24 stycznia 2009

Wędrówki po regionie – Radom

Jednak pracujemy i leczymy

RADOM – największe miasto południowej części Mazowsza, stolica ziemi radomskiej. W swej historii miał wiele znaczących wydarzeń. Od XV w. był miejscem sejmików i sejmu walnego. Tu w 1767 r. zawiązała się konfederacja radomska w opozycji do zwolenników reform Sejmu Czteroletniego. W dziejach najnowszych Radom upamiętnił się przede wszystkim robotniczym strajkiem w czerwcu 1976 r., brutalnie stłumionym przez SB i MO. Przez kilkanaście lat był stolicą województwa (1975-1998). Jest dużym ośrodkiem przemysłowym i kulturalnym. Ma ponad 230 tys. mieszkańców.

Historia Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu jest krótka, ale obfitująca w dramatyczne wydarzenia. Seria pierwszych wiązała się z trwającą wiele lat budową obiektu. Najnowsze miało miejsce wiosną 2008 r., kiedy to cała Polska śledziła na ekranach telewizorów ewakuację poszczególnych oddziałów radomskiej placówki oraz nerwowe dyskusje lekarzy i urzędników.

Lata 70. to dla miasta okres rozwoju – Radom został stolicą województwa. Rozrastała się nie tylko administracja, powstawały też nowe zakłady pracy i przybywało mieszkańców. Rosły potrzeby zdrowotne. A stary szpital przy ul. Tochtermana – jedyna placówka lecznictwa zamkniętego
– był w bardzo złym stanie technicznym, zaś liczba łóżek dwukrotnie przewyższała tę, na którą był przewidziany.
Decyzja o budowie nowego szpitala zapadła w trudnym roku 1981. W planach przewidywano powstanie ogromnego gmachu, o kubaturze ok. 300 tys. m sześc. i 1 tys. łóżek, położonego na obrzeżach miasta, na Józefowie.
Na stronie internetowej placówki jej dalsze losy opisano krótko: „Cel był szczytny, ale jego realizacja zajęła wiele lat. Zmieniały się nazwy, zakres kompetencji, zmieniali się ludzie odpowiedzialni za proces inwestycyjny. Dopiero rok 1995 przyniósł poważne zmiany i postępy w budowie. Nowy szpital został wpisany na listę inwestycji centralnych i tempo robót wzrosło”.
W trakcie realizacji inwestycji nastąpiła zmiana koncepcji – dziś nie buduje się takich molochów, jak pierwotnie zamierzano. Ale mury już stały, była przygotowana kubatura i postanowiono, że będzie 750 łóżek, aby ostatecznie ustalić tę liczbę na 850.
We wrześniu 1995 r. nastąpiło otwarcie pierwszego oddziału łóżkowego i przyjęto pierwszych pacjentów. Był to Oddział Płucny, który w starym szpitalu miał złe warunki sanitarne. W następnych latach oddawano do użytku kolejne jednostki, ostatnią – Oddział Okulistyki – w styczniu 2005 r.
Szpital przy ul. Tochtermana pozostał. Jest placówką powiatową, znajduje się w nim wiele oddziałów specjalistycznych, m.in. urologia i chirurgia naczyniowa, których nie ma w szpitalu wojewódzkim. Jednostki te się uzupełniają, a w dziedzinach, w których jest to potrzebne – dublują. Ale współpraca istnieje.
– Obecnie Wojewódzki Szpital Specjalistyczny to nowoczesna placówka wielospecjalistyczna, II stopnia referencyjności – mówi dr Lucyna WIŚNIEWSKA, dyrektor ds. lecznictwa. – Mamy 21 oddziałów z 857 łóżkami, 38 poradni specjalistycznych oraz poradnię zakładową. Nie prowadzimy stomatologii i podstawowej opieki zdrowotnej, którą dość dawno przejęły okoliczne, usamodzielnione ośrodki zdrowia.
Szpital spełnia wszelkie kryteria przewidziane dla jednostek II stopnia referencyjności, dysponuje aparaturą rentgenowską, ultrasonografami, angiografem, wykonuje tomografię komputerową i rezonans magnetyczny oraz pełną diagnostykę kardiologiczną. Pracownia hemodynamiczna obsługuje kompleksowo pacjentów kardiologicznych. Wykonuje się w niej 150 zabiegów miesięcznie, w tym ok. 60 angioplastyk. Chory z zawałem, jeśli trafi tu w „złotej godzinie”, jest szybko i dobrze leczony. (W mieście są dwie pracownie hemodynamiki).
Blok operacyjny składa się z 8 sal (m.in. kardiochirurgiczna, ortopedyczna, ginekologiczno-położnicza, chirurgii i chirurgii dziecięcej) oraz z sali do artroskopii. Okulistyka i otolaryngologia mają własne sale.
Rocznie w szpitalu hospitalizuje się ok. 30 tys. pacjentów; poradnie udzielają ok. 120 tys. porad.
W szpitalu pracuje 1825 osób, w tym 250 lekarzy. Od stycznia 2008 r. liczba zatrudnionych wzrosła, bowiem decyzją Sejmiku Województwa Mazowieckiego do placówki została przyłączona kolumna transportu sanitarnego z ponad 180 pracownikami. Natomiast mimo coraz liczniejszych zadań nie wzrosła liczba pracowników administracyjnych. Jest wśród nich wiele osób kierowanych tu przez Urząd Pracy, w ramach prac interwencyjnych i przystosowania zawodowego. Ich pensje nie obciążają budżetu szpitala, bo Urząd przekazuje na ten cel dodatkowe środki.
Kadry lekarskie to przede wszystkim interniści. W szpitalu są 2 oddziały wewnętrzne, po 42 łóżka każdy. Poza tym pracują lekarze wszystkich specjalności, z wyjątkiem medycyny nuklearnej.

