12 lutego 2021

Co mnie dziś zabije

Jarosław Biliński, wiceprezes ORL w Warszawie

Coraz częściej słyszę, że ludzie żyją w lęku. Lekarze powtarzają schematy dotyczące ilości pracy, obowiązków, zadań. Budząc się rano, odczuwają lęk. Nie jest to już zwykły lęk, ale także antycypacyjny, czyli lęk przed lękiem, w zasadzie przed atakiem paniki. Czy nie jest tak, że otwierasz oczy i myślisz: co mnie dziś zabije? Czy masz lęk przed dniem codziennym, przed tym, co Cię czeka w pracy? Okazuje się, że nie jesteś sam.

Praca wymagająca stałego kontaktu z ludźmi, co więcej, obszar, w którym nauka rozwija się najszybciej, a takim niewątpliwie jest medycyna, wymaga ciągłego wprowadzania innowacji, najwyższego profesjonalizmu, funkcjonowania na wysokich obrotach. Załóżmy, że wyjaśniasz pacjentowi mechanizm choroby i działanie konkretnego lekarstwa – de facto tłumaczysz biologiczne podstawy działania leku, przekładając język molekularny na potoczny. Wchodzisz w świat abstrakcji i próbujesz go dla pacjenta oswoić, uziemić, żeby to zrozumiał, bo wiadomo, compliance. Musiałeś wcześniej przećwiczyć umiejętność mówienia prostym językiem o rzeczach złożonych. A to wcale nie jest łatwe. I tłumaczysz pacjentowi, jesteś zaangażowany, bo lubisz przybliżać ludziom informacje „naukowe”. Wkładasz w to wiele energii. I nagle zdajesz sobie sprawę, że siedzicie w gabinecie, który ma odrapane ściany, albo w oknach są zardzewiałe kraty, drzwi skrzypią, płytki na podłodze odpadają. Krótko mówiąc, jego wygląd odstrasza, a przecież powinien stanowić godne tło pełnego profesjonalizmu i tej abstrakcji molekularnej, o której mówisz. Drukarka nie działa, na wypisie ze szpitala, na którym zaordynowałeś ten mądry lek, jest plama z tuszu. Tłumaczysz pacjentowi mechanizmy molekularne punktu uchwytu tego leku, a właśnie podają obiad szpitalny – jakąś papkę, breję z mięsem sprzed dwóch dni. To się nazywa dysonans, rozdźwięk. Polscy lekarze w tym dysonansie i rozdźwięku muszą odnaleźć nie tylko pacjenta, ale i siebie. System ochrony zdrowia w Polsce jest nieprzystosowany do nowoczesnych metod leczenia. Nie mówimy tu nawet o jakimś sprzęcie, rozwiązaniach technicznych – zwyczajnie infrastrukturalnie nie jest przystosowany. Dobitnym przykładem są szpitale działające w kilku budynkach, w których, żeby zrobić rentgen, trzeba po śniegu lub błocie iść do innego budynku. Takie miejsca istnieją i wcale nie są rzadkie. Spójrzmy na psychiatrię – przecież to zbrodnia przyjmować pacjenta z depresją albo po próbie samobójczej do pomieszczenia w piwnicy, gdzie jest ciemno lub odwrotnie – goła żarówka świeci prosto w oczy, jak na przesłuchaniu.

Rozdźwięk i dysonans napotykamy codziennie. Dzięki zaangażowaniu uda nam się coś zrobić, przynajmniej zminimalizować ryzyko, że pacjent ten rozdźwięk dostrzeże i będzie nam wstyd. Polak potrafi. Najgorzej, jeśli ten rozdźwięk prowadzi do wypalenia zawodowego i lekarz, pielęgniarka, ratownik stają się mumią.

Wtedy nie zadają już sobie nawet pytania, co mnie dziś zabije? Oni już zostali zabici. Dlatego, kiedy czujesz dysonans, rozdźwięk w czyjejś wypowiedzi, niezależnie czy mówi to minister, ordynator, czy Twój kolega lekarz, zareaguj, ujawnij to. Inaczej wciąż zdarzać się będą takie kurioza jak obskurne budynki przykryte płachtą z namalowanym nowoczesnym wieżowcem, jak na Euro 2012, albo oddziały covidowe stworzone za pomocą folii, taśmy klejącej i prętów. Kontekst ma znaczenie, np. nowoczesne leki na raka nie dadzą właściwych wyników bez leczenia wspomagającego infekcji, anemii, zaburzeń elektrolitowych. Pacjent leczony za pomocą nanorobota chirurgicznego, który trafi po zabiegu na salę ze ścianami pokrytymi grzybem, może umrzeć z powodu inwazyjnej grzybicy. Lepiej wiedzieć, co nas dziś zabije. Można zapobiec. Przynajmniej trzeba próbować.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum