23 czerwca 2022

Wspólna wioska

Posiadanie rodziny zawsze stawiałem wysoko. Brałem ją też pod uwagę przy wyborze specjalizacji. Po latach studiów można się rozeznać, które specjalizacje bardziej, a które mniej sprzyjają sprawom rodzinnym – mówi Konrad Patena, specjalista chorób wewnętrznych. Jędrzej Sarnecki, radiolog z Instytutu „Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka”, dodaje: – Dla lekarzy zawsze istnieje pokusa i możliwości, by pracować niemal bez przerwy. Relacja z moimi dziećmi uczy mnie, by podchodzić z humorem do trudnych sytuacji. Bywa oczywiście ciężko, dzieci mają swoje problemy, a my różne obowiązki, ale staramy się przede wszystkim być razem. O roli ojca, podziale obowiązków zawodowych i rodzinnych oraz codziennym życiu z okazji Dnia Ojca z Konradem Pateną, tatą sześcioletniego Tomka, czteroletniej Oli i niespełna rocznego Adasia, oraz Jędrzejem Sarneckim, ojcem pięcioletniego Jonasza i trzyletniej Asi, rozmawia Adrian Boguski.

Jakie zmiany w pana życiu przyniosło pojawienie się pierwszego dziecka?

Konrad Patena z synkiem Adasiem

K.P.: To była końcówka mojej rezydentury w Klinice Chorób Wewnętrznych, Nefrologii i Transplantologii Klinicznej CSK MSWiA. Wielu moich współpracowników miało dzieci, ojcowie angażowali się w życie rodzinne, ale ja byłem pierwszym, który wziął urlop rodzicielski. Spotkałem się z bardzo pozytywnym odbiorem ze strony zespołu i kierownika, prof. Andrzeja Rydzewskiego. Nie jest to w medycynie reguła, niektórzy szefowie nie akceptują wpływu ojcostwa na dyspozycyjność pracownika. Na szczęście coraz częściej dostrzegam, że ta postawa odchodzi w zapomnienie. Ja nie mogę narzekać na utrudnienia, bo praca nigdy nie stanowiła przeszkody w moim rodzicielstwie, ani kiedy pracowałem w szpitalu, ani po przeniesieniu się do pracy w przychodni.

J.S.: Nasz syn Jonasz urodził się, gdy byłem na pierwszym roku specjalizacji. Trudno jednak powiedzieć, że moje życie zmieniło się diametralnie, ponieważ wcześniej też prowadziłem dość dynamiczny tryb życia i chyba nie zdążyłem się przyzwyczaić do pełnej stabilizacji. W pierwszych dwóch latach po narodzinach synka dość dużo podróżowaliśmy, jeździliśmy na konferencje. Praca mojej żony, która zajmuje się historią sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, jest również związana z podróżowaniem i uczestniczeniem w różnego rodzaju spotkaniach. Dużo większą zmianę naszej codzienności odczuliśmy, kiedy pojawiła się córeczka Asia. Podróżowanie z dwojgiem maluchów było o wiele trudniejsze.

Zmiana miejsca pracy ze szpitala na przychodnię wynikała z faktu, że rodzina się powiększyła?

K.P.: W pewnym stopniu. W szpitalu mógłbym powiedzieć, że mam dziecko w wieku do lat czterech i dyżurować nie będę, ale sam nie czułbym się komfortowo, rezygnując na długi okres z tego ważnego elementu pracy oddziału. Odkąd podjąłem pracę w przychodni, ta kwestia nie stanowiła już problemu. Jeśli chcę dyżurować, żeby „nie zapomnieć” lecznictwa szpitalnego, mogę układać dyżury według swojego uznania. Praca w przychodni jest bardziej usystematyzowana, co pozwala precyzyjniej zaplanować czas dla dzieci. W szpitalu godziny rozpoczęcia lub zakończenia pracy są nieco bardziej elastyczne, niekiedy można wyjść wcześniej niż z przychodni, gdzie pacjenci są umówieni do końca dnia. W obu tych miejscach jednak dało się łączyć obowiązki lekarza i rodzica.

Jak przebiegało przygotowywanie się do egzaminu specjalizacyjnego z dwojgiem maluchów w domu?

