16 maja 2008

Brakuje lekarzy, a szpitale są zadłużone

Wydatki Warszawy na inwestycje w ochronie zdrowia wzrosły niemal trzykrotnie.
Mimo to sytuacja jest niezwykle trudna.


Z dyrektor Elżbietą WIERZCHOWSKĄ,
odpowiedzialną w Urzędzie Miasta
za placówki medyczne,
rozmawia Justyna Wojteczek

Sporo zarzutów ostatnio padło pod pani adresem…
Tak, Szpital Grochowski sprzedałam na apartamentowce, a Szpital Solec zamieniam na Hotel Euro 2012! Przecież to oczywista nieprawda! 90 proc. mojego czasu w pracy zajmują mi ekstra zwoływane konferencje i składanie na nich wyjaśnień. Brakuje mi czasu na konstruktywną pracę. Pamiętajmy, jak trudna od lat jest sytuacja w sektorze medycznym! W jakiej kondycji zastałam placówki podległe miastu! I to zarówno pod względem finansowym, jak i technicznym oraz lokalowym. W jak niedostosowanych budynkach były udzielane świadczenia medyczne. Przecież to poprzednicy zlikwidowali ostre dyżury, a pacjenci błąkali się od szpitala do szpitala! A kto pomyślał o tym, że brakuje łóżek pediatrycznych, neonatologicznych, położniczych, internistycznych? Dlaczego tak gigantyczne pieniądze idą na remonty i modernizacje szpitali istniejących? Odpowiedź jest prosta: jakoś wcześniej nie pomyślano o wykonaniu rozporządzenia ministra zdrowia
o warunkach sanitarnych, w jakich powinny być udzielane świadczenia medyczne. Obejmując stanowisko, zastałam budżet 46 mln zł na modernizacje i remonty na rok 2007. To miało być i na sprzęt, i na remonty – w rzeczywistości musieliśmy wydać aż 146 mln zł! Zaś potrzeby są znacznie większe.

To trzy razy więcej, niż wcześniej zaplanowano
Tak, i na dodatek te pieniądze zostały dobrze skonsumowane! Na zadania związane z budowami – 70 mln zł, na zakupy sprzętu i aparatury medycznej – 57,7 mln zł.

Na co?
Na przykład ruszyła budowa nowej części Szpitala Ginekologiczno-Położniczego na Inflanckiej, w Szpitalu na Madalińskiego jest opracowywana dokumentacja budowlana, na podstawie której będzie ogłaszany przetarg na nowe skrzydło pediatryczne, będzie rozbudowywany łącznik budynku na potrzeby pediatryczne w Szpitalu na Bielanach.

Tak źle jest z pediatrią?
Jest dramat. Dziesięć lat temu likwidowano łóżka pediatryczne. Nikt nie pomyślał, że Warszawa będzie się tak rozwijać, że będzie się tu rodzić tak wiele dzieci, także spoza Warszawy. Zlikwidować jest bardzo łatwo. Potem ciężko jest odbudować, zwłaszcza kadry.

A co ostrymi dyżurami?
Zadowolona jestem, że zostały na nowo uruchomione. Jest to kroczek w kierunku poprawy dostępności do udzielanych świadczeń medycznych. Nierealne było oczekiwać, by oddział zabiegowy mógł mieć zespół ludzi, który dyżurowałby przez całą dobę, i to dzień w dzień. Szpitale nie dałyby rady utrzymać takich oddziałów, zwłaszcza po wejściu w życie dyrektywy o czasie pracy i ze względu na trudną sytuację finansową. Po kilkumiesięcznych rozmowach z ordynatorami oddziałów, dyrektorami szpitali, konsultantami medycznymi udało się nam przywrócić ostre dyżury laryngologiczne, ortopedyczno-urazowe i okulistyczne. Teraz także chirurdzy ogólni doszli do wniosku, że będą się chcieli włączyć w system ostrodyżurowy. Aby usprawnić pomoc urazową, otworzyliśmy ambulatorium laryngologiczno-okulistyczne w Szpitalu Czerniakowskim przy Stępińskiej po to, aby świadczyło usługi 24 godziny na dobę, udzielając pomocy w lżejszych przypadkach urazowych pacjentom z problemami laryngologicznymi czy okulistycznymi. Chodzi o to, aby odciążyć szpitalne oddziały laryngologiczne i okulistyczne, których jest niewiele. Niestety, na razie ambulatorium jest otwarte tylko do godz. 15, bo poszukujemy personelu.

Jak Warszawa radzi sobie z brakami kadr medycznych?
Jest fatalnie. W Szpitalu na Kopernika była neurologia padaczkowa. Przeniosłam ją do Dziekanowa, bo te dzieci potrzebują spokoju, a nie gwaru centrum stolicy. Na miejsce tej neurologii wstawiliśmy 20 zwykłych łóżeczek pediatrycznych, żeby chociaż o te 20 łóżek rozszerzyć możliwość leczenia. Niestety, ten personel, który jest, nie da rady dodatkowo zająć się dwadzieściorgiem dzieci. Szukamy chętnych do pracy w szpitalu dziecięcym, ale nie możemy ich znaleźć. Stoimy przed ścianą. Nie mamy neonatologów, pediatrów. To specjalizacje, w których odczuwamy największy deficyt.

I co dalej?
Trudno znaleźć szybkie rozwiązanie, problem bowiem narasta od lat. Być może powinien się zmienić system robienia specjalizacji. Pamiętam też, że kilkanaście lat temu pediatria była osobnym wydziałem na akademii medycznej, może warto do tego wrócić.

Jakie warunki oferuje miasto lekarzom?
Na pewno nie możemy konkurować wynagrodzeniami z placówkami prywatnymi. Jest szalona różnica między płacami w jednostkach prywatnych i publicznych. Jedyne, co możemy robić, to proponować pracę w dobrze i nowocześnie wyposażonych oddziałach, z doświadczoną kadrą, pod której okiem większość młodych lekarzy chciałaby się szkolić.

Kadry to jedno, są jeszcze długi szpitali…
Przejęłam szpitale z bardzo dużym zadłużeniem. Przy czym w latach 2005-2006 miasto udzielało poręczeń na kredyty zaciągane przez szpitale warszawskie. Niestety, ten rodzaj udzielanej pomocy nie przyniósł dobrych rezultatów w niwelowaniu zadłużenia. Przykłady? Szpital Praski, Solec.

Co więc można zrobić z taką placówką, jak Szpital Praski, z takimi brakami kadr przy takim zadłużeniu?
(Milczenie).

Archiwum