15 kwietnia 2009

Bez hamulców

Kolejna dymisja szefa ważnej instytucji podległej Ministrowi Zdrowia w atmosferze skandalu. Odwołanie Leszka Borkowskiego, prezesa Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, to nie pierwszy przypadek, w którym pojawiają się podejrzenia o korupcję. Zwracam uwagę, że gdy piszę te słowa w połowie marca, w kilka dni po ujawnieniu afery, nie chodzi wcale o zarzuty, tylko właśnie o same podejrzenia. Minister Marek Twardowski poinformował, że kierownictwo resortu nie zna szczegółów sprawy, no ale jeśli trwa jakieś śledztwo w sprawie przyjęcia korzyści majątkowej, to trzeba zdymisjonować człowieka z tak ważnego urzędu. Aby było ciekawiej, zdaniem byłego już prezesa Borkowskiego to on sam podejrzewał, że okoliczności starań o powtórną rejestrację leku pewnej francuskiej firmy mogą mieć charakter korupcyjny i na życzenia ministra powiadomił ABW. Czy państwo coś z tego rozumieją? Jeśli dodać, że cały konflikt kręci się wokół francuskiej firmy Servier, uwikłanej przecież w nie tak dawny spór o rejestrację iwabradyny, nasze zdziwienie może być jeszcze większe, bo wygląda na to, że ktoś tu zachowuje się jak samobójca i nie wyciąga żadnych wniosków z przeszłości.
Po tylu aferach związanych z rynkiem leków już nic nie powinno dziwić. Ale przede wszystkim nie powinny zdarzać się tego typu sytuacje, bo nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby przewidzieć, że każdy, kto próbuje w tej materii ominąć prawo, stąpa po kruchym lodzie. I skupia na sobie już nie tylko słynne kamery ministra Twardowskiego, które zainstalował w gmachu resortu (by prowadzić przy nich rozmowy z przedstawicielami przemysłu farmaceutycznego), ale wzmaga czujność ABW, CBA, NIK, policji, prokuratury i nie wiem jeszcze jakich mniej lub bardziej tajnych inspekcji. Jednym słowem, trudno uwierzyć, by firmie Servier zabrakło instynktu samozachowawczego, a prezesowi Borkowskiemu przestało zależeć na poczuciu przyzwoitości. Ale minister, który odwołał go ze stanowiska, jest jak widać innego zdania i oczywiście ma do tego prawo. O ile pamiętam, Ewa Kopacz na jednym z kameralnych spotkań z mediami już latem ubiegłego roku nosiła się z zamiarem oceny pracy kierownictwa Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, więc jak długo mogła jeszcze czekać na odpowiedni moment? Gdy do akcji wkraczają funkcjonariusze ABW, wszystko nabiera tempa.
Inna rzecz, co z tych akcji wynika? Można już dziś wymienić długą listę ważnych urzędników resortu zdrowia, na czele z wiceministrem Jarosławem Pinkasem, których zamyka się w areszcie w atmosferze podobnego skandalu, a potem na długie tygodnie zapada cisza, zaczyna brakować dowodów i nikt nie wyciąga wniosków z kompromitujących śledztw. Doszliśmy do perfekcji w łamaniu życiorysów, bez żadnej refleksji, po co.


Paweł WALEWSKI
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum