18 lipca 2005

Chińskie impresje

Wiosną tego roku byłem z żoną na wycieczce w południowo-wschodnich Chinach. Ten arcyciekawy kraj, o obszarze tylko nieco mniejszym od Stanów Zjednoczonych, zamieszkuje miliard 300 milionów ludzi, co stanowi przeszło 21% ludności świata.
Po 9 godzinach lotu z Amsterdamu wylądowaliśmy na nowoczesnym lotnisku w Beijing, czyli w Pekinie. To olbrzymie miasto jest jednym wielkim placem budowy. Znikają ubogie dzielnice (hutongi) z parterowymi domkami, zbudowanymi z byle czego, a ich mieszkańcy, choć niechętnie, przenoszą się do nowo wybudowanych wieżowców, które wyrastają tu jak grzyby po deszczu. Te biedne dzielnice zwiedzałem, jeżdżąc rikszą.
Pekin to nie tylko hutongi, to także miasto zabytków i zamierzchłej kultury. Zwiedziłem Świątynię Harmonii i Pokoju (Yonghegong), największą i najważniejszą świątynię lamaistyczną w Pekinie, miejsce kultu religijnego wyznawców lamaizmu, oraz Świątynię Konfucjusza, miejsce poświęcone filozofowi, którego nauczanie wywarło wielki wpływ na chińską moralność. W centrum miasta stoi jedyny kościół katolicki, otwierany w niedzielę, gdzie na Mszę św. chodzą przeważnie dyplomaci.
Będąc w Pekinie, nie można nie być na największym miejskim placu świata – placu Niebiańskiego Spokoju (Tian’anmen), słynnym z masakry studentów oraz z mauzoleum Mao Zedonga. Dzisiaj plac ten jest miejscem spacerów mieszkańców Pekinu i spotkań zakochanej młodzieży. Przed wyjazdem do Chin wyobrażałem sobie, że Chińczycy to zmilitaryzowany naród, ubrany w jednakowe, drelichowe mundurki, a tymczasem młodzi ludzie chodzą ubrani po europejsku, kolorowo, obejmują się i całują w miejscach publicznych. Ba, widziałem wyzywająco ubrane i uszminkowane dziewczyny (myślę, że łatwe „do poderwania”). Tak, tak – Chińczycy się europeizują, co najlepiej widać w Kantonie, Szanghaju i Hongkongu.
Zwiedzaliśmy również w Pekinie Zakazane Miasto (miasto w mieście), gdzie stoi Zimowy Pałac Cesarski – rezydencja 24 cesarzy z dwóch ostatnich dynastii: Ming i Cing – symbol potęgi i władzy cesarskiej. Po okresie destrukcyjnej władzy Mao i jego rewolucji kulturalnej Chińczycy z pietyzmem odbudowywują i pieszczą swoje zabytki.
Autobusem udaliśmy się na zwiedzanie Wielkiego Muru Chińskiego. Ta niezwykła budowla, długości około 6400 km, wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wrażenie jest tak niesamowite, że zapiera dech w piersiach. Zastanawiam się, jak człowiek mógł coś tak niezwykłego zbudować i ile istnień ludzkich kosztowała ta budowla.
Do Xi’an, starożytnej stolicy Chin, wyruszyliśmy koleją. Jechaliśmy całą noc slipingiem (z łazienką!). Będąc w tym mieście, obowiązkowo trzeba się przejść po zabytkowych murach miejskich, zobaczyć Wieżę Dzwonu oraz pochodzącą z VII wieku pagodę Dzikiej Gęsi – symbol Xi’an. Pagoda ta była miejscem przechowywania buddyjskich pism przywiezionych z Indii. W Xi’an odwiedziłem też Centrum Medycyny Naturalnej, gdzie wysłuchałem wykładu profesorskiego (w języku angielskim) na temat zalet akupunktury i ziołolecznictwa. Wykładowca lansował metodę diagnostyki wszystkich możliwych schorzeń za pomocą masażu stóp. Podobno w stopach skupiają się drogi nerwowe wszystkich ludzkich organów. Dla mnie to „bajer”, ale ludzie w to wierzą i płacą.
