29 marca 2014

Czas pracy lekarza

Czy czas pracy lekarza zostanie ograniczony?
Ewentualne ograniczenie czasu pracy lekarzy skończy się źle dla pacjentów – przestrzega Naczelna Rada Lekarska. Samorząd negatywnie ocenia też postulat wprowadzenia w umowach, jakie zawierają lekarze, klauzuli o zakazie konkurencji, który ostatnio pojawił się w debacie publicznej. I tłumaczy, że lekarze po prostu muszą pracować dużo – dla dobra chorych.
Dyskusja o czasie pracy lekarzy i wprowadzeniu klauzuli zakazu konkurencji to pokłosie tragicznego wydarzenia, do którego doszło we włocławskim szpitalu. Jego przyczyny bada teraz prokuratura, a Narodowy Fundusz Zdrowia ustalił, że ordynator kliniki był zatrudniony w trzech miejscach (grafiki jego pracy się nie pokrywały).
– Niektórzy dyrektorzy szpitali mogą się zastanowić nad wprowadzeniem umów z klauzulą zakazu konkurencji – powiedział minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, w związku z włocławskimi wydarzeniami pytany przez dziennikarzy o kwestie łączenia przez lekarzy pracy w publicznych i niepublicznych placówkach. Szef resortu uważa, że granica między systemem publicznego płatnika a prywatnym sektorem została rozmyta. W mediach pojawiły się też opinie, że lekarze po prostu za dużo pracują.

Krótka kołdra
Przedstawiciele samorządu lekarskiego odpowiadają na to, że lekarze chcieliby pracować w jednym miejscu i w takim wymiarze godzin, w jakim pracują osoby wykonujące inne zawody. – W obecnym systemie ochrony zdrowia to nierealne – podkreśla jednak prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz. I dodaje, że gdyby lekarze zaczęli pracować mniej, kolejki wydłużyłyby się wielokrotnie.
Polsce lekarzy po prostu brakuje, a zjawisko to nasila się od wielu lat. Wśród jego przyczyn należy wymienić przede wszystkim fakt, że limity przyjęć na studia medyczne w kolejnych latach pozostają na tym samym poziomie albo nieznacznie tylko się zwiększają. W rezultacie w Polsce na 1000 mieszkańców przypada 2,19 lekarza (praktykującego). Dla porównania: w Austrii – 4,83, we Włoszech – 4,61, w Niemczech – 3,84, w Czechach -3,64, w Estonii – 3,26 (dane OECD). Samorząd podkreśla, że patologią w Polsce jest nie praca medyków, lecz zła organizacja systemu opieki zdrowotnej.
– Zakaz konkurencji nie powinien obowiązywać w ochronie zdrowia. Kto miałby być beneficjantem? Pacjent? Nie sądzę – mówi Maciej Hamankiewicz.
Przypomina, że samorząd od lat postuluje zwiększenie liczby miejsc na studiach medycznych, a przecież taka polityka przyniosłaby efekty dopiero za kilka lat. Tymczasem potrzeby rosną wraz z postępem medycyny, bardziej konsumpcyjnym stylem życia, który skutkuje m.in. większą dbałością o zdrowie, i wreszcie – w związku ze starzeniem się społeczeństwa. Ten ostatni czynnik jest szczególnie groźny, ponieważ pacjenci po 65. roku życia wymagają większej liczby interwencji medycznych niż młodsi. Skutek jest taki, że – jak mówi wiceprezes NRL i ORL w Warszawie Konstanty Radziwiłł – dyrektorzy szpitali mają olbrzymi problem z obsadą dyżurów lekarskich.
W niektórych krajach, gdzie dawał się odczuć brak lekarzy, postawiono na imigrantów. Specjalne programy uruchomiły m.in. Wielka Brytania i Niemcy. – Polska nie jest jednak atrakcyjnym krajem dla lekarzy cudzoziemców. Dość powiedzieć, że pracuje u nas zaledwie 219 lekarzy z Ukrainy – powiedział prezes Hamankiewicz.
Prezydium NRL wyraża nadzieję, że pewne efekty za kilka lat przyniesie zmiana systemu uzyskiwania specjalizacji na modułowy, o co zabiegał samorząd lekarski. Wciąż jednak jest to kropla w morzu potrzeb.