J.S: To nie lada wyzwanie. Trudno wygospodarować odpowiednio dużo czasu do nauki, kiedy rano pracuje się w szpitalu, a po południu opiekuje się dziećmi. Wykorzystywałem po prostu każdą wolną chwilę, by się uczyć. „Raczkujące” ojcostwo zdecydowanie pozbawiło mnie złudzeń co do możliwości nauki w studenckim, całodniowym trybie. Okres specjalizacji wydłużył mi się o kilka miesięcy ze względu na urlopy rodzicielskie, które brałem, by opiekować się Jonaszem i Asią, wyjechać z nimi na dłuższe wakacje. Moja żona prowadziła wówczas ważne badania terenowe.

Często mówi się, że zawody związane z odpowiedzialnością społeczną trudno pogodzić z rolą rodzica.

K.P.: W dużej mierze zależy to od środowiska pracy. Niestety, nadal są miejsca, gdzie nie ma zrozumienia dla matek i ojców lekarzy. Niektórych wciąż szokuje, że w czasie choroby dziecka to ojciec zostaje w domu. Przedstawiciele kilku dziedzin medycznych rzeczywiście mają problem z wypełnianiem obowiązków rodzinnych, np. chirurg transplantolog, który musi być na każde wezwanie do pobrania. Zdziwiłbym się, gdyby ktoś na oddziale pediatrycznym robił problemy lekarzowi, dlatego że potrzebuje czasu na zajmowanie się dziećmi, chociaż i tak pewnie bywa. Podejrzewam, że na anestezjologii czy wspomnianej chirurgii prędzej można się spotkać z mniej przychylną podstawą wobec zaangażowanych ojców. Na szczęście interna jest bardziej przyjazna.

Jędrzej Sarnecki z Jonaszem i Asią

Usystematyzował pan czas pracy po urodzeniu się dzieci?

J.S.: Teraz, gdy zdobyłem specjalizację, grafik zajęć bardziej zależy ode mnie. Staram się także jak najmniej pracować popołudniami, kiedy dzieciaki wychodzą z przedszkola. W zasadzie główna zmiana polega na tym, że w ostatnim czasie zrezygnowałem z dyżurów, także nocnych dyżurów, które znacząco utrudniały mi przebywanie z rodziną i godzenie obowiązków. Do tej pory dyżurowałem dwa, trzy razy w miesiącu. W porównaniu z częścią kolegów ograniczyłem godziny pracy.

Opieka nad dzieckiem w domu nie jest zadaniem mężczyzny. Spotkał się pan kiedyś z takim podejściem?

K.P.: Nie musiałem iść bardzo pod prąd, ponieważ dziś taki pogląd na rolę ojca jest rozpowszechniony. To raczej archetyp samca macho jest w odwrocie. Nikt się specjalnie nie dziwił, że więcej czasu chcę poświęcić rodzinie. Wiadomo, że zawsze trzeba wypracować kompromis. Może nie decydowałbym się na dwuletni urlop wychowawczy, bo praca jest moją pasją, ale kilka miesięcy poświęconych opiece nad dzieckiem, by pogłębić z nim więź, ma dla mnie ogromne znacznie. Właśnie teraz, podczas ostatniego kwartału mojego urlopu rodzicielskiego, w życiu Adasia wiele się dzieje – zaczyna rozwijać się ruchowo i eksperymentować z pierwszymi słowami. Bardzo fajnie być przy tym. Na pracę zawsze jest czas, a niektórych rzeczy w życiu cofnąć ani powtórzyć się nie da. Zależy mi również, by mieć wpływ na edukację dzieci, na razie na bardzo wczesnym etapie. Jestem przewodniczącym rady rodziców w przedszkolu, do którego chodzą Ola i Tomek. Zostałem nim w czasie pandemii. Wówczas tematy zdrowotne wciąż pojawiały się na zebraniach rady i moje zawodowe doświadczenie bardzo się przydawało.

Jak dzielicie obowiązki rodzinne z żoną?

K.P.: Moja żona jest specjalistką medycyny nuklearnej, wykonuje również USG. Pracuje według ustalonych grafików, dlatego łatwo jej łączyć obowiązki lekarki i matki. Bez niej mógłbym się chwalić swoim ojcostwem, ale nie wszystko w domu byłoby w porządku. Rodzicielstwo to zdecydowanie praca w duecie. Każdy potrzebuje odpoczynku i wsparcia drugiego z rodziców. Kiedy Adaś postanawia zacząć dzień o czwartej rano, staram się go zabrać do drugiego pokoju, żeby żona mogła się wyspać. Jeśli ona jedzie na konferencję, ja zostaję z dziećmi na weekend.

