20 września 2007

Uważam, że…

Są granice, po których przekroczeniu – nawet w naszym, postrzeganym na zewnątrz jako hermetyczne i niechętnie przyznające się do błędów środowisku – należy publicznie zareagować, zwłaszcza w sytuacji, gdy jedna ze stron milczy, a drugą są przekazy medialne.
Dlatego też, w trosce o dobre imię zawodu lekarskiego, zwróciłem się do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej o wszczęcie postępowania wyjaśniającego dotyczącego wypowiedzi członka OIL w Warszawie, opublikowanej w „Naszym Dzienniku” 6 sierpnia 2007 r., w sprawie akcji pobierania krwi na imprezie „Przystanek Woodstock”, 3-4 sierpnia br.
Mając na uwadze kluczową rolę krwi i preparatów krwiopochodnych w ratowaniu życia i zdrowia chorych oraz wiedząc, jak jej w naszym kraju bardzo brakuje, jestem zdania, że powyższy artykuł nosi znamiona działania na szkodę pacjentów oraz podważa dobre imię lekarzy, którzy byli bezpośrednio odpowiedzialni za dopuszczenie wolontariuszy zgłaszających się do oddania krwi.
Autorka swoją wypowiedzią marginalizuje określoną grupę społeczną, w tym przypadku uczestników „Przystanku Woodstock”. Ponadto uogólnia niepotwierdzone, jakoby niewłaściwe zachowania osób uczestniczących w tej imprezie, czym godzi w dobre imię całej grupy.
Pytając (Jurka Owsiaka): „Czy posiada pan zezwolenie na tę akcję?” – wyraża wątpliwość co do jej legalności, w następnym zdaniu zaś sugeruje, że zapewne uzyskał on taką zgodę dzięki swoim możliwościom i charyzmie.
Stwierdzenie to podważa wiarygodność oraz godzi w dobre imię instytucji publicznych organizujących akcję i nadzorujących ją – Regionalnych Centrów Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w: Poznaniu, Katowicach, Warszawie, Zielonej Górze oraz Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gorzowie Wielkopolskim.
Tendencyjna wypowiedź, opublikowana na łamach dziennika o zasięgu ogólnokrajowym, bezpodstawnie podważa zaufanie społeczeństwa do jakości polskiej krwi i preparatów krwiopochodnych oraz działa na szkodę polskiej służby krwi.
Najcięższy jednak zarzut wobec autorki wynika, moim zdaniem, z naruszenia Kodeksu Etyki Lekarskiej; dopuszczono się tu bowiem publicznego podważenia kompetencji i staranności lekarzy, którzy – zgodnie z przepisami – badali każdego pragnącego oddać krew.
Autorka kończy swój artykuł słowami: Przed ponad 60 laty równolatkowie przystankowiczów autentycznie przelali krew. Dar swojej krwi ofiarowali przyszłym pokoleniom dla wolności i pokoju, jakimi możemy cieszyć się dzisiaj. W jaki sposób przekazujemy tamto świadectwo tamtemu pokoleniu? Czy życie i śmierć „rocznika dwudziestego” jest wyzwaniem dla współczesnych roczników? Oby było.
Historyczny kontekst, w którym znalazło się podsumowanie autorki, wydaje się co najmniej zaskakujący. Ocenę pozostawiam Czytelnikom.

Andrzej Włodarczyk

Archiwum