29 kwietnia 2014

Nie chciałam o Ukrainie, ale nie mogę inaczej

Janina Jankowska

Kiedy piszę te słowa, Rosja i Zachód decydują w zacisznych gabinetach o nowym podziale wpływów w naszej części świata. Ukraina jest miejscem, na którym dokona się rekonstrukcja. A to znaczy, że w praktyce runęła stabilność Europy, którą cieszyliśmy się po rozpadzie Związku Radzieckiego.
Jest jeden pozytyw tej sytuacji. Wreszcie możemy pisać o Rosji wprost, bez dawnego mrugania okiem lub obawy, że zostanie się zaliczonym do „ludu smoleńskiego”.
To zawdzięczamy Majdanowi.
Wydarzenia ostatnich miesięcy biegną błyskawicznie.
Rosja faktami dokonanymi naruszyła integralność państwa ukraińskiego. Spowodował to jeden człowiek, Władimir Władimirowicz Putin, który pokerowo złamał podstawowe normy prawa międzynarodowego. Parlament jednego państwa przegłosował prawo do przekroczenia granic innego państwa. Zachód osłupiał. Krym w praktyce przejęły wojska rosyjskie. – Jakie wojska? Dziś mundury można kupić w każdym sklepie z militariami – cynicznie kpił Putin na konferencji prasowej. – Ot, mieszkańcy Krymu bronią się przed banderowcami. Dalszy ciąg znamy. Referendum, euforia krymskiej ludności rosyjskiej i prośba o włączenie do Federacji Rosyjskiej. Zachód papierowo grozi przyszłymi sankcjami, bo wiadomo, że interesy z Rosją są dla głównych graczy UE ważniejsze.
A w Rosji? Tam wyrwanie Ukrainie Krymu integruje naród, przynajmniej większość. Budzi się duma mieszkańca wielkiego i silnego państwa, którego upokorzył rozpad ZSRR. My sobie kpimy w sieci i na Facebooku z marszu ludzików w czerwonych kurteczkach, trzymających czerwone sztandary z sierpem i młotem. Prowadzi ich niejaki Kurginin, były KGB-owiec, dziś trochę intelektualista, politolog i putinowski dziennikarz. A na czele marszu „służbowi” wyszkolonym krokiem, ale dalej zwyczajni obywatele, gospodynie domowe i emeryci. Poczuli się dowartościowani. Uczestniczą w misji odrodzenia Wielkiej Rosji. W państwowym kanale TV Rassija szaleje propaganda. Słuchamy, oglądamy i oczom nie wierzymy. Ukraina w chaosie, nacjonaliści u władzy, na ulicach napady, kradzieże i mordy na niewinnych Rosjanach. Nacjonaliści, faszyści, szkoleni w Polsce i na Litwie, opanowali Majdan, dokonali przewrotu w Kijowie, teraz sieją zamęt. Kierują wszystkim spece z USA. Ale nie kpijmy, to jest rosyjska świadomość, Putin rozpalił w rodakach nadzieję, poczucie godności i dumy narodu wielkiego, imperialnego, który zawsze bohatersko przeciwstawia się zgniliźnie Zachodu. Zajrzyjmy do historii.
Zaczyna się w XV w., od oddzielenia Cerkwi moskiewskiej od Konstantynopola w momencie, gdy istniała szansa na unię chrześcijaństwa, tj. połączenie Kościołów wschodniego i rzymskiego (unia florencka). To pierwsze odrzucenie przez Moskwę unii z Zachodem, także pierwszy przypadek, gdy Moskwa wpływa na historię Europy. Stąd bierze się psychologia moskiewskiego, a później rosyjskiego prawosławia. Są inni, lepsi. Mają poczucie budowania prawdziwego imperium chrześcijańskiego. Cerkiew moskiewska szła własną drogą, coraz bardziej uzależnioną od autokratycznej władzy świeckiej – cara. Inna mentalność, pasywizm, podporządkowanie władzy świeckiej, zgoda na rolę raba, wzmacniana ascezą i nakłanianiem do wyrzeczeń. Łatwo też przyjęła reformy Piotra I, który patriarchat Cerkwi zastąpił „Świątobliwym Synodem Rządzącym” powoływanym i w praktyce kierowanym przez cara. Dał też Cerkwi liczne przywileje. Dlatego prawosławie rosyjskie wychowywało do pokory wobec władzy, uczyło czcić cara, przestrzegało przed wszelkim buntem. Misja rosyjskiego prawosławia zlała się z państwem, które swoje poczucie siły i suwerenności czerpało z charakteru imperialnego. Ten kraj zawsze będzie dążył do uzależniania od siebie innych. Tu tkwi odpowiedź na często dziś zadawane pytanie: dlaczego Putin wkroczył na Krym? Rosja nosi w sobie potrzebę poszerzania swoich wpływów, inaczej ma poczucie, że traci suwerenność. Demokracje zachodnie powinny zrozumieć te historyczne uwarunkowania i znaleźć na nie odpowiedź.
Prawosławie ukraińskie przeszło inną drogę. Dla uzasadnienia prawa odrębności Ukrainy od Rosji musimy cofnąć się do czasu rozkwitu Akademii Mohylańskiej w Kijowie (1635 r.), nurtu chrześcijaństwa uformowanego w odmiennej, zachodniej atmosferze, czerpiącego z rzymsko-wiedeńsko-krakowskiej Europy. Długo bym o tym mogła pisać. Zachęcam do lektury, z której czerpię tę wiedzę. Szańce kultur Bohdana Cywińskiego, analiza dziejów 12 narodów imperium carskiego do 1917 r., które walczyły o zachowanie swojej tożsamości. Dziś wiele z nich ma już swoją państwowość. Jednak Rosja nigdy nie daje za wygraną. Zawsze toczy grę o wpływy. Genialną dyplomacją, świetnie zorganizowanymi służbami i prostym zabiegiem: słowa oddziela od czynów. Ma potrzebę kontrolowania strefy historycznych wpływów.
Radziłabym wszystkim politykom, naszym i zachodnim, aby zapoznali się z tą lekturą.

Archiwum