J.S.: Zazwyczaj synchronizujemy nasze kalendarze tak, by zawsze któreś z nas opiekowało się dziećmi. Problemy pojawiają się wtedy, kiedy ktoś musi zostać w domu z chorym dzieckiem, ponieważ planując naszą codzienność, zakładamy, że chodzą do przedszkola. Niekiedy jedno z nas bierze urlop, by drugie mogło poświęcić się ważnemu wyzwaniu w pracy. Moim zdaniem wszystko zależy od priorytetów, w pracy nikt nie jest niezastąpiony i świat się nie zawali, kiedy mężczyzna pójdzie na urlop ojcowski, mimo że będzie to przez jakiś czas niewygodne dla zespołu lub nawet obarczy większą liczbą obowiązków współpracowników.

Tata jednak nie tylko daje dzieciom siebie, ale wiele od nich czerpie. Czym jest dla pana ojcostwo?

K.P.: Jednym z zadań ojca jest pokazanie dobrego wzoru rodzicielstwa. W mojej rodzinie zawsze postacie męskie były pozytywne. Bardzo szanuję swojego tatę i jego tatę, czyli dziadka, który już nie żyje. Oni zawsze byli dla mnie wzorem pracowitości, opiekuńczości. Tworzyli ognisko domowe, którego atmosferę chcę przekazać dalej. To jest coś, co dziecko musi zobaczyć i odczuć. Nie opowiemy mu, jakim należy być, jak należy się zachowywać, ono powinno obserwować to na naszym przykładzie. Zacząłem udzielać się w przedszkolu również po to, żeby Tomek, Ola i za jakiś czas Adaś mogli zobaczyć, że angażowanie się jest bardzo ważne. Ostatecznie najważniejsze, co po nas zostanie, to dzieci, więc dobrze, żeby mogły przejąć wzorce, które wydają nam się słuszne.

Jak realizujecie tę ideę?

K.P.: Ważne, by dzieci uczestniczyły w naszej codzienności. Normalne dla nas jest, że dzieci są obecne podczas odwiedzin naszych znajomych. Bardzo dużo gramy w planszówki. Na początku dzieciaki bawiły się tylko elementami, teraz rozumieją już podstawowe zasady, a za jakiś czas będą wiedziały znacznie więcej. Dzieci potrzebują oczywiście czasu przeznaczonego tylko dla nich. To często bywa męczące, ale nie musi trwać długo. Dzieci lubią być zaangażowane, więc można je zachęcać do prac wykonywanych przez dorosłych. Takie zajęcia są dla nich dużą atrakcją. Zabawa polega np. na tym, że pieczemy ciasto jogurtowe, rozkładamy talerze albo sadzimy kwiatki. Oczywiście, trzeba włożyć pewien wysiłek w wykonywanie tych czynności z dziećmi, bo wiadomo, że pieczenie ciasta z dwojgiem przedszkolaków będzie trwało dłużej, podobnie jak sprzątanie. Ale ta praca wszystkim przyniesie pożytek. Unikamy dzielenia czasu na przeznaczony tylko na dziecięce sprawy i czas tylko dla dorosłych, kiedy dzieci muszą oglądać bajkę czy bawić się same w pokoju, bo my teraz sprzątamy, zmywamy, gotujemy itd. Przy odrobinie magii, zamieniającej te codzienne czynności we współzawodnictwo, przygodę, niespodziankę, domowe zajęcia stają się dla dzieci atrakcyjne. Dzięki temu wszystko po trochu jest zabawą i codziennością – życiem naszej małej wioski.

Wioski zbudowanej razem z dziećmi, a nie wokół nich.

K.P.: Tak. Chcemy zachować ostrożność, by nie koncentrować całego życia na dzieciach. Bardzo łatwo wpaść w tę pułapkę i powysyłać je na różne zajęcia dodatkowe. Uważamy, że dzieci dużo czasu spędzają w przedszkolu, potem będą spędzały go w szkole, a dla ich rozwoju nie jest potrzebna ścisła organizacja czasu wolnego. Z jednej strony to odbiera chwile, w których byłyby z nami, z drugiej – nas też denerwowałby obowiązek dowożenia dzieci na daną godzinę w odpowiednie miejsce. Wydaje nam się, że jesteśmy wystarczająco kompetentni w różnych dziedzinach, by samodzielnie gwarantować im rozwój poza zajęciami – zabierać na wycieczki rowerowe lub na basen albo opowiadać o kosmosie. Na etapie przedszkola na pewno jesteśmy w stanie z naszą wiedzą zaciekawić je historią starożytną czy pokazać ćwiczenie, którego nie znały. Staramy się przede wszystkim zapewnić dzieciom naszą obecność i reagować na ich potrzeby. Rodzicielstwo nie jest łatwe, dzieci wymagają zaangażowania. Ważne jednak, by zadbać również o siebie, mieć prawo do gorszego dnia, do odpoczynku. Spokojny rodzic jest dla dziecka bardziej wartościowy niż taki, który wprawdzie zapewnia mu liczne atrakcje, ale jest na krawędzi załamania.