Stresująca praca
– Lekarze pracują dużo, bo muszą pomagać chorym – stwierdził na konferencji prasowej 6 lutego wiceprezes NRL i ORL w Warszawie Romuald Krajewski. – To oczywiście jest stresujące. Podał dane z raportu PAN i NIL „Warunki pracy, konflikt interesów oraz ocena przydatności kompetencji miękkich lekarzy i lekarzy dentystów”, podsumowującego wyniki badań przeprowadzonych w 2012 r. wśród 1000 lekarzy. Wynika z niego, że 40 proc. ankietowanych spotkało się w swojej praktyce zawodowej z naciskami, by wykonywać zawód niezgodnie z zasadami etycznymi. Większość tych nacisków miała charakter administracyjny bądź ekonomiczny.
– Czasami dochodzi do dramatycznych sytuacji i lekarze zwalniają się z pracy – powiedział wiceprezes Krajewski.
Niedawno zdarzyło się to w Warszawie. Wypowiedzenia złożyli lekarze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego ze szpitala przy ul. Barskiej, ponieważ dyrekcja nie zapewniła ciągłej pracy radiologów. W ocenie lekarzy z SOR brak możliwości wykonywania na bieżąco diagnostyki obrazowej oznaczał narażanie życia i zdrowia pacjentów (pisaliśmy o tym w poprzednim numerze „Pulsu”).
Romulad Krajewski zwrócił też uwagę, że 76 proc. lekarzy zadeklarowało, iż pracuje więcej niż w poprzednich latach, na tych samych jednak warunkach. Jednocześnie raport wskazuje, że 63 proc. lekarzy leczy pacjentów w więcej niż jednej placówce.

Rekordziści i (niejasna) dyrektywa o czasie pracy
Pod koniec stycznia Państwowa Inspekcja Pracy podała, że wykryła przypadki lekarzy, którzy pracowali non stop przez kilkadziesiąt godzin. – W blisko 250 placówkach ujawniono przypadki świadczenia ciągłej pracy w tym samym miejscu na podstawie kilku różnych umów – powiedziała Polskiemu Radiu rzeczniczka PIP Danuta Rutkowska.
PIP ustaliła, że zarówno w szpitalach publicznych, jak i niepublicznych, ci sami lekarze po zakończeniu pracy, którą świadczą na podstawie umowy o pracę, wykonują to samo zajęcie na podstawie kontraktu lub w ramach własnej działalności gospodarczej, pracując ponad 30, a bywa, że i ponad 70 godzin.
To efekt przetransponowania przepisów unijnej dyrektywy o czasie pracy do naszego prawa. Polski ustawodawca uznał, że w dyrektywie chodzi o normy czasu przeliczane na etat „pracownika”, czyli osoby zatrudnionej na podstawie umowy o pracę. Zatem ograniczenia w czasie pracy dotyczą w polskim prawie etatu, a nie osoby. Niewykluczone, że niesłusznie i niezgodnie z dyrektywą. Użyty w angielskim oryginale dyrektywy termin worker ma szersze znaczenie – oznaczać może osobę zatrudnioną do wykonania określonej pracy, wszystko jedno, na podstawie jakiej umowy. Wskazuje na to choćby fakt, że w innej dyrektywie, która odnosi się do pracowników zatrudnionych na podstawie umowy o pracę, używa się słowa employee (Employee Involvement Directive).
Ponadto europoseł i przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, przedstawiając w piśmie do Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy z listopada 2011 r. stanowisko Parlamentu w sprawie dyrektywy o czasie pracy, wyjaśniał: „Czas pracy powinien być obliczany jako czas przypadający na pracownika, a nie na umowę, a więc rodzaj poszczególnych umów nie powinien mieć w tej kwestii znaczenia”.
Nie do końca zgadza się z takim stanowiskiem wiceprezes NRL i ORL w Warszawie Konstanty Radziwiłł: – W Unii Europejskiej lekarze pracują przede wszystkim na etatach i te dyskusje po prostu nie mają miejsca. W wielu krajach negocjowane są ponadzakładowe układy zbiorowe. Dodaje, że w krajach Europy Zachodniej widać wyraźnie wyłączenie systemu opieki zdrowotnej ze wszystkich reguł wolnego rynku. Lekarze pracują tam przede wszystkim na etatach. – U nas wszystko pozostawiono grze rynkowej i jest to podstawowa patologia – twierdzi Konstanty Radziwiłł.

Justyna Wojteczek

Archiwum