W marcu 2008 r. w szpitalu wybuchł ostry spór z dyrekcją w sprawie klauzuli opt-out. Niektórzy lekarze grozili zwolnieniem się z pracy. Osiem oddziałów było zagrożonych zamknięciem. Później jednak część protestujących się zreflektowała. Ostatecznie tylko 2 oddziały były nieczynne – od 20 marca do końca kwietnia.
– Najbardziej dramatyczna sytuacja była na oddziale onkologicznym, na którym nie mogliśmy przyjmować pacjentów – wspomina dyr. Wiśniewska. – Wymagających leczenia przed chemioterapią czy przetaczania krwi przyjmowaliśmy na oddziały internistyczne. Chemioterapię wykonywaliśmy tylko ambulatoryjnie, a chorych z cyklami kilkudniowymi trzeba było odsyłać do Świętokrzyskiego Centrum Onkologii albo do Warszawy, gdzie i tak są długie kolejki. Drugi zamknięty wówczas oddział to chirurgia ogólna. Ponieważ brakowało chirurgów, był zastój z operacjami planowymi. Na szpitalnym oddziale ratunkowym wzmocniony zespół chirurgiczny operował chorych w stanie zagrożenia życia i zdrowia. Pacjentów z urazami wielonarządowymi kierowaliśmy na neurochirurgię, ze złamaniami – na ortopedię. Szpital nie mógłby długo tak funkcjonować.

Powiadomiliśmy wojewodę, jako organ nadzorujący, o ograniczeniu świadczeń i otrzymaliśmy od niego pismo ostrzegawcze dotyczące definitywnego zamknięcia placówki. Narodowy Fundusz Zdrowia zagroził nam zerwaniem kontraktu. Dyrekcja uważała, że do momentu uprawomocnienia się decyzji o zamknięciu oddziałów – NFZ nie ma takiego prawa. A przecież przysługiwało nam odwołanie do ministra zdrowia. Dzięki decyzji minister Ewy Kopacz oddziały wróciły do pracy 1 maja 2008 r. Kontrakt pozostał, a na niektóre oddziały nawet zwiększono limity na drugą połowę roku.
Wiosną z pracy w szpitalu odeszły tylko pojedyncze osoby, ale wcześniej zrobiło to wielu anestezjologów, którzy wyjechali za granicę, np. do Hiszpanii. Nadal brakuje lekarzy, m.in. kardiochirurgów i anestezjologów. Szpital szkoli stażystów i ma akredytację do prowadzenia specjalizacji prawie we wszystkich dziedzinach. Zabiega o uzyskanie następnych miejsc specjalizacyjnych. Jest to szansa na zatrudnienie nowych pracowników, bowiem po zakończeniu kształcenia niektórzy młodzi lekarze zostają na stałe.
Na oddziale onkologii wiosną sytuację kadrową komplikował fakt, że jedna lekarka zdawała egzamin specjalizacyjny, druga urodziła dziecko, a jeszcze ktoś trzeci się rozchorował. Obecnie zespół się powiększył, pracują tu nowe osoby, które rozpoczęły już specjalizację z onkologii.
Większość lekarzy jest zatrudnionych na kontraktach i na podstawie umowy o pracę. Na umowę-zlecenie pracują przede wszystkim lekarze konsultanci, zwłaszcza w poradniach, które nie mają odpowiedników w oddziałach szpitalnych. Niektórzy pracują od niedawna na kontraktach i są zadowoleni.
Wiele razy dyrekcja rozpisywała konkurs ofert na dyżury, część lekarzy wyraziła zgodę na podpisanie klauzuli opt-out. Pracują dłużej niż 48 godz. tygodniowo. Dzięki temu oraz dzięki pracy lekarzy z zewnątrz, z okolicznych miejscowości, a nawet z Lublina, udaje się zapewnić ciągłość opieki lekarskiej.
Zdaniem dyr. Wiśniewskiej, na tegorocznym proteście związanym z egzekwowaniem przez lekarzy ustawowego czasu pracy szpital nic nie zyskał, choć z pewnością zwrócił uwagę opinii publicznej – po raz kolejny – na fakt, że liczba lekarzy pracujących w kraju się kurczy, że wielu wyjeżdża do krajów UE, gdzie warunki wynagrodzenia i rozwoju zawodowego są lepsze.
– Środowisko dążyło do uzyskania godziwych wynagrodzeń – mówi dyr. Wiśniewska. – Zgadzam się z tymi postulatami, bo rzeczywiście wykonujemy ciężką, odpowiedzialną pracę. W obecnej sytuacji, gdy przy szybkim rozwoju medycyny trzeba się intensywnie dokształcać, brakuje nam czasu. Liczba dyżurów, dzięki którym można więcej zarobić, uszczupla czas na inne zajęcia i odpoczynek. Często pracujemy kosztem zdrowia – średnia życia lekarzy jest stosunkowo krótka. Tyle tylko, że metoda dążenia do osiągnięcia celu była nietrafna, bo godziła w dobro chorych i szpitala. Sytuacja szpitala stała się tak trudna, że zagroziła jego istnieniu.

