17 marca 2006

Strajk niemieckich lekarzy – Dziwnie znajome postulaty

Na przełomie listopada i grudnia 2005 r. prasę, radio i telewizję obiegły komunikaty o strajku niemieckich lekarzy. Protest trwał przez pięć dni, jego zwieńczeniem były marsze i wiece. Prasa niemiecka zamieszczała zdjęcia z lekarskich manifestacji na ulicach Berlina i pod Bramą Brandenburską, mniejszą frekwencją cieszyły się protesty w innych miastach, między innymi w Hamburgu i Monachium (tu odbył się w przerwie obiadowej wiec przed szpitalem).
Strajk miał w niektórych berlińskich placówkach charakter powszechny: w klinicznym szpitalu Berliner Charite, jednym z największych w Niemczech, a podobno także w Europie, w proteście wzięło udział 2200 lekarzy! Potem do protestu dołączyli lekarze z innych 20 klinik uniwersyteckich. Protest odbywał się tylko w czasie wolnym – po pracy lub w czasie przerwy. (…)

Niemieccy lekarze – zwłaszcza młodzi, którzy zarabiają o 10% mniej niż ich doświadczeni koledzy – są niezadowoleni ze swych wynagrodzeń. Uważają, że średnia płaca lekarza, wynosząca miesięcznie 1600 euro netto, nie jest adekwatna do ogromnej odpowiedzialności, związanej z wykonywaniem zawodu. Paradoksem jest to, że podobno elektryk na budowie zarabia więcej! Skąd my to znamy? Lekarze postulują wzrost swoich pensji o 30%!
Protestujący kontestują także warunki pracy i zwracają uwagę na fakt, że wielu niemieckich lekarzy wyjeżdża do innych krajów w poszukiwaniu lepszej płacy i warunków pracy! Krajami docelowymi są na przykład Szwajcaria, i to można zrozumieć, ale także – co było dla mnie zaskoczeniem – Hiszpania. Jednym z powodów strajku była właśnie emigracja lekarzy.
Nasi niemieccy koledzy nie są zadowoleni z tego, jak dba o ich interesy i wynagrodzenia ogólnoniemiecki związek zawodowy „Verdi”, zrzeszający przedstawicieli różnych zawodów, w tym lekarzy i pielęgniarki. Związek zawodowy lekarzy klinicznych postanowił sam negocjować z administracją różnych szczebli wysokość lekarskich wynagrodzeń.
Jednym z ważnych problemów niemieckich lekarzy jest ich czas pracy. Uważają, że pracują za długo. W dodatku wypracowane nadgodziny nie są wynagradzane.
Kolejny problem to dyżury pod telefonem. Zgodnie z wyrokiem Trybunału Europejskiego, powinny być one wliczane do czasu pracy i normalnie opłacane. Tymczasem wejście w życie przepisów, zgodnych z tym wyrokiem, jest odsuwane w czasie. W części klinik prywatnych regulacja ta będzie obowiązywała od 1 stycznia 2006 r., natomiast rząd proponuje, aby wszystkie placówki objęła od 1 stycznia 2007 r. Lekarze nie chcą się na to zgodzić.

Postulaty niemieckich kolegów brzmią dziwnie znajomo:

  1. Ustanowienie taryfikatorów płacowych dla poszczególnych szpitali.
  2. Każda praca lekarza powinna być wynagradzana.
  3. Nie należy zmniejszać liczby miejsc pracy dla lekarzy.
  4. Należy poprawić warunki do przeprowadzania badań naukowych i kształcenia lekarzy.
  5. Powinno się zawierać z lekarzami wieloletnie umowy o pracę.
  6. Czas pracy lekarza powinien być kontrolowany elektronicznie, tak aby nie pracował on za długo.
  7. Lekarz w ramach swoich obowiązków powinien wykonywać tylko czynności lekarskie.
  8. Powinna być zagwarantowana możliwość dokształcania.
  9. Lekarze powinni mieć głos decydujący w swoim miejscu pracy i realny wpływ na to, co się w szpitalu dzieje.
  10. Powinno być więcej przejrzystości w przepisach i lepsza komunikacja między zarządzającymi a lekarzami.
  11. Powinno się ograniczyć koszty administracji.
  12. Wynagrodzenie lekarza powinno być adekwatne do jego wykształcenia.

PS Dziękuję za pomoc w przygotowaniu tej informacji doktorowi Bernhardtowi Meyerowi ze szpitala Berliner Charite,
a także Sabinie Puse oraz Krzysztofowi Liszke. Ü

Ryszard Golański

„Panaceum” nr 1/2006

Archiwum