25 października 2005

Odżywić grubasa

Pacjentem bywa na ogół mąż. Gruby, niechętny, wściekły. A doktor od progu: Witam niedożywionego człowieka. Facet jest oburzony: Nabija się ze mnie?Broń Boże, zaprzecza doktor Michał Mularczyk, internista, który „powoli zaczyna się uważać za dietetyka”. – Ja mu tylko tłumaczę różnicę między obżeraniem się i odżywianiem.
Wie, co mówi, bo zaczynał od odchudzenia siebie. Ze 105 kg przy 176 cm wzrostu schudł do 82 kg. Wagę tę utrzymuje od kilku lat, bez efektu jo-jo.
Nie głoduję, ale też nie przejadam się – to jedna z zasad jego diety ubogowęglowodanowej, którą proponuje swoim pacjentom. Możliwość zjedzenia małej przekąski między posiłkami, gdy dopadnie człowieka głód, jest niezaprzeczalnym walorem tej diety. Oczywiście, jedzenia z umiarem: orzeszki, nasionka lub sałatka warzywna.
Ograniczam węglowodany – ta zasada oznacza, że podczas chudnięcia trzeba się wyrzec słodyczy i szybko przyswajalnych cukrów, na przykład produktów z białej mąki. Węglowodany w innej postaci są niezbędne, pamiętajmy, że mózg i krwinki czerwone żywią się głównie cukrem.
Nie łączę węglowodanów z tłuszczem, stosując proporcje: mało tłuszczu i dużo cukrów lub odwrotnie. Bo gdy w posiłku znajdą się dwa „paliwa”, to jedno zostanie zmagazynowane,
a drugie spalone. – To tak jak w samochodzie z silnikiem benzynowym i podłączoną instalacją gazową – tłumaczy doktor Mularczyk. – Albo jedziemy na benzynie, albo na gazie.
Nie spieszę się ze schudnięciem – powolna i systematyczna utrata nadmiernej wagi ciała jest korzystniejsza dla zdrowia niż szybki spadek i kolejny przyrost.
Długo żuję każdy kęs, co powoduje lepsze trawienie i przyswajanie oraz ograniczenie ilości przyjętego pokarmu. – W babskich pismach powtarzają: celebrujmy jedzenie – dodaje doktor.
W miłym towarzystwie, podczas spokojnej rozmowy przy stole, siłą rzeczy wydłuża się czas pomiędzy kolejnymi kęsami.
Nie popijam posiłków – picie w trakcie jedzenia redukuje ilość wydzielanej śliny i tym samym pokarm jest gorzej przygotowany do trawienia. Popijanie przyspiesza też przejście niestrawionego pokarmu z żołądka do jelit, utrudniając dalsze trawienie. A to nie sprzyja odchudzaniu.
Dieta doktora Mularczyka to, jak mówi, coś pomiędzy Atkinsem, Kwaśniewskim i Montignakiem, w sumie jednak jest najbardziej zbliżona do zaleceń dr. Waltera Willeta, szefa szkoły żywienia w Harvardzie. Są pewne różnice, na przykład Willet zaleca wapń w tabletkach, a Mularczyk – naturalny nabiał, bez dodatków węglowodanowych. – Na naszym rynku jest dostępny dobry biały ser, twaróg, naturalne jogurty, zsiadłe mleko czy kefir, które Ameryka już dawno zamieniła na homogenizowaną papkę z trzykrotnie wyższą zawartością cukru niż w produktach naturalnych. Rozumiem więc decyzję Willeta, mimo że wapń w tabletkach jest gorzej wchłaniany przez organizm – wyjaśnia.
Dieta musi być dostosowana do pacjenta: jego płci, wzrostu, wagi, charakteru pracy, aktywności fizycznej, a przede wszystkim stanu zdrowia. Bo przy otyłości bywa ze zdrowiem różnie. „Jeżeli nie znasz ojca choroby, to zła dieta jest jej matką” – cytuje chińskie przysłowie doktor Mularczyk.
Zdrowe odżywianie nie powinno odbierać ludziom przyjemności jedzenia. Żeby dieta była skuteczna, a jej efekt trwały, trzeba jeść to, co się lubi, chociaż nie wszystko. – Na pewno nie ziemniaki z mięsem w sosie i z warzywami
– tłumaczy doktor. – Należy to podzielić. Na jeden obiad zjeść mięso z odrobiną sosu i warzywa, na drugi polać tym sosem kaszę gryczaną. Wyjdzie znacznie zdrowiej i taniej.
Do tych, którzy już próbowali się odchudzić i nie osiągnęli trwałych efektów, doktor Mularczyk zaadresował swoją książkę „Dieta bez wyrzeczeń!” (WPZiU, Warszawa 2002), przygotowaną wspólnie z aktorem Dariuszem Gnatowskim. Ten ostatni prezentuje się na jej łamach w nowej roli – kucharza, zamieszczając 150 przepisów kulinarnych własnego autorstwa. Skonstruowanych tak, by były zgodne z zasadami diety
i smakowały wszystkim.
Doktor Mularczyk planuje wydanie
w przyszłym roku nowej książki. Będzie to „Dietetyka według Mularczyka” traktująca o przyczynach i leczeniu zespołu metabolicznego, czyli cukrzycy, nadciśnienia tętniczego, otyłości, zaburzeń lipidowych i będącej ich efektem miażdżycy. Ü

Dr Michał Mularczyk
ukończył warszawską AM w 1994 roku. Ma specjalizację
I stopnia z interny. Dyżuruje w dwóch szpitalach: Grochowskim i b. Kolejowym, obecnie Międzyleskim Szpitalu Specjalistycznym. Prowadzi też własny gabinet.

Ewa DOBROWOLSKA

Archiwum