25 grudnia 2004

Czy pieniądze leżą na ulicy?

Otrzymałem kilka sygnałów świadczących o tym, że Czytelnicy „Pulsu” chcą złapać krótki oddech po cyklu felietonów poświęconych badaniu kondycji finansowej szpitali. Proponuję więc czasowe „zawieszenie” tematu i zajęcie się lżejszą problematyką.

Kiedy ogląda się spoty reklamowe, można odnieść wrażenie, że pieniądze leżą na ulicy. Lekarze są bombardowani informacjami o szkoleniach na temat „nowych możliwości pozyskiwania środków finansowych na podnoszenie jakości usług medycznych publicznych i niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej i gabinetów prywatnych z funduszy Unii Europejskiej”. Firmy doradcze i szkoleniowe prześcigają się w obietnicach „raju”, oznaczającego odkrycie prostej drogi do dużych pieniędzy.
Postanowiłem sprawdzić, jak sytuacja wygląda naprawdę. Poprosiłem dyrektora Ośrodka Wspomagania Restrukturyzacji i Prywatyzacji w Służbie Zdrowia działającego przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Warszawie o przeprowadzenie stosownych badań ankietowych, a w szczególności pozyskanie danych, ile publicznych zakładów opieki zdrowotnej wystąpiło z wnioskami o dofinansowanie ze środków unijnych. Jeszcze nie mamy pełnych danych, ale już wiadomo, że wielkiego „rwania” pieniędzy nie będzie. Potwierdziliśmy to zresztą u źródła, tj. w Urzędzie Marszałkowskim. Podobnie rzecz się ma z prywatnymi praktykami, co uświadomiono nam
w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości.
Prawda jest więc następująca – pieniądze będą. Nasuwa się pytanie – kiedy? Dopiero za kilka lat (2007-2014). W najbliższym czasie (2005-2006) środków tych – w relacji do potrzeb – będzie niewiele. Możliwości dofinansowania projektów wygenerowanych przez podmioty działające w sektorze ochrony zdrowia są nikłe. Co więcej, ze względu na brak wyspecjalizowanej ścieżki finansowania, tak jak w przypadku rolnictwa, projekty z obszaru „zdrowia” muszą konkurować z projektami innych branż: w walce o duże pieniądze – ot chociażby
z projektami budowy dróg czy modernizacji gminnej infrastruktury technicznej (wodociągi, kanalizacja); w wyścigu o małe pieniądze – w zasadzie z projektami każdego przedsiębiorcy. Myślę, że trzeba oswoić się z myślą, że w gospodarce rynkowej nie ma pieniędzy szybkich i łatwych. Okres poprzedzający zasadnicze wsparcie z unijnej kasy proponuję wykorzystać na inwentaryzację rzeczywistych potrzeb i perfekcyjne przygotowanie projektów, szczególnie w takich punktach, jak: opis planowanych przedsięwzięć, harmonogram ich realizacji, źródła finansowania, skwantyfikowane wskaźniki realizacji celów poszczególnych projektów. Wbrew pozorom pracy własnej nad pojedynczym projektem jest dużo, a czas płynie szybko.
Trudno znaleźć dzisiaj przykłady skutecznego sięgnięcia przez zakłady opieki zdrowotnej i pojedynczych lekarzy po unijne fundusze. Czekam na informacje od tych wszystkich, którym się to udało.

W ostatnim czasie pojawił się na rynku dość wysublimowany jak na polskie warunki produkt finansowy, skierowany do grupy docelowej, jaką stanowią pacjenci średnio zamożni. Mam tu na myśli „Pożyczkę na zdrowie”, która ma stymulować efektywny popyt na usługi medyczne w niepublicznych zakładach opieki zdrowotnej. Z punktu widzenia pacjentów jest to pożyczka celowa, umożliwiająca im opłacenie świadczeń na korzystnych warunkach ratalnych. Wydawałoby się, że produkt adresowany do tak licznej populacji powinien spotkać się z dużym zainteresowaniem prywatnych świadczeniodawców. Tymczasem okazuje się, że tak nie jest. Główna bariera tkwi w mentalności właścicieli, która nakazuje im dążenie do maksymalizacji zysku jednostkowego, nie zaś maksymalizacji obrotu. Przy takim podejściu uwaga skoncentrowana jest rzecz jasna na pacjentach zamożnych, tych jednak przez ostatnie trzy lata kryzysu nie przybyło.
Otwarcie się na pacjenta o przeciętnych dochodach wymaga nie tylko zmiany myślenia, ale również przeprowadzenia wewnętrznej reorganizacji. „Pożyczka na zdrowie” nie jest dostępna
w banku, ale w klinice. Dlatego tak ważne jest wyraźne podzielenie ról organizacyjnych. Sprzedażą usługi zajmuje się wyłącznie pracownik recepcji, który odbył szkolenie specjalistyczne. Rola lekarza sprowadza się do wstępnej konsultacji medycznej, sporządzenia kosztorysu usługi oraz później wykonania jej. Zasadą jest, że lekarz nie dyskutuje z pacjentem o pieniądzach. Trzeba pamiętać, że pacjent jest w trudnej sytuacji: aby rozpocząć kosztowne leczenie, musi się zadłużyć w instytucji finansowej.
„Pożyczka na zdrowie” jest – w moim przekonaniu – dobrym przykładem tego, że jeżeli lekarze mocno się pochylą, mogą znaleźć pieniądze na ulicy. Wszystkich zainteresowanych zachęcam do kontaktu ze mną. Najlepiej skorzystać
z poczty elektronicznej. Ü

Andrzej LUDWICKI
e-mail: a_ludwicki@o2.p

Archiwum