26 stycznia 2008

Bez znieczulenia

Radykalnie podniesiemy płace budżetówki – to drugie z dziesięciu zobowiązań, które przewodniczący PO, a dzisiejszy premier Donald Tusk podpisał dwa dni przed wyborami. Nowa minister zdrowia Ewa Kopacz zwróciła się w grudniu do lekarzy o trzy miesiące spokoju, obiecując, że dodatkowe pieniądze na podwyżki znajdą się w kasie NFZ, ale dopiero za kilka miesięcy. Nie przedstawiła jednak konkretów, które uwiarygodniłyby tę obietnicę i mogłyby być podstawą planowania budżetów szpitalnych na 2008 r. Jednocześnie rząd odrzucił pozostawiony przez poprzedników projekt przesunięcia 4 mld zł z Funduszu Pracy do NFZ.

Tymczasem przepisy wprowadzające normy czasu pracy zgodne z europejską dyrektywą wchodzą w życie już 1 stycznia. Na dyrektorów szpitali spadł więc cały trud dogadania się z lekarzami w sprawie dyżurów. A nie mają dodatkowych pieniędzy na podwyżki. Jak z tego wybrną, pokażą pierwsze dni stycznia. Łatwo nie będzie, a w kolejce po podwyżki czekają też pielęgniarki.

Nie można po kilku tygodniach urzędowania zarzucać nowej pani minister braku woli szybkiego rozwiązania problemów płacowych. Wiadomo też, jak trudno w krótkim czasie przygotować dobry program. Mamy jednak już dzisiaj kryterium pozwalające na ocenę wiarygodności zamiarów nowego rządu. Jest nim poziom wynagrodzeń rezydentów w 2008 r. Są one bowiem ustalane corocznie przez ministra zdrowia i finansowane z budżetu państwa, a nie ze środków pozyskiwanych przez szpitale od NFZ. Jeśli więc nawet szpitale otrzymałyby znaczący zastrzyk środków od NFZ w ciągu roku, nie będą mogły przeznaczyć ich na zwiększenie wynagrodzeń rezydentów. Dlatego w przypadku rezydentów można powiedzieć, że już dzisiaj wiemy, ile będą zarabiać w 2008 r. Zgodnie z założeniami ustawy budżetowej, wynagrodzenie lekarza rezydenta ma wynieść 2285 zł brutto, tj. ok. 1600 „na rękę”.

Nowy rząd utrzymał więc zapowiadaną jeszcze przez prof. Religę 30% podwyżkę, która miała zrekompensować rezydentom brak podwyżki z tytułu ustawy z 22 lipca 2006 r., chociaż z półtorarocznym opóźnieniem. Jednak od siebie nic nie dodał, choć tak wiele obiecywał. Nie wzięto też pod uwagę faktu, że w 2007 r. w wielu szpitalach lekarze otrzymali kolejne podwyżki, które nie objęły rezydentów, ani też własnych obietnic podwyżek w 2008 r., składanych ostatnio lekarzom i pielęgniarkom przez panią minister, które przecież nie będą mogły objąć rezydentów. I nie da się tego usprawiedliwić niedostrzeżeniem problemu przez ministerstwo z powodu natłoku innych spraw. Bowiem zgłoszona na posiedzeniu Komisji Zdrowia poprawka do budżetu, zwiększająca wynagrodzenia rezydentów przynajmniej do poziomu średniej krajowej, została odrzucona głosami posłów koalicji rządowej. Tak więc pierwsze kryterium wiarygodności obietnic nie wypada najlepiej. Miejmy nadzieję, że z kolejnymi będzie inaczej. Bo, jak pisałem miesiąc temu, zaufanie łatwo utracić, a trudno je potem odzyskać. A bez zaufania nie da się przeprowadzić żadnej reformy.

Marek BALICKI

Archiwum