29 maja 2014

Bez znieczulenia

Marek Balicki

Zeszłej jesieni zastanawiałem się w jednym z pism medycznych, czy ministrowi zdrowia uda się manewr z przedłużeniem kontraktów na kolejne dwa lata bez przepro-wadzania konkursów. Przypomnę, że w przygotowanym wówczas projekcie nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej zapisano niejako przy okazji, że wszystkie umowy ze świadczeniodawcami obowiązujące w dniu wejścia w życie nowelizacji, a więc w końcówce 2013 r., będą mogły być przedłużone do końca 2015 r. bez rozpisywania konkursu. Oddziały wojewódzkie NFZ miały tylko zwrócić się z odpowiednimi wnioskami do świadczeniodawców. Nie trzeba dodawać, że dla większości z nich miała to być propozycja nie do odrzucenia.
Jednym ze skutków tej propozycji było pozbawienie możliwości zawierania umów przez nowo powstałe placówki zdrowotne.
Ale nie o to chyba chodziło autorom tak daleko idącego odstępstwa od reguł rządzących wydatkowaniem środków publicznych. Napisałem wtedy, że odpowiedź na pytanie o najbardziej prawdopodobną genezę pomysłu zawarta jest w dacie, do której miały być przedłużone kontrakty, czyli 31 grudnia 2015 r. W tym czasie będziemy już po serii wyborów, które odbędą się w bieżącym i przyszłym roku: europejskich, samorządowych, prezydenckich i na koniec jesienią 2015 r. – do Sejmu. Chodziło więc o to, aby na okres powyborczy przesunąć wielki konflikt, jaki musi wybuchnąć przy rozstrzyganiu konkursów w sprawie zawierania umów, i zyskać dwa lata względnego spokoju. To, że taki konflikt prędzej czy później musi wybuchnąć w związku z narastającą nierównowagą finansową systemu, było coraz bardziej oczywiste.
Głównym celem rządzących w sferze zdrowia stało się zachowanie spokoju społecznego w okresie poprzedzającym wybory i podczas najbliższych kampanii wyborczych, a nie przeprowadzenie reform czy rozstrzygnięcie kwestii niedofinansowania lecznictwa. Było też jasne, że z tego, a nie z reform, będzie rozliczany minister zdrowia. Potwierdziły to kolejne miesiące, a zwłaszcza wypowiedzi przedstawicieli rządzącej koalicji przy okazji kolejnego wniosku o votum nieufności wobec ministra Arłukowicza. Wszyscy, włącznie z premierem, broniąc ministra, podkreślali jego sprawność w zawieraniu umów na kolejny rok. Nikt już nie dodawał, że sprawę tę załatwił Sejm, a nie minister.
W polityce, jak w życiu, nie wszystko przebiega zgodnie z wcześniejszymi zamiarami. Tak było i w tej sprawie. Sejm przedłużył wprawdzie ważność kontraktów, ale tylko na 2014 r. Nie dało się też na przełomie roku przemilczeć coraz dłuższych kolejek do specjalistów. Pojawił się więc nowy pomysł – pakiet kolejkowy, i w ślad za nim projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach, a w nim… powrót do pomysłu przedłużenia kontraktów na rok 2015. Z jednym wyjątkiem – onkologii, w której na dodatek mają być zniesione limity. Przy niezmienionych nakładach na zdrowie, a na to się zanosi, cena, jaką zapłaci w tej sytuacji większość świadczeniodawców za „sprawny” przebieg kontraktowania, może być bardzo wysoka.

Archiwum