Jaka jest obecnie atmosfera? Po protestach, po narastającym przez lata niezadowoleniu z niedoszacowania ochrony zdrowia i naszej pracy, bez decyzji i rozwiązań strategicznych, trudno w szybkim czasie stworzyć sielankę. Ale obecnie wszyscy spokojnie pracujemy – mówi dyr. Wiśniewska. – Lekarze uzyskali 20 proc. dodatku nocnego. Zaszły zmiany organizacyjne. Od 1 października 2008 r., zgodnie z porozumieniem z 2007 r., otrzymaliśmy podwyżkę płac.
Sytuacja finansowa szpitala nie jest dobra. Pieniądze z kontraktów z NFZ i nieduże środki z usług, które placówka sprzedaje na zewnątrz, nie wystarczają. Istniejące zadłużenie jest efektem realizacji ustaw „203” i „110”. W jego zmniejszeniu nie pomogła ustawa o pomocy publicznej i restrukturyzacji zakładów opieki zdrowotnej. W pierwszej kolejności zapewniała środki na realizację ustaw „203” i „110”, a WSzS już je pracownikom wypłacił.
– Szpital nie jest w stanie samodzielnie egzystować i pracować – mówi Luiza STASZEWSKA, dyrektor WSzS w Radomiu. – Koszty wynagrodzeń stanowią coraz większą pozycję w naszym budżecie, choć dotychczas płace były u nas najniższe w całym regionie. Wypracowywane przez nas środki wystarczają tylko na wypłacenie pensji pracownikom, należnych od tego składek, podatku oraz na zapłatę za gaz, prąd i żywienie pacjentów. Aby w całości pokryć miesięczne koszty utrzymania szpitala, potrzebujemy ok. 11 mln zł, a wypracowujemy ok. 7,5 mln. Sprawne funkcjonowanie zawdzięczamy w tej chwili wygraniu sprawy z NFZ o zapłatę za ponadlimitowe świadczenia w 2002 r. oraz ugodzie z Funduszem zawartej w kwietniu 2008 r. w innej sprawie. Uzyskaliśmy zatem w 2008 r. dodatkowych 14 mln zł. To pozwoliło nam funkcjonować do tej pory w miarę płynnie. Ponadto mamy kredyty, m.in. z Urzędu Marszałkowskiego, w 2007 r. – 6,5 mln, w 2008 r. – 3 mln zł.
W 2008 r. otrzymaliśmy w drugim półroczu wyższy kontrakt z NFZ niż w pierwszym. Problem polega na jego realizacji, bo po wprowadzeniu JGP zmienił się sposób rozliczania usług. Wartość punktu wzrosła z 12,50 na 48 zł. Ale to o niczym nie świadczy. Nadal nie wiemy, ile punktów udało nam się wypracować (rozliczenie nastąpi dopiero pod koniec stycznia). W 2005 r. ponieśliśmy stratę na poziomie amortyzacji, podobnie było w 2007 r. Ale w 2006 r. mieliśmy 2 mln nadwykonań, za które nam nie zapłacono. Potem nastąpiła w tej sprawie ugoda z NFZ.
Na 100 mln rocznego przychodu 15 mln kredytu to nie jest dużo. Z tego 4 mln zostaną umorzone, bo spełniliśmy wszystkie warunki restrukturyzacji.

W WSzS działa: zespół ds. zakażeń szpitalnych, zatrudniający lekarza i mikrobiologa oraz pielęgniarki; komitet transfuzjologiczny, nadzorujący gospodarkę krwią (brak krwi powoduje, że czasami przesuwa się planowane zabiegi, stąd waga jego pracy); laboratorium analityczne i mikrobiologiczne, odpowiednie do staży specjalizacyjnych.
Szpital ma Certyfikat Jakości ISO 9001:2001, wydany przez Polskie Centrum Badań i Certyfikacji Jakości, za usługi specjalistyczne i wysokospecjalistyczne, medyczne: stacjonarne i ambulatoryjne w zakresie leczenia, diagnostyki, pielęgnacji i rehabilitacji, transportu i promocji zdrowia oraz niemedyczne: prania i sterylizacji.
Przyszpitalna szkoła promocji zdrowia, finansowana przez Urząd Marszałkowski, organizuje dla uczniów szkół średnich zajęcia rozszerzające wiedzę z profilaktyki i promocji zdrowia.

Dr Jarosław KOSOWSKI,
członek Okręgowej Rady Lekarskiej
w Warszawie, st. asystent na Oddziale Neurologii WSS w Radomiu:

Sytuacja w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu od czasu wiosennych strajków znacznie się poprawiła. Atmosfera w naszej placówce jest spokojniejsza i lekarzom pracuje się lepiej. Po ostatnich regulacjach płacowych mamy wyższe zarobki.
Szpital nadal boryka się z brakami kadrowymi. Na jednym z oddziałów wewnętrznych i na OIOM-ie jest niedostateczna liczba lekarzy. Ten stan utrudnia pracę całej placówki.
Po wprowadzeniu systemu rozliczeń z NFZ według Jednorodnych Grup Pacjentów pojawiły się nowe problemy. Lekarze mają znacznie więcej pracy administracyjnej, która stanowi dodatkowe obciążenie
i zabiera dużo czasu. Mamy też problem z funkcjonowaniem programów komputerowych obsługujących system JGP. Naszym zdaniem, na rozliczeniach według nowych zasad szpital traci finansowo.

Małgorzata SKARBEK

Archiwum