13 lipca 2008

Epitafium

Dr Włodzimierz BAUER
(1924-1988)

Zamiast śmierci
racz z uśmiechem
przyjąć Panie
pod Twe stopy
życie moje jak różaniec.

ks. Jan Twardowski

Dr Włodzimierz Bauer traktował swój zawód jako zaszczytną misję. Był przy tym człowiekiem skromnym. Szedł przez życie pięknie i godnie.

Studia medyczne ukończył w Warszawie, ale pracę zawodową, z tzw. nakazu pracy, rozpoczął na Śląsku. Po uzyskaniu II° specjalizacji z zakresu chorób wewnętrznych powrócił do Warszawy, gdzie mieszkali Jego rodzice.
W 1960 r. objął stanowisko ordynatora oddziału wewnętrznego szpitala w Węgrowie.

Swą głęboką i rozległą wiedzę medyczną ofiarował wszystkim zwracającym się do Niego w potrzebie – chorym i cierpiącym. Niósł pomoc absolutnie bezinteresownie. Pochylał się nad każdym pacjentem, nawet podczas własnej, ciężkiej choroby. Jego wielkie oddanie służbie chorym zostało uhonorowane wieloma odznaczeniami resortowymi i państwowymi, w tym Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, przyznanym w 1985 r.

Miałam szczęście być Jego żoną, a jako lekarz korzystałam z Jego doświadczeń i wiedzy. Bezgraniczną miłością otaczał naszą jedyną, ukochaną córkę, której starał się przekazać swe wszechstronne zainteresowania literaturą, historią sztuki, znajomość języków obcych i miłość do przyrody. Wraz
z Jego odejściem „nasz świat zmniejszył się” bezpowrotnie.
9 marca 2008 r. minęła 20. rocznica śmierci dr. Włodzimierza Bauera – mojego niezapomnianego Męża.

Maria Bauer

Dr Anna
Bogusława
BEDNARSKA,
z domu Folfoszyńska
(1921-1994)

Wspomnienie

Poznałyśmy się z Bogusią w lecie 1939 r. na kursie przygotowawczym do egzaminu wstępnego na wydział lekarski. Obydwie pragnęłyśmy studiować medycynę. Kurs odbywał się w bocznym skrzydle gmachu „Romy” przy ul. Nowogrodzkiej. Gdy go ukończyłyśmy, wybuchła wojna.
W 1940 r. zaczęłyśmy studia na tajnym Uniwersytecie Ziem Zachodnich. Wykłady odbywały się w małych grupach, w domach studentów, m.in. moim, przy ul. Szarej 14, róg Rozbrat. Podczas oczekiwania na wykładowcę Bogusia skracała nam czas, grając na pianinie zabronione podczas okupacji mazurki Chopina.

We wrześniu 1942 r. zaczęłyśmy uczęszczać do Private Fachschule fur Sanitares Hilfpersonal in Warschau – Prywatnej Szkoły Zawodowej doc. J. Zaorskiego dla Pomocniczego Personelu Sanitarnego (taki napis widniał na tablicy wiszącej przy furcie Uniwersytetu Warszawskiego przy ul. Krakowskie Przedmieście 26/28). Uczyłyśmy się razem z Bogusią anatomii prawidłowej, egzamin zdałyśmy u prof. Stefana Różyckiego; chemię – u prof. Stanisława Przyłęckiego; fizykę – u prof. Władysława Kapuścińskiego.

W 1941 r. wstąpiłyśmy do tajnej organizacji studenckiej „Katolicka Młodzież Narodowa”. Po rocznym okresie próbnym zostałyśmy przyjęte w charakterze rzeczywistych członków. Brałyśmy udział w zebraniach niedzielnych, które odbywały się w domach uczestników.

W lecie 1942 r. zostałyśmy z moją Mamą wysiedlone.
W tym czasie utworzono dzielnicę niemiecką. Zamieszkałyśmy przy ul. Przebieg, w domu znajdującym się na terenie dawnego getta.

Po usunięciu z terenu uniwersyteckiego Szkoły doc. J. Zaorskiego w lutym 1943 r. wykłady odbywały się w Gimnazjum Górskiego. U Bogusi, w Al. Jerozolimskich 32 (gdzie obecnie znajduje się Rotunda PKO), przygotowałyśmy się razem do kolokwiów z anatomii patologicznej.

Bogusia jeździła na niedzielę do Skierniewic, gdzie widywała się z narzeczonym – Witoldem Bednarskim, studentem prawa. Na stacjach często zdarzały się rewizje i zatrzymania Polaków. Kilkakrotnie ratowała ją legitymacja Szkoły doc. J. Zaorskiego, zaopatrzona w tzw. gapę. Ze zdumieniem przyglądałam się, jak po powrocie z niedzielnej wyprawy już we wtorek Bogusia odczytywała list od narzeczonego, napisany na kilku stronach kancelaryjnego papieru. Zastanawiałam się, co mogło się wydarzyć przez jeden dzień i o czym można było tyle napisać.

28 stycznia 1944 r. Bogusia razem z Halinką Kaczorowską i Danusią Kossakowską uczyły się do egzaminu. Przez okno zobaczyły przerażającą scenę. Niemcy przywieźli grupę ok. 100 Polaków, z naciągniętymi od góry worami. Ustawili ich w szeregu i rozstrzelali. Z przeciwległej strony ulicy mieszkańcy obserwowali przez okna ten potworny widok. Niemcy spostrzegli to i zaczęli strzelać w ich stronę. Bogusia i Halinka musiały się schronić w głębi pokoju, gdyż posypały się strzały w ich kierunku. Obecnie przed Hotelem „Novotel” w Al. Jerozolimskich 37 znajduje się miejsce pamięci męczeńskiej śmierci 102 więźniów z Pawiaka.

Pod koniec lipca 1944 r. Bogusia pojechała do Skierniewic. Po Powstaniu zostałam wywieziona z Warszawy. Kiedy przejeżdżałam przez stację w Skierniewicach, z węglarki pociągu wyrzuciłam do Bogusi karteczkę. Życzliwy przechodzień dostarczył ją do adresatki. W latach 90. oddała mi ten mały świstek papieru. Obecnie znajduje się on w Muzeum Historycznym w Warszawie przy ul. Srebrnej. Był też eksponowany podczas wystawy o Powstaniu Warszawskim.

Ponownie spotkałyśmy się z Bogusią na „Boremlowie”, gdzie został otwarty wydział lekarski i szpital w przystosowanej do tych funkcji szkole podstawowej. Razem pilnie słuchałyśmy wykładów. Bogusia mieszkała wówczas w wynajętym pokoiku na Grochowie. Zarabiała nędzne grosze, robiąc z nici kordonkowych siatki na włosy. Czasy były bardzo ciężkie. Nie było komunikacji, wiele kilometrów trzeba było przemierzać pieszo. Podczas przerw między wykładami jadałyśmy razem obiady. Były dostarczane z kuchni szpitalnej dla studentów.

26 lipca otrzymałyśmy absolutorium. W Kole Medyków przy ul. Oczki odbyła się uroczystość, Bogusia nie brała w niej udziału, gdyż była w zaawansowanej ciąży (która niestety skończyła się tragicznie). Po otrzymaniu absolutorium, zaproszeni przez Bogusię, całą grupą pojechaliśmy do Skierniewic: Helena Amatuni, Janina Burska, Stanisław Bogusławski, Zbigniew Warakomski, Barbara Dyszy, Zbigniew Sitkowski i ja. Powitała nas na stacji uśmiechnięta i szczęśliwa Bogusia. Zapakowaliśmy się wszyscy do konnej dorożki i ze śpiewem pojechaliśmy do jej domu.

W 1947 r. Bogusia uzyskała dyplom lekarski Uniwersytetu Warszawskiego. Jej mąż Witold otrzymał przydział na stanowisko sędziego w Łodzi. Bogusia pracowała w szpitalu w Skierniewicach. Ponieważ taki układ nie był odpowiedni dla rodziny, w 1951 r. zamieszkali razem na stałe w Łodzi. W 1949 r. Bogusia urodziła córkę Zosię (obecnie jest lekarzem pediatrą-radiologiem), a w 1955 r. Halinkę (obecnie jest inżynierem).

W latach 1952-1956 Bogusia pracowała w Szpitalu im. Korczaka w Łodzi. Potem w Poradni Pediatrycznej przy Izbie Rzemieślniczej. Zrobiła specjalizację I i II stopnia. W latach 1957-1962 była ordynatorem Oddziału Noworodków Szpitala im. Heleny Wolf. W latach 1962-1969 pracowała w Wydziale Zdrowia Urzędu Miasta Łodzi. Od 1965 r. przez 10 lat przyjmowała pacjentów w Poradni Pediatrycznej przy ul. Marynarskiej na Bałutach. W latach 1976-1981 zajmowała się organizacją służby w nowo powstającej dzielnicy Łódź – Widzew. Następnie pracowała w poradniach przy ul. Puszkina i przy ul. Brzechwy.

W styczniu 1982 r. przechodzi na emeryturę. Zaczyna chorować.

W marcu 1992 r. przyjechała do mnie do Warszawy. Poszłyśmy razem do Teatru Wielkiego na „Normę” Belliniego. Podobnie jak ja była wielką miłośniczką muzyki operowej. Tego roku odwiedziła mnie jeszcze w letnim domu w Urlach. Przegadałyśmy całe dni i noce, wspominając dawne czasy.

Choroba coraz bardziej dawała znać o sobie. Przez długi czas nie była rozpoznana. Bogusia czuła się coraz gorzej. Przebywała w domu pod troskliwą opieką męża i córek. Tak sobie życzyła. Chorobę znosiła dzielnie, zachowywała spokój przy wielokrotnych bolesnych punkcjach opłucnej.

Odeszła cicho 18 marca 1994 r., pozostawiając wielki smutek i żal. Straciłam przyjaciółkę z lat młodości i wieku dojrzałego. Jej pamięci poświęcam te słowa.

Irena Ćwiertnia-Sitowska
lekarz pediatra

Archiwum