Niedaleko od tego miasta znajdują się: kurhan pierwszego cesarza Chin, władcy Cin, Czenga (Szy-huang-ti), oraz słynna Armia Terakotowa, jedna z głównych atrakcji Chin – znowu cud wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Armia ta, licząca 2 tysiące lat, to wierna kopia uzbrojonych żołnierzy. Składa się z 8 tysięcy naturalnej wielkości figur wojowników i koni. Armia Terakotowa została, przez przypadek, odkryta w drugiej połowie XX wieku. Miejscowy wieśniak, kopiąc studnię, natrafił na fajansową głowę i fragment tułowia. Zawiadomił władze. Archeologowie zaczęli kopać i, zdumieni, odkopali całą armię. Niewyobrażalne, ale prawdziwe. Stałem i patrzyłem jak urzeczony.
Z Xi’an polecieliśmy samolotem do Szanghaju. Przepiękne miasto. W śródmieściu mieszają się wpływy kolonialnego budownictwa anglosaskiego z nowoczesnością (wieżowce). Wieczorem i w nocy otwarte sklepy i markety oraz feeria neonów. Setki neonów reklamujących setki firm. Szanghaj przypomina Las Vegas skrzyżowane z Manhattanem w Nowym Jorku. A lotnisko w Szanghaju to XXII wiek. Ze śródmieścia na lotnisko (30 km) jechaliśmy jednoszynową kolejką magnetyczną z prędkością 431 km/godz. Odległość tę pokonaliśmy w 7 minut. Kolejkę ofiarował władzom Szanghaju rząd Niemiec za to, że Chińczycy ratują podupadające zakłady Volkswagena.
Następnie wybraliśmy się samolotem do Guilin. W miasteczku tym znajduje się przepiękna i ogromna jaskinia Trzcinowej Fujarki. Odkrył ją przypadkowo pastuszek grający na fujarce – stąd nazwa. Wnętrze jaskini jest oświetlone, bogate w stalaktyty i stalagmity. Z Guilin udaliśmy się statkiem po rzece Li na 4-godzinną wycieczkę do miasteczka Yangshuo. Rejs przebiegał w niezwykłej scenerii. Kryształowo czysta woda, bambusowe gaje i mijane wioski wśród krasowych wzgórz to widoki, których nie da się zapomnieć. Coś przepięknego.
Z Guilin polecieliśmy do Kantonu, który mnie nie zachwycił. Ładny park z rzeźbami przedstawiającymi zwykłych ludzi. Kościół katolicki, czynny codziennie, w pobliżu polskiego konsulatu. I potworny upał.
Następny etap podróży to Makau (odprawa celno-paszportowa, państwo w państwie). Makau to Las Vegas Wschodu, kilkadziesiąt kasyn, gdzie można spotkać graczy z całego świata, luksusowe sklepy i hotele. W nocy miasto oświetlone jest neonami. Tropikalny gorąc.
Z Makau popłynęliśmy promem do Hongkongu. Ta przepiękna metropolia, położona wśród wzgórz, w dzień przypomina Nowy Jork, w nocy zaś Las Vegas. Olbrzymie bogactwo. Krzyżują się tutaj interesy biznesmenów z całego świata. Lotnisko, z pasami startowymi w morzu, to symbol XXII wieku. Ponad 80 wejść „do rękawów” i ponad kilometr ruchomych chodników. Coś niebywałego, wprost nie mieści się w głowie. Z Hongkongu odlatywaliśmy już do Polski, przez Amsterdam. Lot trwał prawie 14 godzin.
Jakie refleksje nasuwają mi się po tej wspaniałej wyprawie? 1) Mądry uczy się chińskiego; 2) Chińska gospodarka idzie do przodu jak burza (mają kilkadziesiąt miliardów dolarów nadwyżki budżetowej). Za 5 – 10 lat Chiny będą być może pierwszą gospodarką świata; 3) Kuchnia chińska, co ważne dla tysięcy turystów, jest jedną z najlepszych na świecie (przez 2 tygodnie przytyłem 3 kg), 4) Kraj ten trzeba samemu zobaczyć i warto na ten cel oszczędzać pieniądze.
Chiny mogą jednak czekać poważne kłopoty. Wskutek tzw. polityki jednego dziecka pojawią się setki milionów starych ludzi, pozbawionych rodzin zdolnych dbać o ich utrzymanie, zaś pierwszeństwo udzielane męskiemu potomstwu spowoduje, że dziesiątki milionów młodych mężczyzn zostanie skazanych na życie poza małżeństwem (por. St. Lem „Przegląd”). Ü

Archiwum