Ola, Adaś i Tomek

Jak znaleźć czas tylko dla siebie?

K.P.: Trzeba planować czas wolny. Oboje z żoną bez żadnego usprawiedliwiania się możemy powiedzieć, że potrzebujemy np. trzech godzin, by wyjść do kina lub zrobić coś dla siebie w domu. Kiedy żona idzie poczytać książkę do sypialni, mały zostaje ze mną i robimy coś wspólnie. Niekiedy godzina dla siebie daje już duże odprężenie. Dzieci też mają swoje przerwy. Wielką zaletą posiadania więcej niż jednego dziecka jest to, że potrafią bawić się ze sobą. Czasem orientujemy się dopiero po dwóch godzinach, że maluchy się nie pokazują. Przyznam jednak, że na koniec dnia, kiedy dzieci są już w łóżkach, a nam zostaje cały wieczór, bywamy tak wyczerpani, że marnujemy go, przewijając kciukiem informacje na ekranie telefonu. Odpoczywamy na pewno lepiej, kiedy wolny czas sobie zaplanujemy.

J.S.: Dużo trudniej znaleźć czas na pracę dodatkową w domu, ale nie jest to niemożliwe. Niedawno obroniłem doktorat. Mój wolny czas zależy od wsparcia żony, która zajmie się dziećmi, i odwrotnie. Bardzo rzadko mamy okazję wyjść gdzieś wspólnie. Niekiedy udaje nam się po prostu porozmawiać wieczorami, kiedy dzieci pójdą spać. Myślę jednak, że z czasem będzie coraz łatwiej. Dzieci są zazwyczaj zaangażowane we wszystko, co dzieje się w domu, ale coraz częściej zaczynają się bawić same ze sobą. Potrafią tak spędzić trochę czasu, a my wtedy podpatrujemy ich pomysły, które są bardzo inspirujące i przynoszą nam dużo uciechy.

Zawsze chciał pan mieć dzieci?

J.S.: Odkąd pamiętam ważny był dla mnie czas spędzony z rodziną i od dawna myślałem o założeniu swojej. Chcę być ojcem obecnym w życiu dzieci. Relacja z nimi uczy mnie, by podchodzić z humorem do różnych trudnych sytuacji. Bywa oczywiście ciężko, dzieci mają swoje problemy, a my mamy różne obowiązki, ale staramy się przede wszystkim być razem i nie rezygnować ze wspólnych wyjazdów, o których wspomniałem na początku. Niedawno otrzymałem wiadomość, że dostałem się na trzymiesięczny staż do Wiednia, i nie wyobrażam sobie, żebym pojechał tam sam. Organizujemy wyjazd tak, by całą rodziną zamieszkać w Austrii.

J. Sarnecki z żoną Zuzanną i dziećmi

Z każdym kolejnym dzieckiem jest się coraz lepszym ojcem?

K.P.: Na pewno spokojniejszym. Na początku przede wszystkim towarzyszyły mi niepokój i mniejsza świadomość, co oznacza rodzicielstwo. Wyszukiwałem książki o wychowaniu i o tym, jak postępować, by dziecko było dokładnie takie, jakie chcemy. Rzeczywistość zweryfikowała założenia dosyć brutalnie. Dziecko rządzi się swoimi prawami i z zadaniowego myślenia o kształtowaniu go trzeba zrezygnować. Kiedy mieliśmy tylko Tomka, niektóre jego zachowania mnie frustrowały, ponieważ chciałem, żeby był bardziej podobny do mnie. Potem pojawiła się Ola, która ma radykalnie inny charakter. I to skupienie na cechach Tomka od razu się rozproszyło. Tomek jest sobą, Ola jest sobą i teraz Adaś również robi wiele rzeczy po swojemu. Nikt nie musi być taki, jak sobie wymyśliłem. Jedno z nich ma jakąś cechę, którą lubię, inne drugą, a trzecie kolejną. Obserwowanie rozwoju ich wzajemnych relacji jest bardzo kształcące i wzbogacające.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum

Wszystkie kategorie