29 marca 2014

Utrata zaufania

Wybory do władz samorządu lekarskiego skłaniają do refleksji o sytuacji lekarzy.
W debatach i wystąpieniach działaczy izb nie ma specjalnego optymizmu, ale nowo wybrani przedstawiciele obiecują pracować na rzecz poprawy sytuacji lekarzy, poprawy systemu itd. Nie zwracamy jednak uwagi na najbardziej dotkliwą i brzemienną w długotrwałe następstwa stratę, jaką poniosło środowisko lekarskie.
Jest nią utrata zaufania pacjentów.
Widać to w codziennych kontaktach z chorymi w gabinetach lub przy szpitalnych łóżkach.

Przyczyny są bardzo złożone, narastały przez lata. Wiążą się ściśle ze zmianami społecznymi, kulturowymi, ekonomicznymi i medialnymi, które mogą być usprawiedliwieniem, ale należy też przyznać, że sami nie potrafimy zapobiegać patologiom w naszym środowisku i zwalczać ich.
Jak ważne jest zaufanie pacjenta do lekarza (do jego fachowości, diagnozy, zaangażowania) w procesie leczenia, nikogo nie trzeba przekonywać.
Kasy chorych, NFZ i prywatyzacja spowodowały, że zniknął pacjent, a pojawił się świadczeniobiorca. Nie ma też już lekarza, jest za to świadczeniodawca. System opieki zdrowotnej jest determinowany nie potrzebami zdrowotnymi i wynikami leczenia, lecz pieniędzmi. Nakłady na ochronę zdrowia są od lat za niskie (wciąż 4,5 proc. PKB, gdy średnio w krajach UE stanowią około 8 proc.). Wzrost PKB powoduje, że nakłady rosną, ale równolegle zwiększają się koszty. Głównym zadaniem kolejnych prezesów NFZ i ministra zdrowia jest niedopuszczenie do deficytu.
NFZ ustala odgórnie limity świadczeń i ceny usług, które nie odpowiadają rzeczywistym kosztom leczenia i potrzebom zdrowotnym. Skutkuje to utrudnionym dostępem do leczenia, a dla zakładów opieki zdrowotnej – zadłużeniem, zamykaniem deficytowych oddziałów, zwalnianiem pracowników.
W celu „uszczelnienia systemu” wprowadzono rozbudowaną do absurdu biurokrację, system skierowań, a wystawianie recept wiąże się z ryzykiem kar finansowych i innych.
Kontakt z pacjentem ogranicza się do minimum, bowiem lekarz zbyt wiele czasu musi poświęcić m.in. na dokumentację. Pacjent czuje się zbędnym petentem. Obecnie nie ma leczenia, nie istnieje opieka zdrowotna. Powstał system dystrybucji usług medycznych, niezwykle opresyjny, nieprzyjazny dla chorych i lekarzy. Frustracja obu stron stwarza między nimi istotną barierę.
To, że system opieki zdrowotnej działa źle, wiedzą wszyscy – także politycy i kolejni ministrowie zdrowia. Narzuca się opinii społecznej pogląd, że winę za tę sytuację ponoszą lekarze. Nasze protesty przeciwko nieodpowiedzialnym zmianom prawa były i są traktowane jak obrona korporacyjnych interesów lub dążenie do podniesienia zarobków.
Politycy udowadniają, że nie zły system, ale lekarze są winni wszystkim kłopotom pacjentów, kosztom, zamianie kompleksowego leczenia chorego na wykonywanie procedur.
Jak lekceważąco można traktować sprawy zdrowia Polaków, pokazał w Sejmie Bartosz Arłukowicz. Według niego system ochrony zdrowia jest niemal doskonały.
Ani minister zdrowia, ani żaden inny członek rządu nie odpowiedział na wiele istotnych pytań. Na przykład: Czy eWUŚ się sprawdził? Czy system, który nie wykazuje uprawnień dość dużej grupy ubezpieczonych obywateli, jest skuteczny? Jak ministerstwo poprawiło procedury pracy Pogotowia Ratunkowego, zasady współdziałania w jednolitym systemie ogólnokrajowego powiadamiania (tel. 112)? Czy zapewniło skuteczne zasady działalności i finansowania SOR i NPL?
Chaos organizacyjny ma miejsce nie tylko w medycynie ratunkowej, podobnie jest w innych dziedzinach. Mnogość procedur wprowadzanych bez zapewnienia środków finansowych, brak określenia zakresu odpowiedzialności za leczenie są niebezpieczne dla pacjentów i lekarzy.
Problem kolejek do specjalistów, braku miejsc w szpitalach musi doczekać się kompleksowej analizy potrzeb zdrowotnych, opartej na danych o zasobach kadrowych, posiadanym sprzęcie. Powinna być także w końcu opracowana krajowa i regionalna sieć szpitali. Bez tych działań obietnica ministra dotycząca poprawy dostępności leczenia, skrócenia kolejek pozostanie znów niespełniona.
W czasie obrad Sejmu zostaliśmy poinformowani o nowym zamyśle ministra zdrowia: ubezpieczeniach dodatkowych. Drugi filar ubezpieczeń zdrowotnych jest już gotowy. Odbędą się skrócone do minimum konsultacje, uwagi krytyczne zostaną odrzucone. Większość sejmowa zatwierdzi co trzeba (nawet kolejny bubel) i gotowe. Minister zdrowia ma doświadczenie, jak oponentów ośmieszyć, niewygodnych konsultantów zmienić, protestami się nie przejmować. Lekarze będą znowu przeszkadzać, dyskutować, protestować, ale ich głosy można przecież po prostu zignorować.
Należy też przyznać, że środowisko lekarskie nie jest wolne od patologii, którym nie potrafimy sami zapobiegać ani ich eliminować.
Poprawa sytuacji w opiece zdrowotnej musi zacząć się od odbudowy zaufania pacjentów. Będzie to trudna droga, wymagająca o nas, lekarzy, i innych pracowników medycznych bardzo mozolnego działania.
We wszystkich dyskusjach, stanowiskach, protestach naszego środowiska w pierwszym rzędzie musimy widzieć dobro pacjenta, dążyć o budowania przyjaznego, skutecznego systemu leczenia ludzi, a dopiero w dalszej kolejności mówić o potrzebach pracowników służby zdrowia.
Los pacjentów i lekarzy jest nierozerwalnie związany i bez zaufania pacjentów nie będziemy mogli wykonywać naszego zawodu.

Jan Ciszecki

Archiwum