1 lutego 2010

Moja reforma zdrowia

W ferworze gorącej dyskusji, jaka toczy się na temat propozycji premiera Tuska, aby władza wykonawcza była w jednych rękach (wariant kanclerski), pominięto, moim zdaniem, genialny pomysł doktora Jarosława Flisa, politologa z UJ, który w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” (23 XI 2009 r.) zasugerował, że „… Jedynym sposobem zapewnienia spójności władzy wykonawczej jest wprowadzenie przepisu, że kandydat na prezydenta ma brata bliźniaka, który jest premierem…”. Dobrze by było, gdyby urzędujący prezydent miał np. pięciu braci. Wtedy każdy z nich mógłby objąć tekę ministra w kluczowym resorcie.
Gdybym ja był takim bratem, objąłbym tekę ministra zdrowia i wprowadził następujące zmiany: Po pierwsze zatrudniłbym w Ministerstwie Zdrowia dodatkowo 100-150 urzędników i nakazałbym im chodzić z papierami po korytarzach, tak aby sprawiali wrażenie zapracowanych. Na wszelki wypadek mianowałbym też 2-3
dodatkowych wiceministrów.
Jeśli chodzi o samo lecznictwo, wprowadziłbym następujące reformy:
W każdej polskiej wsi, na wzór „orlików”, utworzyłbym szpitaliki na 2-3 łóżka. Na wyposażeniu takiego szpitalika znajdowałyby się: aspiryna, rycyna na przeczyszczenie, łupki na ewentualne złamania i jeden termometr. Szpitalikiem opiekowałby się przyuczony sanitariusz. W razie konieczności, wozem drabiniastym lub traktorem, przewoziłoby się pacjenta do szpitala powiatowego (na 4-5 łóżek). W tym szpitalu, oprócz wspomnianych wyżej leków, znajdowałby się ibuprom jako lek przeciwbólowy. Opiekę nad chorymi sprawowałby już lekarz.
W dużych miastach wojewódzkich powinny być większe szpitale, na 10-15 łóżek, z dwoma doktorami do leczenia. Powinna tam być również sala operacyjna. Lekarz chirurg byłby wprowadzany na salę operacyjną przez zamaskowanych agentów, a każda operacja musiałaby mieć zgodę tej pożytecznej służby. Zabroniłbym używania w czasie operacji gazików, ponieważ jakiś gazik może zostać w sercu lub brzuchu pacjenta, co oczywiście zaszkodziłoby doktorowi, a nie pacjentowi. W sytuacji gdy pacjenta by się reperowało, np. w celu usunięcia wspomnianego gazika, należałoby ten gazik wyjąć z odpowiedniego narządu, starannie uprać w gorącej wodzie z dodatkiem proszku OMO i użyć do następnej operacji.
Jeśli chodzi o tzw. choroby przewlekłe, jak nadciśnienie i cukrzyca, to zaleciłbym w pierwszym przypadku luźną odzież, tak aby nie wywierać ciśnienia na pacjenta, w drugim zaś stosowanie słodzika (aspartan) zamiast cukru.
Zostawiłbym tylko jeden Uniwersytet Medyczny i kształcił głównie kadrę lekarską o profilu administracyjnym, tak aby wspomóc urzędników Ministerstwa Zdrowia i NFZ.
Dzięki powyższej reformie oszczędności byłyby widoczne gołym okiem
i ustałyby ustawiczne boje pomiędzy szpitalami a NFZ.
Tak sobie marzę…

Jerzy Borowicz

Archiwum