25 października 2007

Moim zdaniem – Naprawić system

Dostrzegając budzącą najwyższe zaniepokojenie „dysfunkcję” ochrony zdrowia i usług świadczonych przez publiczne ZOZ-y, od dłuższego czasu poszukujemy w łonie Polskiego Towarzystwa Urologicznego właściwych rozwiązań. Widzimy, że gruntownej rekonstrukcji wymaga cały system. Dopiero ona może stworzyć rzetelne podstawy do uzyskania środków umożliwiających uczciwe płacenie pracownikom ochrony zdrowia za uczciwie wykonywaną pracę.

Niesprawiedliwa wycena świadczeń (procedur) medycznych opracowana przez NFZ jest jednym z najpoważniejszych problemów. Wyceny w skali punktowej dokonano przed kilku laty intuicyjnie, bez oparcia jej na rzetelnych danych ekonomicznych, uwzględniwszy natomiast swego rodzaju „lobbing” ze strony niektórych specjalności medycznych. Wobec tego wycena jest dalece niewiarygodna i nie odzwierciedla rzeczywistych kosztów świadczeń. NFZ nie przedsięwziął dotychczas żadnych autentycznych działań, aby wycenę zobiektywizować – mam na myśli dokonanie rachunku szczegółowego kosztów świadczeń, opartego na ich analizie ekonomicznej, przeprowadzonej przez niezależne zespoły fachowców-ekonomistów w różnych zakładach opieki zdrowotnej.

Sporządzenie kalkulacji kosztów procedur to jedyny sposób określenia, czy refundacja oferowana przez NFZ pozwala na pokrycie rzeczywistych kosztów świadczeń z uwzględnieniem niezbędnej amortyzacji sprzętu i substancji ZOZ-ów. Wiadomo, że efekty ekonomiczne działalności różnych zakładów opieki zdrowotnej, a także różnych jednostek (oddziałów / klinik) w ra-mach jednego zakładu są odmienne: bilans ekonomiczny niektórych jednostek jest „zerowy” lub dodatni, innych – ujemny.

Przyczyny bilansu ujemnego mogą być następujące:
a. zarządzanie jest właściwe, a procedury wycenione są niekorzystnie,
b. zarządzanie jest niewłaściwe, a procedury wycenione są korzystnie,
c. zarządzanie jest niewłaściwe i procedury wycenione są niekorzystnie.
Brak zidentyfikowania, która z wymienionych sytuacji dotyczy konkretnego oddziału / kliniki, uniemożliwia podjęcie działań naprawczych na poziomie podstawowym (oddział / klinika) oraz na poziomie zakładu (szpital).

Wyrazem braku woli podjęcia działań tego rodzaju jest akceptowanie braku odpowiedzialności osobistej osób zarządzających szpitalami oraz oddziałami przynoszącymi permanentnie ujemny efekt ekonomiczny. W odniesieniu do ordynatorów oddziałów trzeba uczynić zastrzeżenie, że w znakomitej większości zakładów (szpitali) mają oni znikomy wpływ na podejmowanie decyzji o kluczowym znaczeniu ekonomicznym dla zarządzanych przez nich jednostek.
NFZ zapewnia, że wszystkie podmioty świadczące usługi zdrowotne są traktowane jednakowo w ramach konkursu ofert, ubarwiając to zapewnienie szeregiem danych liczbowych, jednak doświadczenie wynikające z wnikliwej obserwacji rynku medycznego uczy, że deklarowana „równość” nie zawsze – najdelikatniej mówiąc – znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Jestem przekonany, że zasadniczym powodem tego stanu jest uprzywilejowana pozycja NFZ jako jedynego płatnika, a tym samym „hegemona” na rynku świadczeń zdrowotnych. Zdaję sobie przy tym sprawę z tego, że wyrażone stwierdzenie jest dobrze znane wszystkim uczestnikom tego rynku, jednak – niestety, wbrew najogólniej pojętemu interesowi ochrony zdrowia – władze centralne nie podjęły dotychczas kroków w kierunku zmiany tej sytuacji.

Mówiąc o niepublicznych ZOZ-ach, dotykamy kwestii „prywatyzacji” w ochronie zdrowia, postulatu wysuwanego przez wiele gremiów lekarskich. Wprowadzenie zasad działania lecznictwa otwartego na niwie prywatnej nie budzi już emocji i dowiodło, że było to posunięcie słuszne. Niestety, dyskusja na temat działania prywatnych zespołów lekarskich w szpitalach (publicznych lub niepublicznych) funkcjonujących w powszechnym systemie ochrony zdrowia (finansowanym przez NFZ) nadal jest polem gorących sporów, w których przywołuje się wiele nieprawdziwych argumentów przeciwko idei prywatyzacji. Pragnę przy tym podkreślić, że odróżniam „prywatyzację” świadczenia usług zdrowotnych od „prywatyzacji” substancji zakładów opieki zdrowotnej; postuluję wprowadzenie jedynie pierwszej i wyraźnie dystansuję się od drugiej – krótko mówiąc, zupełnie nie dopuszczam „uwłaszczenia się na nie swoim”. Głęboko wierzę, że podjęcie kroków w kierunku prywatyzacji uczciwej, niemającej nic wspólnego z budzącym dezaprobatę społeczeństwa przejęciem na własność nieruchomości i ruchomości należących do publicznych ZOZ-ów, musi być „kluczem” do pokonania trudności i niesprawności, które są udziałem zarówno chorych, jak i pracowników ochrony zdrowia.

Niezbędne jest oddzielenie finansowania kształcenia lekarzy odbywających studia specjalizacyjne od finansowania działalności medycznej oddziałów / klinik, w których adepci zdobywają wiedzę i umiejętności. Zawsze gorąco apelowałem o całkowite finansowanie pracy adeptów przez Ministerstwo Zdrowia (rezydentury), jestem bowiem przekonany, że obciążanie budżetu szpitala / oddziału kosztami zatrudnienia kształcących się lekarzy przyczynia się do pogorszenia efektu finansowego jednostki i powoduje zatarcie granic między finansowaniem szkolenia podyplomowego oraz działalności usługowej.

Uważam, że środowisko lekarskie powinno jak najusilniej dążyć do pilnego podjęcia konkretnych rozmów, być może o charakterze „okrągłego stołu”, z przedstawicielami władz centralnych, mającymi odpowiednie prerogatywy decyzyjne, aby w efekcie tych rozmów doszło do wspólnego opracowania harmonogramu działań naprawczych w ochronie zdrowia. Znaczącą rolę w urzeczywistnieniu tych dążeń powinny odegrać izby lekarskie, wspierane m.in. przez inne organizacje zawodowe oraz towarzystwa naukowe.

Andrzej BORÓWKA

Autor jest prezesem
Polskiego Towarzystwa Urologicznego

Archiwum