20 kwietnia 2003

Taki sobie casus…

Odpowiedzialność zawodowa

Poza tekstami teoretycznymi prezentowanymi na łamach „Pulsu” autorzy artykułu przeprowadzą analizę casusów, zaczerpniętych z praktyki Okręgowego Sądu Lekarskiego w Warszawie. Będą to sytuacje dotyczące zarówno spraw zakończonych orzeczeniami skazującymi, jak i uniewinniającymi. Autorzy podejmą też próbę – na tle tych samych stanów faktycznych – odpowiedzi na pytanie: jaka powinna być ocena tych czynów z perspektywy prawa karnego i prawa cywilnego. Rozważania te będą miały charakter hipotez, jakie mogłoby być orzeczenie sądu powszechnego w sprawie karnej lub cywilnej.
Pierwszy casus dotyczy sprawy autentycznej, ale użyte personalia występujących osób są fikcyjne.

Stan faktyczny

Pokrzywdzonym w omawianej sprawie był p. Jan B., lat 43, od dawna alkoholik; wielokrotnie miewał tzw. ciągi alkoholowe. W lutym 1999 r. przebył (pierwszy raz w życiu) atak padaczki, po którym wezwano pogotowie; przeprowadzono odtrucie, po którym Jan B. nie pił do sierpnia tego roku. W sierpniu ponownie zaczął pić; wyprowadził się wówczas do matki i nie mieszkał z żoną.
Pewnego dnia na początku września, późnym wieczorem (ok. 23.00), powrócił do żony, prosząc ją o wybaczenie. Nazajutrz domagał się od niej pieniędzy na alkohol, a około 5.00 rano wypił pewną jego ilość (jak zeznała żona – co najmniej „niecałą ćwiartkę wódki”). Żona postanowiła wezwać lekarza, który odtrułby go; na podstawie ogłoszenia prasowego wybrała lekarza Leona M. (obwiniony w sprawie) i zatelefonowała po niego.
Leon M. przybył na miejsce o 14.45. Zebrał wywiad od żony, przy czym w wyjaśnieniach składanych przed Okręgowym Sądem Lekarskim przyznał, że żona pokrzywdzonego mówiła o wódce, którą ten wypił 9-10 godzin wcześniej. Obwiniony utrzymywał, że nie pamięta, czy wyczuwał od Jana B. fetor alkoholu. Zawartość alkoholu we krwi, według własnych wyjaśnień, oceniał mniej więcej na 1 ‰ – z tym że nie potrafił wyjaśnić, na jakiej podstawie dokonał takiego oszacowania.
Obwiniony (jak twierdził) rozpoznał u pacjenta zespół abstynencyjny połączony z podnieceniem psychoruchowym, którego natężenie uznał za wystarczający powód do podania relanium (40 mg) w 0,5% roztworze glukozy. Należy zauważyć, że żaden z innych dowodów nie wskazywał na to, iż rzeczywiście Jan B. był podniecony psychoruchowo. Z zeznań dwójki obecnych świadków wynikało, że ruchy pacjenta w tym czasie sprowadzały się do tego, że usiłował on (zapewne nieświadomie) przeciwstawić się próbie wykonania owej iniekcji.
Poza relanium obwiniony podał płyn wieloelektrolitowy i sól fizjologiczną w kroplówce, haloperidol (5 mg), witaminy B2 i B6. Podawanie leków trwało do ok. 16.00. W tym czasie – jak wynika z zeznań obecnych na miejscu osób (świadkami wydarzeń byli żona pokrzywdzonego i jego znajomy, który właśnie postanowił go odwiedzić i zapytać o zdrowie) – pacjent miał przejściowe trudności z oddychaniem. Następnie obwiniony opuścił mieszkanie; powiedział, że powróci ok. 20.00 i będzie kontynuował swoje czynności.
7 do 10 minut po jego wyjściu Jan B. zsiniał i zaczął mieć kłopoty z oddychaniem, a po dalszych 2-3 minutach oddech się urwał. Będące na miejscu osoby (żona i znajomy) podjęły próby reanimacji, a także skontaktowały się telefonicznie z obwinionym. Ten poradził im natychmiast wezwać karetkę pogotowia, a sam powrócił na miejsce zdarzenia. Po przybyciu przejął od obecnych czynności reanimacyjne, a po kolejnych 2 minutach przekazał je zespołowi pogotowia, który dotarł na miejsce. Po niedługim czasie lekarz pogotowia stwierdził zgon Jana B.
Według biegłych powołanych w postępowaniu karnym przyczyną śmierci była „ostra niewydolność krążenia sercowopochodna u osoby znajdującej się pod toksycznym wpływem alkoholu etylowego na granicy zbliżonej do dawki śmiertelnej (…) ze zmianami chorobowymi mięśnia serca”. Chromatografią gazową stwierdzono we krwi zmarłego zawartość 3,6 – a w moczu 4,3 ‰ alkoholu. Pozwala to wnioskować o znacznym stopniu upojenia u pokrzywdzonego Jana B. w czasie, gdy obwiniony lek. Leon M. wykonywał opisane wyżej czynności.

Ocena z punktu widzenia odpowiedzialności
zawodowej

Wniosek o ukaranie zarzucał obwinionemu popełnienie przewinienia zawodowego polegającego na niezachowaniu należytej ostrożności przy odtruwaniu p. Jana B. Okręgowy Sąd Lekarski w Warszawie uznał lek. Leona M. winnym czynu, zarzucanego mu we wniosku o ukaranie, z następujących powodów:
Z przeprowadzonych dowodów nie wynikało, jakie wskazania obwiniony Leon M. uznał za uzasadniające, by podać pacjentowi relanium – co więcej, w wysokiej dawce 40 miligramów. Powołany w sprawie przez OROZ biegły zauważył, że nic w materiale dowodowym nie wskazuje, by Jan B. był szczególnie pobudzony ruchowo. Dawkę 40 mg relanium uznał on za nadmierną, nawet gdyby pacjent nie spożywał alkoholu w ostatnim czasie („Podobnie duże dawki diazepamu stosuje się zwykle tylko w stanie epileptycznym, czyli w stanie powtarzających się jeden po drugim napadów epilepsji”). Należy zaznaczyć, że mimo pewnych wątpliwości co do szczegółów wydarzenia jest poza dyskusją, że Jan B. nie znajdował się w stanie tego rodzaju.

Co gorsza, obwiniony podał pacjentowi ten środek przy istniejących bezwzględnych przeciwwskazaniach. Zgodni byli co do tego biegły powołany przez OROZ („Stosowanie benzodiazepin (np. diazepamu – relanium) zwłaszcza w dużych dawkach dożylnych osobom znajdującym się pod wpływem alkoholu jest oczywiście przeciwwskazane i może grozić depresją oddychania, co zapewne zdarzyło się w przypadku p. Jana B.”), jak i zespół biegłych opiniujący dla prokuratury („przeciwwskazania bezwzględne do stosowania benzodiazepiny stanowią zatrucia [m.in.] alkoholem (…)”).
Przeciwwskazania te albo były obwinionemu znane, albo też mógł się on o nich bez trudu dowiedzieć. Obwiniony zresztą utrzymywał przed sądem, że było mu wiadome z wywiadu, iż pacjent wcześniej spożywał alkohol i że być może nadal pozostaje pod jego wpływem.
W opisanej wyżej sytuacji jest zupełnie niejasne, z jakich motywów podał pacjentowi relanium; tzn. dlaczego uznał, że istnieją ku temu wskazania. Jest jeszcze bardziej niejasne, dlaczego nie wziął pod uwagę istniejących przeciwwskazań.
Rysują się następujące możliwości:
1. obwiniony Leon M. kłamał (albo nie pamiętał i konfabulował) przed sądem; być może w rzeczywistości ani z wywiadu, ani z badania przedmiotowego nie ustalił faktu, że Jan B. w ostatnim czasie pił alkohol;
2. obwiniony rzeczywiście ustalił, iż Jan B. pił alkohol, ale nie wiedział lub nie pamiętał, że generalnie stanowi to bezwzględne przeciwwskazanie do podawania relanium;
3. obwiniony rzeczywiście ustalił, iż Jan B. pił alkohol, ale nie doszacował dawki, którą Jan B. wypił (a ta – jak już wyżej wspomnieliśmy – była niebagatelna, bo… graniczyła z dawką śmiertelną).
W takim razie nasuwa się wniosek: albo obwiniony Leon M. dopuścił się zawinionego błędu diagnostycznego1 , nie rozpoznał obiektywnego stanu pacjenta (nietrzeźwości) i w konsekwencji dalsze jego postępowanie (podanie relanium) było dotknięte wadliwością. Albo też Leon M. zdiagnozował stan pacjenta trafnie, jednak dalsze jego postępowanie było niespójne z diagnozą, którą on sam postawił.
W konsekwencji zachowanie Leona M. uchybiało standardom wykonywania zawodu lekarza z art. 4 ustawy o zawodzie lekarza, według którego „Lekarz ma obowiązek wykonywać zawód zgodnie ze wskazaniami aktualnej wiedzy medycznej, dostępnymi mu metodami i środkami zapobiegania, rozpoznawania i leczenia chorób, zgodnie z zasadami etyki zawodowej oraz z należytą starannością”. [podkr. M.B. i P.K.]2 Jest to powód wystarczający, by uznać, że dopuścił się on przewinienia zawodowego w rozumieniu art. 41 ustawy o izbach lekarskich3 .
Na marginesie powyższego casusu pojawiło się interesujące zagadnienie. Otóż w opinii wydanej do opisanej sprawy biegły powołany przez okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej zadał bolesne (choć nieco retoryczne) pytanie: dlaczego właściwie obwiniony nie posłużył się jakimś urządzeniem technicznym (probierzem), które pozwalałoby mu w sposób zobiektywizowany ustalić ewentualny stan nietrzeźwości pacjenta.
Obwiniony wyjaśniał, że stan trzeźwości pacjenta ocenił na tzw. oko, gdyż żadnym probierzem nie dysponował. Dodał też, że na studiach w ogóle uczono go, by polegać przede wszystkim na wynikach badania podstawowego i nie przykładać nadmiernej wagi do wyników badań dodatkowych.
Jakkolwiek istotnie ostrzega się lekarzy przed nadmiernym zachłyśnięciem się techniką diagnostyczną4 , nie oznacza to wszakże, by lekarz w ogóle mógł ignorować możliwości wykonania badań dodatkowych czy też pomijać ich wyniki. Zwłaszcza w tych razach, gdy jedyną możliwością pozostaje ocena „na oko”, obciążona poważnym marginesem błędu – i to błędu potencjalnie groźnego dla pacjenta. Każde urządzenie mechaniczne czy elektroniczne daje wyniki obciążone większym lub mniejszym błędem pomiaru. Z drugiej strony są to wyniki zobiektywizowane i uniezależnione od takich czynników, jak np. przejściowe niedomaganie węchu lekarza…
Żadna norma prawna nie ustanawia expressis verbis obowiązku, aby lekarz, który (jak w tym casusie) stale zajmuje się alkoholikami, musiał mieć probierz, pozwalający obiektywnie ustalić zawartość alkoholu w organizmie pacjenta. Jednak (zresztą nie tylko w medycynie) obowiązuje niepisana reguła, wedle której osoba wykonująca jakiekolwiek czynności zawodowo musi być do tych czynności właściwie przygotowana zarówno pod względem kwalifikacji własnych, jak i wyposażenia. Brak takich kwalifikacji (lub – jak w tym wypadku – odpowiednich środków technicznych) nie jest okolicznością uchylającą odpowiedzialność czy choćby okolicznością łagodzącą. Jeśli się nimi nie dysponuje, w ogóle nie należy podejmować się czynności danego rodzaju.
Odwołajmy się ponownie do art. 4 ustawy o zawodzie lekarza. Stanowi on, że lekarz ma wykonywać zawód m.in. „zgodnie z dostępnymi mu metodami i środkami zapobiegania, rozpoznawania i leczenia chorób”.
Przepis ten daje wyraz zasadzie: ultra posse nemo obligatur (nikt nie ma obowiązku czynienia tego, co niemożliwe). Nie będzie naruszeniem żądanego przez ustawę standardu postępowania (działania zgodnego ze wskazaniami aktualnej wiedzy medycznej oraz z należytą starannością), gdy lekarz nie posłuży się metodami czy środkami postępowania, którymi w ogóle nie dysponował.
Reguła powyższa ma dwie strony. Pozwala ona posłużyć się metodą „gorszą” (podstandardową), przestarzałą (byle tylko była to metoda o dowiedzionej, realnej skuteczności). Pozwala też pominąć przestrzeganie niektórych reguł starannego działania, o ile ich przestrzeganie jest w danym momencie niemożliwe. Wolno tak uczynić w stanach nadzwyczajnych (np. porody uliczne, wypadki na odludziu, sytuacje z zakresu medycyny katastrof itd.), gdy istnieje społecznie uzasadniona potrzeba udzielenia pacjentowi świadczenia zdrowotnego niezwłocznie, nawet pomimo braku obiektywnych możliwości, by udzielić tego świadczenia na normalnie wymaganym poziomie. Można powiedzieć ogólnie, że leczenie metodą „podstandardową” jest dopuszczalne wyłącznie wtedy, gdy leczenie „gorsze” wykonane już teraz będzie prawdopodobnie (oceniając ex ante) bardziej efektywne niż leczenie „jak należy”, ale wykonane z opóźnieniem.
Co zaś najważniejsze, nie można odczytywać art. 4 ustawy o zawodzie lekarza w ten sposób, że lekarz ma udzielać świadczeń zdrowotnych zgodnie ze standardami, o ile ma ku temu stosowne możliwości, ale wolno mu zejść poniżej wymaganego poziomu, ilekroć mu owych możliwości zabraknie. W sytuacjach zwykłych lekarz powinien w ogóle poniechać wykonania czynności, której wykonać jak należy nie potrafi, albo do wykonania której brak mu obiektywnych warunków. Tylko w wyżej wspomnianych przypadkach nadzwyczajnych, gdy zaistnieje społecznie uzasadniona potrzeba, wykonanie świadczenia poniżej standardu będzie prawnie dopuszczalne.
Nie trzeba chyba szczegółowo dowodzić, że sytuacja pacjenta Jana B. nie była stanem nadzwyczajnym.
Dodajmy jeszcze, że lekarz wykonujący zawód na własny rachunek5 (jak było w wypadku lek. Leona M.), który w momencie udzielania świadczenia zdrowotnego nie dysponował należytym wyposażeniem lub należytymi kwalifikacjami własnymi, gdyż się wcześniej nie zatroszczył o ich uzyskanie, uchybia standardowi wynikającemu z art. 4 ustawy o zawodzie lekarza. Leon M. parał się usługami w zakresie odtruwania zatrutych alkoholem od dawna, przy czym jest to działalność przynosząca nie najgorsze dochody. Wymóg posiadania takiego urządzenia trudno byłoby uznać za oczekiwanie wygórowane w stosunku do lekarzy, którzy działalnością taką jak obwiniony Leon M. zajmują się stale, a cena probierza nie stanowi dla nich jakiegoś przytłaczającego ciężaru finansowego. Zresztą gdyby nawet było to urządzenie bardzo kosztowne, to i tak jego cena nie mogłaby stanowić usprawiedliwienia dla lekarza. Jeśli kogoś nie stać na sprzęt niezbędny przy działalności zawodowej pewnego rodzaju, to niech się jej po prostu nie podejmuje.

Ocena z punktu widzenia odpowiedzialności karnej

Aby można było przypisać jakiejś osobie odpowiedzialność karną (odpowiedzialność za przestępstwo), muszą być spełnione (wszystkie) warunki następujące: popełnienie przez tę osobę 1) czynu6 2) naruszającego jakąś szczegółową normę, zawartą w ustawie karnej7 , oraz 3) zawinionego.
W opisanej sprawie nie trzeba szczegółowo uzasadniać, że spełniony był warunek 1).
Co do warunku 2) – kwalifikacją prawną, która w tym przypadku się nasuwa, jest art. 155 k.k. („Kto nieumyślnie powoduje śmierć człowieka, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”). Jest to wszakże typ przestępstwa tzw. materialny, tzn. taki, do którego ustawowych znamion należy skutek (w tym przypadku – skutek w postaci zgonu człowieka). Abyśmy mogli przypisać komuś odpowiedzialność za dokonanie przestępstwa tego rodzaju, musiałby istnieć (i musiałby zostać udowodniony w postępowaniu karnym) związek przyczynowy między zachowaniem osoby odpowiedzialnej a zgonem drugiej osoby8 . W sprawie lek. Leona M. toczyło się (niezależnie od postępowania w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej) postępowanie karne, które zostało umorzone przez prokuratora ze względu na niedowiedzione istnienie związku przyczynowego między postępowaniem lek. Leona M. a zgonem p. Jana B.9
Skoro nie był spełniony warunek 2), to bezprzedmiotowe stają się rozważania odnośnie do warunku 3) (zawinienia) – choć zaznaczmy, że warunek ten należałoby uznać za spełniony. Lek. Leon M. odstąpił bowiem od prawidłowych, względnie bezpiecznych schematów postępowania w medycynie, mimo że miał fizyczną możliwość ich przestrzegać (jeśli ich nie przestrzegał – to albo z własnego świadomego wyboru, albo z braku przygotowania profesjonalnego).

Ocena z punktu widzenia odpowiedzialności cywilnej

Aby można było przypisać jakiejś osobie odpowiedzialność cywilną, powinny być spełnione następujące warunki: 1) powstanie szkody10 , 2) wystąpienie zdarzenia, które tę szkodę wyrządziło
i za które prawo czyni dłużnika odpowiedzialnym, 3) związek przyczynowy między tym zdarzeniem a szkodą.
Zacznijmy od punktu 2). Z cywilistycznego punktu widzenia w przedmiotowej sprawie lek. Leon M. działał w wykonaniu umowy zawartej z żoną p. Jana B. (była to więc tzw. umowa na korzyść osoby trzeciej)11 . Leon M. realizował więc zobowiązanie umowne, będąc dłużnikiem, żona Jana B. była wierzycielem, a sam Jan B. – tzw. beneficjentem umowy, niebędącym jej stroną; lekarz został wezwany „prywatnie” i za odpłatnością. Treścią umowy była detoksykacja nieprzytomnego Jana B. dotkniętego chorobą alkoholową. Sposób odtruwania urągał zasadom ostrożności dla danej sytuacji: lekarz wiedział, że ma do czynienia z osobą będącą pod wpływem alkoholu, a nie upewnił się należycie, ile też pacjent uprzednio wypił, czyli ustalił to „na oko”. Wiedział, że ma do czynienia z osobą dotkniętą alkoholizmem, która dopiero co przerwała tzw. ciąg, mało tego – w tym samym dniu wychyliła jeszcze co najmniej „ćwiartkę” (Leon M. nie miał podstaw, by wykluczyć, że pacjent wypił więcej). Miał więc obowiązek założyć, że istnieje przeciwwskazanie do podania relanium (założenie to musiałby dopiero wykluczyć). Jeżeli nie założył, to albo okazał się niekompetentny, albo nieuważny; jedno i drugie przesądza o winie.
Postępowanie przy spełnianiu świadczenia w wykonaniu umowy ma być realizowane z należytą starannością12 . W naszych wcześniejszych rozważaniach ustaliliśmy, że lekarz Leon M. działał, nie zachowując należytej staranności. Z perspektywy prawa cywilnego oznacza to, że doszło do nienależytego wykonania zobowiązania. Warunek 2) jest więc spełniony.
W sprawie doszło także do powstania szkody. Poszkodowanym nie jest oczywiście Jan B., gdyż ten nie żyje, a zmarły nie może być podmiotem żadnych praw ani obowiązków. Szkody doznała natomiast jego żona. Zgodnie z art. 446 §1 k.c., jeżeli wskutek uszkodzenia ciała lub wywołania rozstroju zdrowia nastąpiła śmierć poszkodowanego, zobowiązany do naprawienia szkody powinien zwrócić koszty leczenia i pogrzebu temu, kto je poniósł (domniemujemy, że jakiś pogrzeb się odbył i że jego koszty poniosła żona).
Zgodnie z art. art. 446 §3 k.c. sąd może także przyznać najbliższym członkom rodziny zmarłego „stosowne odszkodowanie”, jeżeli wskutek jego śmierci nastąpiło znaczne pogorszenie ich sytuacji życiowej. Ze względu na specyficzny tryb życia p. Jana B. można się domyślać, że pogorszenie takie nie nastąpiło…
Wreszcie należy wspomnieć, że poza naprawieniem szkody w ścisłym znaczeniu w omawianej sprawie mogłaby się pojawić podstawa do orzeczenia zadośćuczynienia za krzywdę (uszczerbek na dobrach osobistych, tj. niemajątkowych), jakiej ona doznała13 .
Warunek 1) należy więc również uznać za spełniony.
Podobnie, jak w przypadku odpowiedzialności karnej, możliwość pociągnięcia lek. Leona M. do odpowiedzialności cywilnej zależy w tym przypadku od uznania związku przyczynowego między nienależytym wykonaniem zobowiązania a powstałą szkodą. Problem ten zasygnalizowaliśmy wcześniej. W każdym razie gdyby uznać, iż warunek 3) (przyczynienie) również był spełniony – sąd powszechny musiałby uznać odpowiedzialność lek. Leona M. za szkodę, jakiej doznała żona Jana B.

Maria BORATYŃSKA, Przemysław KONIECZNIAK

Autorzy są pracownikami naukowymi Wydziału Prawa i Administracji
Uniwersytetu Warszawskiego.

1 Nie był to prosty błąd diagnostyczny, tzn. rozbieżność między stanem pacjenta a tym, co na ten temat się zdawało lekarzowi Leonowi M. Był to zdaniem OSL zawiniony błąd diagnostyczny, obwiniony dysponował bowiem wystarczającymi danymi, aby stan upojenia ocenić w sposób bliższy rzeczywistości, co następnie powinno go skłonić do odstąpienia od podawania relanium.
2 Zbliżone wymagania ogólne ustanawia art. 8 KEL: „Lekarz powinien przeprowadzać wszelkie postępowanie diagnostyczne, lecznicze i zapobiegawcze z należytą starannością, poświęcając im niezbędny czas”.
3 „Członkowie samorządu lekarzy podlegają odpowiedzialności zawodowej przed sądami lekarskimi za postępowanie sprzeczne z zasadami etyki i deontologii zawodowej oraz za naruszenie przepisów o wykonywaniu zawodu lekarza”.
4 Według R. M. Youngsona i I. Schotta (Pomyłki lekarskie. Zdumiewająca, lecz prawdziwa historia szarlatanerii w dziejach medycyny; wyd. Puls, 1997, miejsce wydania niepodane; s. 171) z badań przeprowadzonych w 1983 r. na Uniwersytecie Harvarda wynika, iż „co dziesiątego zgonu można by uniknąć, gdyby lekarze po prostu wyciągali wnioski z naocznej obserwacji zamiast zdać się bez reszty na elektroniczną maszynerię”.
5 Tzn. w formie praktyki indywidualnej lub w charakterze wspólnika spółki cywilnej lub spółki jawnej.
6 Najkrócej mówiąc, przez czyn rozumie się działanie lub zaniechanie człowieka, pozostające pod kontrolą jego świadomości i woli; nie spełnia tych warunków np. ruch, wykonany pod wpływem tzw. przymusu zewnętrzego nieodpartego (vis absoluta) – dla przykładu uszkodzenie ciała drugiej osoby przez kogoś, kto potknął się o krawężnik lub został pchnięty przez osobę trzecią.
7 Orzekanie w sprawach karnych nie następuje na podstawie jakiejś jednej ogólnej definicji przestępstwa. Prawo karne zawiera obszerny, lecz zamknięty katalog tzw. typów przestępstw, a przestępstwem jest tylko takie zachowanie, które dokładnie odpowiada którejś z pozycji tego katalogu. Jeżeli czyn nie da się podciągnąć pod żaden przepis szczególny, to nie stanowi przestępstwa w obecnym stanie prawnym (tzw. zasada nullum crimen sine lege poenali anteriori).
8 Należy dla porządku dodać, że w ogóle nie byłoby tu możliwe przypisanie odpowiedzialności za usiłowanie przestępstwa. Konstrukcja usiłowania może być stosowana tylko na tle typów przestępstw umyślnych, a przestępstwo z art. 155 k.k. takim nie jest i może być popełnione tylko w formie dokonania. Pozostaje więc prosta alternatywa – jest związek przyczynowy – oskarżony może odpowiadać za dokonanie przestępstwa z art. 155 k.k.. Nie ma związku przyczynowego
– nie ma przestępstwa z tego przepisu.
9 Trzeba powiedzieć, że przy wyżej opisanym stanie faktycznym decyzja prokuratora budzi niejakie wątpliwości; sądzimy, że istnienie związku przyczynowego między podaniem relanium człowiekowi głęboko zatrutemu alkoholem a zgonem tego człowieka w krótkim czasie po tym jest wysoce prawdopodobne. Budzi zdziwienie również fakt, że prokurator nie rozważył kwalifikacji prawnej z art. 160 §1 lub 2 k.k. (umyślne narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia) albo z art. 160 §3 (nieumyślnie zawinione narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia).
10 Szkoda to uszczerbek, ubytek (często, choć nie zawsze, po prostu ubytek fizyczny) w dobrach majątkowych lub w prawnie chronionych interesach pewnego podmiotu, którego to uszczerbku ów podmiot (zwany poszkodowanym) doznał wbrew własnej woli.
11 Ponieważ była to umowa o świadczenie pewnego rodzaju usługi, należałoby zastosować odpowiednio przepisy o umowie-zleceniu, zob. art. 750 k.c.
12 Przy czym – ze względu na treść art. 4 ustawy o zawodzie lekarza – nie jest możliwe obniżenie na mocy umowy standardu postępowania lekarza przy udzielaniu świadczenia zdrowotnego z powołaniem się na art. 472 k.c. („Jeżeli ze szczególnego przepisu ustawy albo z czynności prawnej nie wynika nic innego, dłużnik odpowiedzialny jest za niezachowanie należytej staranności”).
13 Art. 448 k.c.: „W razie naruszenia dobra osobistego sąd może przyznać temu, czyje dobro osobiste zostało naruszone, odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę lub na jego żądanie zasądzić odpowiednią sumę pieniężną na wskazany przez niego cel społeczny, niezależnie od innych środków potrzebnych do usunięcia skutków naruszenia”.

Archiwum