5 marca 2004

Spod kociej łapy


– (…) Nie było się gdzie leczyć, tylko jeśli chodzi o lekarzy rodzinnych, i zostawiam to do pana osądu, czy można pochwalić lekarza, który uciekał od swojego pacjenta.

Lekarza, który uważa, że nie jest w stanie go leczyć tak, jak wymaga tego od niego państwo.

– Ale jego kolega w innym województwie uważa, że może leczyć, i podpisuje umowę.

Czyli wina jest po stronie lekarzy.

– Wina jest po stronie lekarzy w tym sensie, że jak ktoś składa przysięgę Hipokratesa…

Lekarze nie składają już takiej przysięgi.

– O, to mnie pan wprowadził w konfuzję… Ale rozumiem, że pojęcie służby, które jest związane z pracą lekarza, dalej pozostaje aktualne.

Uważa pan też, że bunt szefa szpitala kardiologicznego w Aninie, profesora Religi, to jest też ten sam syndrom, człowieka, który nie chce leczyć swoich pacjentów?

– Nie, bunt profesora Religi bierze się, jak rozumiem, stąd, że uważa, że ma za mało pieniędzy.

Tak to wyliczył.

– Uważa, że ma za mało.

Czyli to też bardziej jego problem niż systemu?

– To jest problem zarządzania szpitalem. Lekarze, którzy prowadzą szpitale, muszą coraz bardziej rozumieć, że są przede wszystkim menedżerami, a dopiero potem lekarzami. (…)

Prezes Rady Ministrów Leszek Miller
w rozmowie z Piotrem Najszubem,
„Przekrój”, 15 lutego 2004 r.

Archiwum