6 maja 2006

Sport – Wiosenne zabawy na quadach

Niedziela, 19 marca, w tym roku pogoda jak w środku zimy – wszędzie mnóstwo śniegu i kilkustopniowy mróz. Ale dla kochających motory – to idealna pogoda do szaleństwa na qua-dach.
Klub Motocyklowy Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie „DR” zorganizowały spotkanie rodzinne w klubie Patataj w podwarszawskich Kaniach. Miejsce to wybraliśmy celowo, bo tu właśnie można zrozumieć nasze instynktowne, ukrywane często pragnienia, by dosiąść rumaka – żywego bądź stalowego.
W naszym społeczeństwie, niestety, idea „motocyklizmu” jest niszczona w nas od najmłodszych lat. Rodzice, w obawie o zdrowie i życie dzieci, wybijają im motor z głowy tak długo, jak to jest możliwe. Ale natury nie da się oszukać. Pewnego dnia, dorośli, kupujemy sobie ogromną maszynę
z silnikiem o dużej mocy, ruszamy w drogę i… rozbijamy się na pierwszym zakręcie. W moim przekonaniu, aby do takiego scenariusza nie doszło, z motorem trzeba uczyć się żyć od najmłodszych lat – tak jak z koniem czy psem. Podczas zabaw w zamkniętym terenie dziecko, prowadząc czy to quada, czy inny motor, spotyka się z sytuacjami, które pozwalają mu na wyrobienie właściwych odruchów, przydających się przez całe życie.
Trenowaliśmy więc na śniegu poślizgi, gwałtowne szarpnięcia kierownicy, nagłe hamowanie, balans ciałem przy pokonywaniu przeszkód terenowych
i w szybkiej jeździe. Przy okazji uczyliśmy się pewnych żelaznych zasad gwarantujących bezpieczeństwo: nie wsiadamy na motor bez kasku, zawsze zakładamy rękawice. Strój motocyklowy powinien mieć ochraniacze na ramion, łokcie, kolana i kręgosłup. Nieodzownym elementem ubioru jest odpowiednie obuwie. Tylko wtedy podczas wypadku mamy szanse na uniknięcie poważnej kontuzji. Tego uczył mnie mój ojciec, lekarz pediatra, fanatyk motorów, i to samo wbijam do głowy moim dzieciom, które równolegle z chodzeniem nauczyły się jazdy na nartach, motorach i koniach. Dzieci uczą się najszybciej.
W Kaniach zapał do jazdy mieli wszyscy – od 5 do 75 lat. Jednocześnie na tym samym terenie odbywały się zajęcia jeździeckie, walki rycerzy, topienie marzanny (por. „Puls” nr 4/2006)
i wspaniała biesiada przy ognisku. Nie było nikogo, kto by się nudził choćby przez chwilę. Tak trzymać! Ü

Krzysztof Sankiewicz

Archiwum