają prawdziwą naukę i prawdziwe źródła. Problem polega też na tym, że w ich przekazie kłamstwo jest zmieszane z prawdą – twierdzi Kulesza, przypominając, że niektóre szczepienia mają opisane naukowo rzadkie efekty uboczne, z czego ich przeciwnicy wyciągają zupełnie nieproporcjonalne i fałszywe wnioski. – Jeśli odbiorca sprawdzi jakiś szczegół takiej wypowiedzi i okaże się on prawdziwy także według źródeł głównego nurtu, to – będąc nieobeznanym z nauką – może uznać, że cała reszta też jest prawdziwa – uważa psycholog. Jego zdaniem na korzyść propagatorów pseudonauki działa fakt, że posługują się językiem przystępnym dla przeciętnego odbiorcy, tymczasem język nauki jest hermetyczny, bo wymaga podbudowy teoretycznej i metodologicznej.

Paradoksalnie podatny grunt dla teorii paranaukowych przygotowuje edukacja. Jej powszechność, także w zakresie studiów wyższych, w takich krajach jak Polska powoduje, że mamy silniejsze przekonanie o własnej nieomylności. Zdaniem Wojciecha Kuleszy problemem nie jest jednak nadmierna edukacja, ale sposób, w jaki jest prowadzona – zamiast uczyć krytycznego myślenia, skupia się na wpajaniu wiedzy i bezkrytycznego do niej podejścia. To właśnie sprzyja nadmiernemu poczuciu eksperckości, co szczególnie zauważalne jest w polityce, prawie, sporcie i niestety w medycynie. A przynajmniej niektórych jej gałęziach. – Tak się składa, że upodobaliśmy sobie onkologię i wakcynologię. A czemu nie ginekologię albo stomatologię? Wydaje mi się, że nowotwory i choroby zakaźne są bardzo obrazowe, przemawiające do wyobraźni albo po prostu najbardziej groźne i dlatego w tych dziedzinach staramy się odnajdywać poczucie kontroli – sugeruje Kulesza.

Brak poczucia kontroli pcha pacjentów w objęcia szarlatanów, także przez to, że – jego zdaniem – pozornie poświęcają oni więcej uwagi swoim „podopiecznym”. Tymczasem realia systemu ochrony zdrowia, takie jak długie kolejki i deficyt specjalistów, powodują, że prawdziwi lekarze nie zawsze mogą dać z siebie pacjentom tyle, ile by chcieli. W takiej sytuacji pacjent czuje się trybikiem systemu, pozbawionym możliwości podejmowania samodzielnych decyzji. – Jeżeli lekarz mi mówi, że mam np. wiele miesięcy się leczyć z nowotworu, a przychodzi pan Zięba i twierdzi, że wystarczy brać witaminę C, to daje mi złudzenie wyboru. I oczywiście ta druga opcja jest dużo bardziej atrakcyjna – wyjaśnia dr hab. Kulesza.

Wszystko to powoduje, że wspomniany na początku lekarz Michał Sutkowski w rozmowie z „Pulsem” przyznaje, iż jest „umiarkowanym pesymistą”, jeśli chodzi o to, czy pseudonaukowe trendy będą się nasilać: – My się z tym problemem będziemy mierzyć długofalowo. Oprócz osób bezwzględnie przekonanych do teorii pseudomedycznych jest bowiem jeszcze ogromna grupa ludzi wątpiących, zagubionych. I my przede wszystkim musimy ich z tego zwątpienia wyprowadzić.

Spiskowa teoria i lekarska praktyka

Jak przekonać wątpiących? – Spokojnie, logicznymi argumentami należy zdyskredytować spiskowe teorie, ale też przedstawić metody leczenia. Jeżeli pacjent nie jest nastawiony konfrontacyjnie, należy mu wytłumaczyć raz, a porządnie, i już do tematu nie wracać. Bo im więcej mówimy o pseudonaukowych teoriach, tym bardziej umacniamy przekonanie pacjentów,
że coś jest na rzeczy
– mówi Sutkowski. Jego zdaniem konie-czne jest też wprowadzenie w szkołach edukacji medycznej.

Wojciech Kulesza podkreśla zaś, że w relacji z pacjentem konieczne jest danie mu poczucia kontroli nad własnym życiem, choćby było to nawet złudzenie, bo skutki mogą być podobne od efektu placebo. – W końcu niektórzy już po wejściu do szpitala czy przychodni czują się lepiej, bo mają wrażenie, że „nadjeżdża kawaleria”. Jeśli pacjent wychodzi z gabinetu lekarskiego z rozpisanym planem działania, który sam musi zrealizować, jest to znacznie lepsze niż wożenie go na wózku z punktu A do punktu B. Na poczucie kontroli mogą wpływać nawet zupełnie drobne rzeczy. Można pozwolić pacjentowi wybrać kolejność jakichś działań, jeśli nie ma to dużego wpływu na leczenie. A nawet zapytać go o opinię – twierdzi. Zapewnia też, że warto odwoływać się nie do liczb, badań i innych abstrakcyjnych dla pacjenta pojęć, lecz do namacalnych, personalnych przykładów. – W stosunku do pacjentów onkologicznych takim przykładem smutnych konsekwencji niestosowania się do zaleceń medycyny jest Steve Jobs, który przez kilka miesięcy od zdiagnozowania raka trzustki odmawiał poddania się leczeniu szpitalnemu, zamiast tego eksperymentował z dietą, ziołolecznictwem i akupunkturą – podkreśla dr hab. Wojciech Kulesza.

To rady skuteczne w sytuacjach, kiedy lekarz ma do czynienia z pacjentem zagubionym, ale niekoniecznie nastawionym konfrontacyjnie. Bywa jednak, że sprawę trzeba postawić jasno – jeśli pacjent dąży do starcia i, podobnie jak windsurfer Brzozowski, zarzuca lekarzowi, że za pieniądze z premedytacją działa na szkodę pacjenta. – Jeśli pacjent chce się leczyć, powinien mieć minimum zaufania do lekarza. Jeśli go nie ma, to przecież nie musi się u niego leczyć. Sam dokonuje wyboru i naraża swoje zdrowie – podsumowuje Michał Sutkowski i dodaje: – Nie powinniśmy tłumaczyć, że nie jesteśmy wielbłądami. 

 Michał Niepytalski

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum