7 października 2004

Muzy i my

Pożegnanie Poety

Nie będę mówił, że ponieśliśmy wielką stratę. Otrzymaliśmy bowiem przebogate dzieło, na którego zgłębienie dla wielu z nas zabraknie życia – powiedział Jerzy Illg, redaktor naczelny wydawnictwa Znak na spotkaniu poetów i przyjaciół zmarłego 14 sierpnia Czesława Miłosza. – Możemy wędrować przez „Ziemię Urlo”, szukać pociechy w „Dolinie Issy”, oglądać miejsca, „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada”. Spotkanie zakończyło uroczystości pogrzebowe w Bazylice Mariackiej. W ostatniej drodze na Skałkę towarzyszyło Poecie około 7 tys. osób.
W wydanym w 1972 roku tomie szkiców „Prywatne obowiązki” Czesław Miłosz napisał: „Nie urodziłem się w Polsce, nie wychowałem się w Polsce, nie mieszkam w Polsce, ale piszę po polsku. Nie jest to może tak niezwykłe, skoro się zważy, że największy polski twórca nigdy nie był w Warszawie ani w Krakowie i że Litwę obrał za swoją Muzę”. Dopiero ostatnie 10 lat swego życia Poeta spędził w Polsce. W 1993 roku został honorowym obywatelem Krakowa i otrzymał od władz miejskich mieszkanie. Zmarł w wieku 93 lat.

Niżej zamieszczamy tekst „Czesław Miłosz o sobie”. Niech naszych Czytelników nie zaskoczy to, że nie ma w nim słów pożegnania – artykuł otrzymaliśmy od dr Anny Bieżańskiej przed śmiercią Poety.
Powtórzmy w tym miejscu słowa Wisławy Szymborskiej: Żegnamy się dzisiaj z Poetą, ale nie żegnamy się z Jego poezją.
Powtórzmy słowa Jerzego Illga: Dziękujemy, Panie Czesławie. Przed nami kontynent Miłosz, bo przecież Pana książki będą stały na półkach. Ü

ed, md

Porozmawiajmy o książkach
Czesław Miłosz o sobie

Kto przeżył okupację niemiecką w Warszawie, ten pamięta, że życie kulturalne toczyło się wieczorem w salonach. Nie było teatrów ani sal koncertowych (artyści zarabiali, grając w kawiarniach dla Polaków lub na podwórzach). Na jednym takim spotkaniu, w 1944 roku, u moich przyjaciół mieszkających przy ul. Flory 9 – poznałam Czesława Miłosza i jego żonę.
Młodzi muzycy koncertowali, poeci recytowali wiersze. Niektóre wieczory zaszczycał swą obecnością Józef Śmidowicz, mój profesor ze Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina. Jeśli mnie wtedy proszono o granie, byłam bardzo stremowana. Przychodził Jan Ekiert, a raz pojawiła się nawet poetka Kazimiera Iłłakowiczówna. Zazwyczaj rozmowa najpierw toczyła się o wydarzeniach na froncie, gdzie Niemcy ponosili klęskę, oraz o naszych codziennych trudach i tragediach dnia codziennego. Potem zaczynały się występy – a czas był ograniczony godziną policyjną. Jesienią i zimą w salonie, obok fortepianu firmy Bechstein, stał żelazny piecyk, zwany „kozą”, gdzie zebrani siedzieli wkoło tego jedynego źródła ciepła. Kiedyś poproszono mego ojca, aby grał i śpiewał pieśni patriotyczne. Jego ciepły tenor wszystkim się bardzo podobał.
Miłosz wyróżniał się swym wyobcowaniem i mrukliwością. Siedział chmurny i tylko czasami błąkał się na jego pięknej twarzy ironiczny uśmiech. Za to jego żona, pani Janina, była bardzo towarzyska i z humorem, gorąco oklaskiwana, recytowała podczas tego spotkania frywolny wiersz pt. „Gimnastyczka”.
Gdy sięgnęłam po raz drugi po książkę Miłosza „Rok myśliwego”, odżyły dawne wspomnienia.
Skąd taki tytuł? W przypisach autor informuje, że jest to tytuł zapożyczony z jego ulubionej książki z lat szkolnych, autorstwa Władysława Korsaka (rzecz dla myśliwych i miłośników przyrody). „Rok myśliwego” to dzieła zebrane obejmujące twórczość poetycką, prozatorską i obszerną korespondencję z ludźmi pióra w Polsce i w innych krajach. Jest też trochę wspomnień z czasów okupacji – szczególnie z pobytów w Stawisku u Iwaszkiewiczów.
Miłosz usprawiedliwia się też ze swojej decyzji pozostania w Ameryce. Na stronie 278 czytamy: „Wyjazd za granicę od początku stał pod znakiem kłamstwa, bo kierowałem się jedynym problemem – wyjechać”.
Ciepło wspomina swoich przyjaciół: Zygmunta Hertza, księdza Sadzika i Konstantego Jeleńskiego oraz jego przyjaciółkę, malarkę Leonor Fini. Z przymrużeniem oka traktuje słowne utarczki z Wańkowiczem.
Przedstawia korespondencję z Jerzym Turowiczem i Stefanem Kisielewskim. Pisze ze wzruszeniem o swojej pierwszej od czasów emigracji wizycie w Polsce, w czerwcu 1981 r., gdy odwiedził Warszawę, Kraków, a w Lublinie odebrał doktorat honoris causa.
W zapiskach z 1987 r. tłumaczy intencję napisania „Zniewolonego umysłu”, atakowanego podobnie jak „Hańba domowa” Jacka Trznadla.
Miłosz krytycznie patrzy na swoje życie i decyzję pozostania na emigracji, przytacza nawet negatywne opinie na swój temat, jakie Gałczyński zawarł w „Poemacie o zdrajcy”.
Poeta znał bardzo wielu pisarzy, poetów i filozofów, z którymi wymieniał myśli. „Rok myśliwego” to skarbnica wiedzy o ludziach, którzy zapisali się chlubnie na kartach historii literatury. Polecam tę książkę jako ucztę intelektualną. Ü

Czesław Miłosz, „Rok myśliwego”, Kraków 2001, Wydawnictwo Znak

Anna BIEŻAŃSKA

Archiwum