26 lipca 2005

Uważam że…

W maju i czerwcu br. odbywały się zebrania wyborcze, w czasie których wyłanialiśmy delegatów na Okręgowy Zjazd Lekarzy na nową kadencję naszego samorządu (2005-2009). Wstępne wyniki, opracowane przez Okręgową Komisję Wyborczą, nie są optymistyczne – została wybrana tylko niespełna połowa przewidzianych regulaminem delegatów. W bardzo licznych okręgach, z powodu braku kworum, nie odbyły się zebrania wyborcze.
Ponownie apeluję o udział w wyborach – namawiam bardzo wszystkie Koleżanki i Kolegów z rejonów, w których nie odbyły się zebrania, by wystąpili do komisji wyborczej o wyznaczenie dodatkowego terminu i wybrali swoich przedstawicieli. Być może to truizm, ale naprawdę – nieobecni nie mają racji. Szczególnie dramatyczna jest sytuacja środowiska lekarzy dentystów – wybranych zostało zaledwie kilku delegatów. Kto będzie reprezentował ich stanowisko? „Sprawy lekarzy dentystów zawsze będą w gronie naszych kolegów lekarzy sprawami mniej zrozumiałymi dla nich niż dla nas” – pisze w tym numerze „Pulsu” kolega R. Majkowski. Powtórzę: Nieobecni nie mają racji.

Lato upływa nie tylko pod znakiem przygotowań do naszych korporacyjnych wyborów. Wielkimi krokami zbliżają się wybory do parlamentu i Pałacu Prezydenckiego. I chociaż przychodzi to z trudem, należy mieć nadzieję, że uda nam się wybrać odpowiednich przedstawicieli. Wzorem lat ubiegłych udostępniamy łamy „Pulsu” wszystkim Koleżankom i Kolegom, lekarzom i lekarzom dentystom, członkom naszej Izby, którzy zdecydowali się kandydować. Przed nimi wielkie wyzwanie – wyprowadzenie ochrony zdrowia z błędnego koła nonsensu. Ale czy ktoś ma na to pomysł?

Czerwiec obfitował w informacje o „tarciach na szczytach” – pisze o tym red. Paweł Walewski. Chwilami nawet można było mieć wątpliwości, czy MZ i NFZ zajmują się czymkolwiek innym niż tylko wymianą opinii o sobie wzajemnie. Ale jedna z decyzji – nałożenie przez ministra zdrowia na prezesa NFZ kary w postaci odebrania mu miesięcznej pensji – zasługuje na zastanowienie. Być może, w ramach nadzoru, można by zaoszczędzić sporo pieniędzy nie tylko w ochronie zdrowia, ale i w innych niedoszacowanych dziedzinach. Można by więc, konsekwentnie, obcinać pensje ministrom – chociażby za niewydanie w porę rozporządzeń, posłom diety za bezsensowne ustawy, a nawet prezydentowi odebrać pensję za podpisaną przez niego ustawę, która okazała się niekonstytucyjna itd. itd. Drobne zmiany w ustawie o finansach publicznych – i tak zdobyte pieniądze zasilałyby budżet zdrowia, edukacji… Problem jest tylko jeden – kto spełniałby funkcję arbitra. W naszych warunkach musiałaby powstać pewnie jakaś rada oceny technologii rządzenia, której funkcjonowanie pochłonęłoby środki wcale nie mniejsze niż potencjalnie zaoszczędzone.

Archiwum