2 marca 2021

Przerwane łańcuchy

Paweł Walewski

Wobec pojawiania się i szerzenia nowych wariantów koronawirusa, szybkie przeprowadzenie szczepień jest obowiązkiem państwa. Tymczasem napotkało nie lada przeszkody.

Tak pięknie rozpoczęty na pewnej konferencji prasowej w grudniu 2020 masowy program szczepień przeciwko COVID-19 zaczął się sypać już w połowie lutego 2021 r. Wstrzymano na trzy tygodnie podanie pierwszych dawek personelowi medycznemu, który nie zdążył (lub nie mógł) zaszczepić się w styczniu, pojawiły się też kilkudniowe opóźnienia w dostawach do punktów podających szczepionki seniorom. A że seniorzy to grupa szczególna, przeważnie wymagająca zaangażowania rodziny, aby bezpiecznie dotrzeć na czas do punktu szczepień, perturbacje wywołały łańcuch kłopotów, o których być może młodzi decydenci w Warszawie nie mają pojęcia.

W dodatku okazało się, że wbrew zapewnieniom rządu Agencja Rezerw Materiałowych przestała odkładać połowę dawek na drugie szczepienie i z powodu zmniejszonych dostaw z zagranicy pojawił się ich niedobór. Tu również zadziałało prawo serii: szczepienie ludzi już zapisanych na konkretne terminy pierwszą dawką zwiększyło liczbę brakujących drugich dawek. Oczywiście, to kłopot dla przychodni, które muszą sobie z problemem jakoś radzić, a wiadomo, że odwoływanie wizyt i umawianie na nowe terminy (poza rządowym, automatycznym systemem rejestracji) frustruje i rodzi nikomu niepotrzebne napięcia.

Czy całą winę za to zamieszanie ponoszą rzeczywiście producenci szczepionek, którzy nagle zmniejszyli dostawy? Skala operacji najwyraźniej wszystkich przerosła, ale co innego kłopoty produkcyjne, a co innego logistyka i zła komunikacja. A na nią przede wszystkim słychać sporo skarg od zespołów szczepiących, które są niedoinformowane lub otrzymują sprzeczne sygnały (zamiast zamówionych szczepionek).

Trzeba przyznać, że brak płynności wystąpił na bardzo wczesnym etapie. Przed nami jeszcze długie miesiące uodporniania i kiedy pojawią się w kraju wszystkie zakontraktowane preparaty w różnych systemach dawkowania (przypomnijmy, że rząd kupił je u pięciu producentów), bałagan może być większy.

Na razie popyt przewyższa podaż i to jest akurat dobra informacja. Przedłużające się perturbacje z organizacją szczepień w pierwszym kwartale wywołają jednak u ludzi zniechęcenie i oby w połowie roku nie okazało się, że młodsze roczniki nie upominają się już o szczepionki tak jak ich rodzice i dziadkowie. Wszystkie sondaże wskazywały największe zainteresowanie zaszczepieniem właśnie w najstarszym pokoleniu, więc trzeba się liczyć ze spadkiem liczby chętnych w drugim półroczu. Eksperci na razie nie są jednomyślni co do wymaganego progu odporności zbiorowej, rozbieżne są również dane na temat liczby osób, które po bezobjawowym przebyciu zakażenia uodporniły się naturalnie (ale i one przecież powinny się zaszczepić, przynajmniej pojedynczą dawką). Kiedy pójdzie w Polskę news, że ponad połowa społeczeństwa ma przeciwciała, nowym zmartwieniem będzie, jak upłynnić zapasy, bo zabraknie chętnych do poddania się szczepieniu. Oby nie zadziałał tu również mechanizm wycofania czy znużenia, w końcu media też pewnie za jakiś czas przestaną trzymać rękę na covidowym pulsie i skończą się codzienne transmisje sprzed punktów szczepień oraz relacje, po jakim czasie można się dodzwonić na infolinię.

Dlatego są kraje, które starają się zaszczepić swoich obywateli jak najszybciej, korzystając z koniunktury i wiedząc, że zła organizacja tak masowej akcji może pogrzebać jej efekty. To prawda, że są też państwa, wcale nieodległe od Polski, które radzą sobie z tym gorzej niż my, ale na ostateczne podsumowania przyjdzie jeszcze czas. Na miejscu rządowego pełnomocnika ds. szczepień przeciwko COVID-19 wstrzymałbym się z bombastycznymi przechwałkami, jak nam świetnie idzie, bo na razie epidemia nie wygasa i stąpamy wciąż po kruchym lodzie.

Autor jest publicystą „Polityki”.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum