4 maja 2004

Trzeba więcej odwagi

Zakończyły prace liczne zespoły ekspertów, które postawiły sobie ambitne zadanie uporządkowania rozstrojonego systemu opieki zdrowotnej. Mniej więcej wiemy już, jakie są ich propozycje.

Wszyscy chyba opowiadają się za utrzymaniem finansowania głównie ze składki ubezpieczeniowej i raczej nie ma szans na uznanie (zgodnie z sugestią zespołu Cezarego Włodarczyka) obywatelskiego prawa do świadczeń – chociaż można sądzić, że takie rozwiązanie może być uznane za sprzeczne z Konstytucją RP, w której wymóg opłacania (wykupywania) tego prawa nie istnieje. I choć zrozumiała jest obawa, że rozwiązanie „obywatelskie” zachęci osoby, które same się ubezpieczają, do niespełniania tego obowiązku – można się obawiać, że odejście od tej opcji zostanie uznane za niezgodne z ustawą zasadniczą.
Wydaje się, że niezbyt szczęśliwy jest proponowany podział świadczeń na „gwarantowane – finansowane w całości ze środków publicznych” i „rekomendowane – finansowane częściowo ze środków publicznych”. Rozumiejąc dosłownie – „rekomendowane” – znaczy „polecane”, można by więc sądzić, że są to świadczenia lepsze, z czego wynikałoby, iż te bezpłatne są gorszej jakości. Uczciwe i mniej dwuznaczne byłoby użycie określenia: „świadczenia współfinansowane”.
Natura ludzka jest taka, jaka jest – i żadne akty prawne nie zmienią tego, że inaczej traktuje się „swoich,” a inaczej „obcych”. Ci ostatni ze zrozumiałych psychologicznie względów zawsze będą zajmować ostatnie miejsca w kolejkach do świadczeń.
Stąd też absolutnie konieczna jest odwaga dokonania podziału Polski na kilka (4-6) regionów, w których wszyscy płacący składki do regionalnej kasy będą – właśnie poprzez to – „swoi”.
Trudno też zrozumieć, dlaczego zamiast ministra zdrowia jego obowiązki mają wykonywać „niezależne agencje państwowe” czy też „wyspecjalizowane komórki innych instytucji”. Skoro konstytucyjną odpowiedzialność za funkcjonowanie systemu ponosi minister zdrowia – trzeba po prostu dopasować strukturę centrali resortu do zadań, jakie będą przed nią stały. Już 700 lat temu Ockham sformułował zasadę, że „byty nie powinny być mnożone, jeśli nie zachodzi taka konieczność” – a dotyczy to w szczególności bytów biurokratycznych.
Sprawę współpłacenia – większość projektów pomija, odkładając szczegóły (w których, jak wiadomo, tkwi diabeł) na potem. Na razie „zaklepiemy” zasadę, a potem zrobimy to, co nam przyjdzie do głowy. To chyba próba oszukania społeczeństwa, któremu dajemy sygnał: niech wasi przedstawiciele zgodzą się na to, że będziecie płacić, a za co i ile – to już ureguluje administracja. Chyba Trybunał Konstytucyjny nie zechce uznać, że ten pomysł zgodny jest z jego orzeczeniem?
Ostatnie, ale najważniejsze: nie przypuszczam, aby ministerstwo nie zdawało sobie sprawy, że prowadzenie jakiejkolwiek polityki zdrowotnej bez precyzyjnej, rzetelnej wiedzy o kadrach, zasobach i ich alokacji oraz obciążeniu pracą jest zwykłym tworzeniem pozorów. A jednak – nie podjęto dyskusji nad tym, jak doprowadzić po latach bałaganu do tego, aby taką wiedzę uzyskać. Ten stan rzeczy może być korzystny dla niektórych prominentnych członków korporacji lekarskiej – ale z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że bez zmian w tym obszarze wszelkie działania naprawcze są bezsensowne.
Oczekuję od wicepremiera Jerzego Hausnera, wszak z wykształcenia ekonomisty, że zechce wymusić na decydentach wprowadzenie zasady, iż w konkursie, który ma poprzedzać zawarcie umowy o udzielenie świadczeń zdrowotnych, będzie wprowadzony wymóg przedstawienia przez świadczeniodawcę usług stacjonarnych – kalkulacji kosztów. Pozwoli to na wskazanie kosztów nieuzasadnionych i wymusi ich racjonalizację. Biorąc pod uwagę doświadczenia innych krajów, wydaje się celowe odejście od zasady płacenia za usługę specjalistom z jednoczesnym limitowaniem liczby tych usług i przejście na sui generis kapitację, uwzględniającą doświadczenia tzw. koordynowanej opieki zdrowotnej (HMO) w USA.
Istnieje możliwość zwiększenia środków będących w dyspozycji płatnika świadczeń zdrowotnych bez dodatkowych obciążeń – czy to pracodawcy, czy pracownika. Potrzebna jest jednak pilna symulacja finansowa skutków rozwiązania proponowanego przez zespół ekspertów działających pod kierownictwem Zbigniewa Religi, a mianowicie przekazanie części składki ubezpieczeniowej pobieranej przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych na zasiłki chorobowe i rehabilitacyjne, a także na renty, z powodu długotrwałej lub trwałej niezdolności do pracy, wraz z całym aparatem orzeczniczym – i powierzenie ich poboru oraz wypłacania świadczeń Narodowemu Funduszowi Zdrowia. Ma bowiem sens powiązanie zdrowotnych i ekonomicznych skutków trafności: profilaktycznych, diagnostycznych i rehabilitacyjnych działań lekarzy. I obecnie, i po przyjęciu tego rozwiązania wszelkie konsekwencje nieoptymalnych decyzji lekarzy ponosić będzie budżet państwa, niewątpliwie jednak spowodowałyby one lepszy, skuteczniejszy nadzór nad jakością powszechnie stosowanych procedur medycznych. Odpowiednie zmiany legislacyjne mogłyby nastąpić szybko, a organizacyjne nie pociągnęłyby za sobą właściwie żadnych kosztów – po prostu istniejące struktury ZUS-u, bez zmiany usytuowania, zmieniłyby swą administracyjną podległość.
Nowa ustawa nie może być kosmetyką, tylko pozornie konsumującą orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, ale w istocie pozostawiającą wszystko bez zmian. Może rozwiązanie takie byłoby dla wielu osób wygodne, ale miejmy odwagę powiedzieć, że jest głupie i szkodliwe dla społeczeństwa.

Piotr KRASUCKI

Archiwum