14 maja 2007

Bez znieczulenia

Nie mogłem wyjść ze zdumienia podczas obrad ostatniego Okręgowego Zjazdu Lekarzy naszej Izby, z udziałem ministra Zbigniewa Religi i prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej Konstantego Radziwiłła – delegata na zjazd. Wokół narasta nagonka na środowisko lekarskie, rozpętana w dużej mierze przez rząd, a wymiana zdań między urzędującym ministrem a szefem NRL jest zupełnie pozbawiona emocji. Zazwyczaj spotkania organizacji lekarskich z ministrami zdrowia są burzliwe. Nie tylko w Polsce. I nie ma w tym nic dziwnego, bo spraw do załatwienia jest zwykle więcej niż tych już załatwionych. Emocje narastają, gdy dochodzi do konfrontacji między władzą a lekarzami. Tymczasem spotkanie z ministrem na ostatnim zjeździe było wyjątkowo spokojne. Jak to więc jest? Czy rację mają ci, którzy mówią, że rząd prowadzi psychologiczną wojnę z lekarzami i na to zgody być nie może? Czy ci, którzy przyjmują postawę uspokajającą środowisko i czekają, co będzie dalej?
Wszystko wskazuje na to, że ci pierwsi. Spektakularne zatrzymanie dr. G. i skandaliczne słowa ministra Ziobry, że ten lekarz już nikogo nie zabije, jasno pokazały rzeczywiste intencje rządu. Ale sygnały wskazujące, że lekarze stali się przedmiotem szczególnego zainteresowania władz pojawiały się znacznie wcześniej. „Gazeta Wyborcza” kilkakrotnie opisywała historię psychiatry z podwarszawskiego szpitala, która wiele miesięcy spędziła w areszcie bez wystarczających powodów. Pamiętamy też medialne widowisko związane z zatrzymaniem w Białymstoku kardiochirurga, oczyszczonego później z zarzutów.
Na skutki obranego przez władze sposobu prowadzenia spraw przeciwko lekarzom nie czekaliśmy długo. W statystykach medycznych pojawiła się nowa pozycja: zgony osób, które nie doczekały się przeszczepu z powodu znacznego spadku liczby dawców. Nikt nie ma wątpliwości, że zmniejszenie się liczby pobranych narządów jest wynikiem działań władz.
Ale wojna z lekarzami trwa nadal. Niedawno jedną z głównych wiadomości w telewizyjnych programach informacyjnych było pokazanie zasłużonej profesor medycyny w stanie nietrzeźwości. Z pewnością pracodawca powinien wyciagnąć wobec pani profesor konsekwencje. Ale na poniżanie człowieka na oczach całej Polski zgody być nie powinno. Skutki nie dały na siebie długo czekać. W Słupsku na oczach pacjentów policja wyprowadziła ordynatora oddziału onkologicznego, aby zbadać jego trzeźwość. Alkomat nic nie wykazał. Policja wyjaśniła, że dostała anonimowy telefon. Podobnych przykładów można przytoczyć więcej.
Walka z korupcją i nieprawidłowościami jest konieczna. Nie znaczy to jednak, że można deptać godność człowieka i wydawać wyroki bez sądu. Nie znaczy też, że służba zdrowia ma być krainą podejrzliwości, strachu oraz braku zaufania władzy do lekarzy i lekarzy do państwa. Samorząd lekarski płaci dziś cenę za zaniechania w sprawowaniu pieczy nad należytym wykonywaniem zawodu. Ale świadomość tego nie usprawiedliwia miękkiej postawy, gdy deptana jest godność kolegów, nawet jeśli popełnili błędy. Wtedy też potrzeba zdecydowania, bo konstytucyjnym obowiązkiem samorządu jest także ochrona zawodu zaufania publicznego.

Marek BALICKI

Archiwum