7 lipca 2006

Bez znieczulenia

„Jestem za, a nawet przeciw” – zdawał się mówić minister zdrowia uczestniczący w czerwcowej konferencji prasowej PiS-u. Na konferencji minister poparł konkurencyjny wobec rządowego projekt ustawy o podwyżkach wynagrodzeń pracowników służby zdrowia. Mamy więc do czynienia z kuriozalną sytuacją. Członek rządu na oczach opinii publicznej w tym samym czasie popiera dwa istotnie różniące się od siebie projekty. Dlaczego, mając swój, przyjęty już przez rząd projekt, minister poparł również projekt PiS-owski? Zobaczmy, co różni oba projekty. Może łatwiej będzie zrozumieć stanowisko ministra?
Projekt ministerialny od samego początku był krytykowany przez środowiska lekarskie, menedżerskie i ekspertów. Wytykano, że podwyżki nie obejmą pracowników niepublicznych ZOZ-ów, które mają podpisane umowy z NFZ, oraz lekarzy i pielęgniarek zatrudnionych w publicznych ZOZ-ach na podstawie kontraktu. Zwracano uwagę, że projekt jest sprzeczny z podstawowymi założeniami systemu i narusza zasadę kontraktowania świadczeń. Używano przy tym takich określeń, jak: absurdalny i niebezpieczny. Ostatecznie, projekt rządowy – skierowany do Sejmu w końcu czerwca – uwzględnia niektóre uwagi, w tym objęcie podwyżkami lekarzy i pielęgniarek zatrudnionych na indywidualnych kontraktach. Ale nadal zawiera sprzeczne systemowo rozwiązania i nie obejmuje niepublicznych świadczeniodawców finansowanych ze środków publicznych. Dlatego nie mogło być dużym zaskoczeniem zgłoszenie przez PiS własnego projektu poselskiego. Już na pierwszy rzut oka jest on lepszy od rządowego. Po pierwsze, obejmuje wszystkich świadczeniodawców, w tym niepubliczne ZOZ-y oraz grupowe praktyki. Po drugie, podstawą do naliczania 30% wzrostu środków na wynagrodzenia jest udział kosztów pracy w poszczególnych rodzajach świadczeń opieki zdrowotnej. Projekt poselski nie różnicuje więc lekarzy i pielęgniarek w zależności od miejsca pracy i formy zatrudnienia. Nie narusza też podstawowej reguły systemowej mówiącej o płaceniu za usługę. Wprowadza natomiast nową zasadę polegającą na wydzieleniu kosztów pracy w cenie procedury. Ten kierunek zasługuje na poparcie.
Projekt poselski ma też wady. Dyskusyjne są np. wysokości wskaźników udziału kosztów pracy i metodologia ich wyliczania. Ale nad tym można dalej pracować. Dużo poważniejszy jest inny problem. Dotyczy on obu projektów. Pracownicy oczekują podwyżek już w październiku. Ale pierwsze środki wynikające ze zwiększenia wartości umowy świadczeniodawcy otrzymają dopiero w końcu listopada. To umożliwi wypłatę podwyżek za listopad. A co z październikiem? Czy to świadoma gra wynikająca z braku środków? Czy tylko błąd, który wczesną jesienią stanie się przyczyną nowej fali protestów? Przyszłość pokaże.
Na razie lekarze i pielęgniarki, zgodnie z obietnicami rządu, spodziewają się pierwszej wypłaty podwyżki w październiku. A żaden z projektów tego nie zapewnia. Ü

Marek BALICKI

Archiwum