28 maja 2008

SMS z Krakowa – Wszędzie polityka…

Chciałbym napisać: dość tej polityki! – ale to chyba niemożliwe w dzisiejszej ochronie zdrowia. Właśnie wróciłem ze spotkania z panią minister zdrowia w Polsko-Amerykańskim Instytucie Pediatrii w Krakowie. Przy powszechnym aplauzie tłumnie zgromadzonej medycznej młodzieży studenckiej, pani minister odwołała publicznie zamysł zniesienia staży podyplomowych w roku 2009, przenosząc termin skrócenia studiów medycznych na 6 lat później, wcześniej bowiem trzeba zreformować program nauczania, od I roku poczynając, i nasycić VI rok praktykami, by ów staż zastąpić. Skrócenie 7-letniego toku studiów, bo taki obowiązywał, wydaje się sensowne, pytanie tylko, czy trzeba było straszyć adeptów zawodu rokiem 2009? Tak czy owak na spotkaniu została spełniona jedna z uchwał odbytego w końcu marca XXIV Okręgowego Zjazdu Lekarzy w Krakowie, który – przy niezłej frekwencji – identyczny wniosek sformułował.

Tymczasem w Krakowie wiosna. W Szpitalu Jana Pawła II wybuchł bunt przeciw dyrekcji. Zdaniem kilkunastu profesorów i docentów, preferowała ona w nakładach finansowych oddział, którego ordynatorem jest sam dyrektor. W Szpitalu Uniwersyteckim dla odmiany prof. R. K., wieloletni szef Kliniki Ginekologii i Położnictwa, przyznał się do 70 zarzutów o korupcję – na 120 mu postawionych.
Natomiast na liście lekarzy, którzy właśnie uzyskali kolejne specjalizacje znalazły się dwie sławy krakowskiej medycyny: prof. Andrzej Szczeklik (z alergologii) i prof. Jerzy Sadowski (z transplantologii klinicznej). To budujące, że profesura się dokształca. Podobnie jak fakt, że wielki nowohucki Szpital im. L. Rydygiera w ciągu ostatnich 2 lat zlikwidował 70 mln długu i właśnie wyszedł na „0”. Ot, życie pełne jest niespodzianek.

Dość tej polityki, wcisnęła mi się tutaj przypadkiem, a napisać przede wszystkim chciałem o pewnym ogłoszeniu, które się ukazało na tablicy w Biurze ORL
w Krakowie. Brzmiało ono, ni mniej, ni więcej, tak:

„Nie emigruj do Anglii – pracuj z nami w Polsce!
NZOZ zatrudni lekarzy do pracy w POZ na warunkach brytyjskich: komfortowe mieszkanie rodzinne, samochód służbowy, komórka służbowa, wynagrodzenie 5000 zł + prywatna praktyka; praca w przyjaznym zespole”.

Może to wynagrodzenie w stolicy zabrzmi względnie zachęcająco, ale w pozostałych regionach kraju to nieomal raj na ziemi. Na takie ogłoszenie czekaliśmy. Na takie ogłoszenia czeka cała medyczna Polska. Wykonałem tzw. prowokację, zatelefonowałem… Prezes (nie wiem, czy doktor) odebrał mój telefon z zadowoleniem, zapowiadając pod koniec miesiąca… konkurs, bo zgłosił się nadmiar chętnych. W naszym miasteczku, oświadczył, na żaden kapitał zagraniczny nie ma co liczyć. Ogłoszenie dał do mediów zwykły NZOZ na kontrakcie z NFZ i plajty nie przewiduje. Owszem, dysponuje trzypokojowym, świeżo wyremontowanym mieszkaniem, samochodem, a nawet deficytowym miejscem w przedszkolu.

A na Rynku Głównym kwiaciarki, przenoszone z kąta w kąt, sprzedają fiołki i konwalie. Pierwsze stoliki wyciągnięto z magazynów, na chodnikach robi się ciasno. Na Kazimierzu, gdzie mieści się w otoczeniu stu knajpek kwatera główna Małopolskiego NFZ, jeszcze pustawo. Wawel wypiękniał zewnętrznie, a szkolne wycieczki zaczęły doroczne pielgrzymki. Słowem, wszystko toczy się normalnie. Może jeszcze wspomnę tylko o pierwszej stronie internetowej OIL w Krakowie, której primaaprilisowe wydanie zdobił rysunek doktora, konwersującego z pacjentem z plikiem papierów w ręce: „Jak by pan znał wyniki badań – mówi doktor – to dawno by pan nie żył”.

Wasz Cyrulik z Rynku Głównego

Archiwum