4 kwietnia 2011

Język nasz giętki

Piotr Müldner-Nieckowski

Oto kolejny lekarz wchodzi do grona leksykografów.
Pierwszym był Elias Lönnrot (1802-1884), który kolaską jeździł po Karelii od chorego do chorego, autor słownika fińsko-szwedzkiego i twórca fińskiego języka literackiego, autor Kalevali, narodowego eposu Finów. Było jeszcze kilku, a teraz swój słownik, jakże nietypowy, wydał nakładem Łódzkiego Towarzystwa Naukowego otolaryngolog i poeta z Łowicza – Zbigniew Kostrzewa.
Ładnie wydany leksykon (http://sklep.ltn.lodz.pl/Inne-k39-0-3-default.html) ma charakter bardziej literacki i żartobliwy niż naukowy, co wynika z dość swobodnej struktury dzieła, ale przede wszystkim z treści. Jedynym faktycznym rygorem jest w nim układ alfabetyczny i budowa artykułów typu „hasło – definicja”. Reszta to już tekst quasi-prozatorski o dużej sile rażenia, który można odbierać jako poszukiwanie proporcji między fachowością (lekarza) a potocznością (chorego), władzą absolutną a poddaństwem, rozumieniem biologii naukowym a naiwnym.
Nazwy i określenia podane w słowniku są najczęściej metaforyczne. Przenośnia skraca długie opisy do pojedynczych mocnych znaków. Wiele słów i wyrażeń ma także silną ekspresję właściwą językowi potocznemu, a właśnie taki język zbliża nas do myślenia ludzi z medycyną nieobznajomionych, ale jej się poddających. Odsłania lęk przed cierpieniem i śmiercią, niepewność losu, potrzebę zaufania do medycyny i lekarza. Pokazuje sposoby radzenia sobie w stanach krańcowych. Ratunkiem okazuje się między innymi sytuacyjne skojarzenie, dowcip, humor, ironia, a nawet szyderstwo. Jeśli pacjent szydzi, to nie ze złej woli, ale dlatego, że broni się przed nieznanym a niebezpiecznym. To zostało uchwycone niezwykle trafnie.
Z drugiej strony w leksykonie pojawia się dosadny „gabinetowy” język lekarzy, już bliższy medycznemu, naukowemu, lecz także pozostający w sferze kolokwialnej lub na jej pograniczu. Tu z kolei ujawnia się mechanizm walki z nadmiarem stresu, z niepewnością i ogólnie niepełnym zaufaniem do medycyny jako nauki, która, jak wiemy, nie jest wszechmocna. Odczuwamy także skrywane poczucie przewagi nad chorymi, czasem sprawiającymi kłopot, nieporadnymi albo agresywnymi. Jest to język dodający lekarzowi otuchy i pewności siebie, niekiedy służący po prostu poprawie nastroju.
Leksykon pokazuje charakterystyczny obraz świata – świata balansowania między zaskakująco bliskimi sobie pojęciami: zdrowiem i chorobą, życiem i śmiercią, żartem i tragedią, ryzykiem działania lekarskiego i leczeniem skutecznym.
O ile stosunkowo łatwo jest (przy odrobinie talentu) napisać skecz opisujący życie na styku lekarz-pacjent (ileż to było świetnych dowcipów!), o tyle skonstruowanie zbioru wyrazów, z których takie zdania są budowane, wydaje się zadaniem karkołomnym. Jak widać, jednak wykonalnym. A przy tym czytelnik lekarz będzie mógł skonfrontować własne spojrzenie na codzienny język gabinetu. Może jest inny?

Archiwum