12 października 2009

Bez znieczulenia

Od samego mieszania herbata nie staje się słodsza.
Mało kto dziś pamięta, że autorem tych słów był Stefan Kisielewski. I trudno się dziwić. Wszak powiedzenie to w ostatnich latach było tak często przywoływane, że stało się banałem. Jednak uchwalona w końcu września nowelizacja ustawy o NFZ, która zmienia zasady podziału środków na województwa, prowokuje do ponownego przytoczenia słów nieodżałowanego Kisiela. Bo jak trafniej określić wprowadzenie nowych reguł dzielenia pieniędzy, gdy podstawowym problemem jest niedobór środków w kasie NFZ spowodowany kryzysem ekonomicznym? W takiej sytuacji przekierowanie części środków z województw zasobniejszych do mniej zasobnych z pewnością nie rozwiąże problemu braku środków w systemie, a na dodatek może pogłębić trudności w tych województwach, gdzie skoncentrowane jest lecznictwo wysokospecjalistyczne, np. w mazowieckim.
Podjęcie prac nad nowelizacją w sytuacji, gdy projekt planu finansowego NFZ na 2010 r. został przygotowany zgodnie z dotychczasowymi zasadami i powinny już być ogłoszone konkursy ofert na następne lata, pokazuje najlepiej, że nowa regulacja nie jest wynikiem przemyślanej strategii, tylko działań podjętych ad hoc. I tak właśnie było. W połowie lipca rozpoczęła się akcja związkowców z województw południowo-wschodnich, wspierana przez władze samorządowe, której głównym celem było doprowadzenie do zmiany obowiązujących od 2007 r. zasad podziału środków na województwa. Obowiązujący dotychczas algorytm, oprócz danych demograficznych i epidemiologicznych, uwzględniał także wskaźnik średniego dochodu gospodarstw domowych w danym województwie. Protestującym chodziło o to, aby wykreślić w ustawie wskaźnik dochodowy. Ponieważ dochód gospodarstw domowych jest u nich niższy od przeciętnego, to sądzili, że odstąpienie od tego wskaźnika da duże korzyści finansowe w ich regionach. Temat „kupiły” lokalne media, sprawa stała się polityczna. Dalej wszystko potoczyło się schematycznie. Pani minister obiecała, że nie podpisze planu finansowego NFZ na 2010 r. według starych zasad, a do Sejmu wpłynie projekt ustawy spełniający oczekiwania protestujących. Logika takiego działania wydaje się przejrzysta – jeśli nie dosypujemy cukru, to przynajmniej zamieszajmy. Pokażemy w ten sposób, że chcieliśmy coś zrobić.
A przesłanki merytoryczne? A fakt, że koszt świadczeń zdrowotnych różni się w zależności od regionu, że wyższy jest tam, gdzie mieszkańcy zarabiają więcej, że koszt pracy jest wyższy w Warszawie niż w Olsztynie? Te aspekty projektodawcy nowelizacji pominęli. Ważne było co innego. Pani minister słowa dotrzymała. Mimo ekspresowego tempa prac, NFZ nie zdąży jednak z przeprowadzeniem konkursu ofert do końca roku. Dlatego Senat rzutem na taśmę przedłużył kontrakty o rok. A protestujący? Po zapoznaniu się z przewidywanymi efektami nowego algorytmu są zawiedzeni, bo wszystkie przesunięcia obejmą tylko 0,25% środków NFZ. I znów stało się jasne, że od samego mieszania herbata nie staje się słodsza.

Marek Balicki

Archiwum