4 października 2003

W radomskiej delegaturze

Czy w 230-tysięcznym Radomiu będą działały dwa szpitalne oddziały ratownictwa?
Prawdopodobnie tak. Dyrektorzy dwóch radomskich szpitali twierdzą, że w ich placówkach istnienie oddziałów ratownictwa jest uzasadnione i będzie dobrze służyć mieszkańcom regionu.
W południowej części Mazowsza pierwszy powstał oddział ratownictwa medycznego w Radomskim Szpitalu Specjalistycznym – w pomieszczeniach nowej izby przyjęć. Oddział spełnia kryteria dla tego typu placówek. Znajduje się tu wydzielony moduł chirurgiczny, moduł internistyczny oraz sala reanimacyjna. Do dyspozycji chorych jest sala obserwacyjna (na 10 łóżek) oraz gabinety konsultacyjne. – „Nie mamy własnego lądowiska dla helikopterów, ale bliskość lotniska wojskowego niweluje ten brak” – stwierdza zastępca dyrektora RSS dr Danuta Gołyska-Rączkiewicz. Według zastępcy dyrektora szpitala, atutem oddziału jest jego dobre przygotowanie do swojej roli.
Funkcjonowanie szpitalnego oddziału ratownictwa w RSS nie hamuje przygotowań do uruchomienia tego typu oddziału w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu na Józefowie. Jak informuje dyrektor placówki Bożenna Pacholczak, oddział ratownictwa medycznego rozpocznie działalność w styczniu przyszłego roku.
– „Trwają prace modernizacyjne pomieszczeń i kompletowanie wyposażenia. Oddziałem pokieruje dotychczasowy kierownik izby przyjęć” – powiedziała dyr. Pacholczak. Zdaniem szefowej szpitala na Józefowie, celowość powstania oddziału ratownictwa w WSS nie budzi żadnych wątpliwości. – „W położonym na skrzyżowaniu ruchliwych węzłów komunikacyjnych blisko ćwierćmilionowym Radomiu powinny działać dwa oddziały ratownictwa. Wynika to z przepisów oraz z potrzeb” – twierdzi dyrektor Pacholczak. Podobnego zdania jest dr Danuta Gołyska-Rączkiewicz, według której możliwa jest dobra współpraca między obydwoma placówkami przy realizacji zadań ratownictwa medycznego w regionie.

***

Blisko 3 lata po bezzasadnym zwolnieniu z pracy dr Bogdan Zajączkowski czuje satysfakcję – Naczelny Sąd Lekarski przyznał mu rację w sporze z dotychczasowym przełożonym dr. Mirosławem P.
Do konfliktu między dyrektorem ZOZ-u w Przysusze, dr. Mirosławem P., a ordynatorem oddziału wewnętrznego, dr. B. Zajączkowskim, doszło w listopadzie 2000 r. Wtedy to dyrektor ZOZ-u dyscyplinarnie zwolnił z pracy dr. Zajączkowskiego. Powodem zwolnienia było wyjście poza teren szpitala bez zgody przełożonego. Na nic zdały się tłumaczenia ordynatora, że został on wezwany do starosty, który przed sesją Rady Powiatu chciał porozmawiać o sytuacji finansowej i kadrowej podległej lecznicy. Nie pomogły również tłumaczenia, że wychodząc ze szpitala, dr Zajączkowski wyznaczył zastępcę, a nad zdrowiem pacjentów czuwało w tym czasie 3 lekarzy z II stopniem specjalizacji. Dyrektor ZOZ-u był nieubłagany – zwolnienie dyscyplinarne za ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych trafiło do akt personalnych Bogdana Zajączkowskiego. – „Było to dla mnie ciężkie przeżycie – po 25 latach pracy w szpitalu (w tym 15 lat jako dyrektor) zostałem tak niesprawiedliwie potraktowany” – wspomina dr Zajączkowski.
Natomiast według dyrektora ZOZ-u, samowolne opuszczenie terenu szpitala przez ordynatora oddziału było wystarczajacym powodem zwolnienia i nie ma tu okoliczności łagodzących.
Weryfikacją opinii dwóch znanych przysuskich lekarzy zajęły się sądy. Pierwszy wypowiedział się Sąd Pracy. Kilka miesięcy po zdarzeniu uznał, że dyscyplinarne zwolnienie dr. Zajączkowskiego było bezzasadne i lekarz ma prawo wrócić do pracy na dotychczasowe stanowisko. Nim jednak wyrok się uprawomocnił, w szpitalu wprowadzono zmiany organizacyjne i stanowisko ordynatora oddziału wewnętrznego zostało zlikwidowane. Gdy więc dr Zajączkowski odrzucił ugodową propozycję powrotu do szpitala na inne stanowisko, Sąd Pracy II instancji mógł jedynie zasądzić odszkodowanie dla bezprawnie zwolnionego lekarza.
Po wyroku w Sądzie Pracy sprawą zajął się również prokurator. W czasie procesu okazało się, że dyrektor ZOZ-u w Przysusze nie tylko złośliwie naruszył prawa pracownicze, ale również nakłonił przedstawiciela Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy do antydatowania opinii dotyczącej umowy o pracę. W kwietniu br. Sąd Rejonowy w Kozienicach uznał Mirosława P. winnym zarzucanych mu czynów i skazał go nieprawomocnym wyrokiem na rok więzienia (w zawieszeniu na 2 lata) oraz 3-letni zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych.
Ostatni w tej sprawie wypowiedział się Naczelny Sąd Lekarski. W czasie rozprawy NSL przychylił się do stanowiska Okręgowego Sądu Lekarskiego i uznał, że decyzja o dyscyplinarnym zwolnieniu z pracy została podjęta niezgodnie z przepisami i nosiła znamiona szykanowania kolegi z pracy – jest to przewinienie zawodowe z art. 52 p. 1 KEL. Za ten czyn dr Mirosław P. otrzymał karę upomnienia. – „Czuję satysfakcję, że kolejne sądy przyznają mi rację. Szkoda jednak, że ten incydent wyrządził mi tyle krzywdy i przerwał moją długą pracę w przysuskim szpitalu”- podsumowuje dr Zajączkowski.

Kolumnę redaguje Mirosław Wąsik

Archiwum